Chmury nad Georgią

W niektórych armiach ASG to sposób na szkolenie żołnierzy. Podobnie starają się szkolić także cywile.

Strzelanie plastikowymi sześciomilimetrowymi kuleczkami to tylko pretekst. Niezależnie od tego, czy uczestnicy gier terenowych strzelają do siebie z air soft gunów (ASG), markerów do paintballa czy innych wynalazków, w każdej rozgrywce chodzi o symulowanie prawdziwego starcia zbrojnego.

Zabawka z Japonii

Nie licząc niedzielnych graczy, którzy karabin do airsoftu traktują jak kolejny kosztowny gadżet i zamiast uczestniczyć w rozgrywce, siadają na wzgórzu i udają snajpera, czy rekompensujących sobie kolejne pryszcze małolatów, którzy udają Rambo i ignorują trafienia, większa część społeczności ASG to ludzie zainteresowani podnoszeniem umiejętności taktycznych.

Choć strzałem z airsoftu można wybić oko, trudno traktować go jak broń. To zabawka dla dużych chłopców, która powstała w ojczyźnie wszelkich elektronicznych gadżetów. W Japonii lat osiemdziesiątych pod wpływem filmów akcji panowało olbrzymie zainteresowanie bronią ręczną, ale prawo tego kraju nie zezwalało na jej posiadanie. Pojawiły się więc łudząco podobne do oryginałów repliki. Zamiast ołowiem, strzelały plastikowymi bądź gumowymi kulkami; wkrótce określono dla nich uniwersalny kaliber 6 milimetrów.

Reklama

Pod polskie strzechy

Pierwsze repliki działały dzięki prostej sprężynie, później pojawiły się takie, które wystrzeliwały pociski za pomocą sprężonego gazu. Hitem okazały się dopiero air electric guns, czyli elektryczne automaty w obudowach przypominających nowoczesne karabiny piechoty.

Wprowadzono także poprawiający celność i zwiększający zasięg kulek system hop-up. To już nie były markery do paintballa, których ciężkie pociski wypełnione farbą leciały po łuku i można było ich unikać niczym w filmowym "Matrixie". Repliki nadal nie miały takiego zasięgu jak prawdziwa broń, ale kiedy ich się używało, można już było mówić o pewnym podobieństwie do działań na polu walki. Realizmu dodały jeszcze miny i granaty ASG. Pojawił się także podział broni na pistolety, karabiny snajperskie, maszynowe i szturmowe.

Dzisiaj posługiwanie się air soft gunami to hobby rozpowszechnione na całym świecie. Z Japonii przeniosło się do Stanów Zjednoczonych i Europy, potem - dzięki wchodzącym przebojem tanim i niezłym produktom z Chin - trafiło także pod polskie strzechy.

Rekonstruktorzy?

Mimo wielu zalet ASG rzadko jest używany jako metoda treningowa w siłach zbrojnych, choć czasami korzysta z niego armia amerykańska. "Kuleczkowcy" to najczęściej hobbyści, którzy nie chcą spędzać weekendu przed telewizorem, raczej wolą pobiegać na świeżym powietrzu, a przy okazji kolekcjonować atrakcyjne wyposażenie. Niektórzy wyłamują się z tego schematu i tworzą różne oddziały oraz grupy. To właśnie przez nich i dla nich organizowane są wielkie i dobrze przygotowane imprezy, takie jak tegoroczny "Combat Alert".

Poważniejsze oddziały airsoftowe mają wiele wspólnego z grupami rekonstrukcji historycznej. Istnieją tylko dwie podstawowe różnice: rzadko odtwarza się tu historię, częściej czasy współczesne, a hobby nie jest nastawione na interakcję z osobami postronnymi, czyli tak zwanymi turystami. Można jednak mówić o pewnego rodzaju odtwórstwie. Istnieją grupy wcielające się w pododdziały brytyjskie, amerykańskie czy rosyjskie konkretnych formacji. Mają one atrapy broni i umundurowanie, strukturę i szkolenia takie jak odtwarzane jednostki.

Szczególnie chętnie naśladuje się dysponujących atrakcyjnym sprzętem i poręczną bronią Amerykanów. W ich mundury ubiera się mniej więcej połowa wszystkich polskich graczy ASG. Spora jest także grupa miłośników rzadkiego i specjalnie sprowadzanego umundurowania rosyjskiego - oczywiście nie takiego, jakiego na co dzień używają szeregowcy na Kaukazie, ale tego dla sił specjalnych, wprowadzanego do użytku w limitowanych seriach.

Zapaleni hobbyści

Oprócz "Rusków" i "Jankesów" sporą grupę stanowią "Niemcy". Ich kamuflaże, czyli wywodzące się jeszcze sprzed II wojny światowej flecktarny, są wygodne i optymalne do użycia w polskich lasach. Co najważniejsze jednak, wyposażenie niemieckie w większości jest tanie. Za 100-150 złotych można skompletować zestaw: kurtka, koszula i spodnie. Polskich żołnierzy naśladuje się sporadycznie, między innymi ze względu na mundur o nie najlepszym komforcie użytkowania, trudny dostęp do osprzętu i brak replik imitujących beryla.

Poza strzelającymi kulkami atrapami broni, które ze względów bezpieczeństwa są złem koniecznym, uczestnicy gier airsoftowych mają oryginalny sprzęt wojskowy. Gracze ASG to najlepsi klienci portalów aukcyjnych i sklepów z demobilem. Najczęściej nie stać ich na nowe wyposażenie, kupują więc używane, często po zaskakująco niskich cenach. Hełm kevlarowy można kupić za kilkaset złotych, noktowizory za 800-2000 złotych, a parę krótkofalówek umożliwiających porozumiewanie się i koordynację działań w terenie nawet już za 300. Ponadto, jak przystało na zapalonych hobbystów, gracze ciągle kupują coś nowego - a to kolimator, a to celownik optyczny, a to elektroniczne pluskwy, którymi można obstawić stanowisko, aby sygnałem dźwiękowym poinformowały o tym, że ktoś przekroczył zaznaczoną strefę.

Wsparcie dla partyzantów

Na "Combat Alert 2011" będzie kontynuowana fabuła z poprzedniej imprezy. Przypomnijmy, że w wyniku rozgrywki z 2010 roku Republika Wschodnia zajęła niewielką Georgię i pokonała koalicję Zachodu. Zgodnie z treścią scenariusza nikt nie chciał ryzykować otwartego konfliktu ze zwycięzcami, nikt też nie upomniał się o prawa podbitego państewka. Mieszkańcy Georgii wzięli jednak sprawy w swoje ręce. Pod wodzą niejakiego Flashbanga zorganizowali ruch oporu. Zachód chce teraz wesprzeć partyzantów i wysyła do Georgii nieliczne, lecz dobrze wyszkolone oddziały specjalne.

W manewrach wezmą udział trzy strony konfliktu. Ci, którzy będą chcieli stać się częścią potężnych sił lądowych i współdziałać z załogami ciężkich pojazdów, wejdą w skład jednej z trzech kompanii należących do armii regularnej. Ci, którzy, czują się dobrze przygotowani fizycznie i chcą w niewielkich grupach wykonywać trudne zadania, zapisują się do Special Force. Ostatnią grupą (i to jest nowość na "Combat Alert") będą partyzanci, którzy jako mieszkańcy Georgii już przed grą zostaną zapoznani z terenem. A jest co poznawać - rozgrywka odbędzie się na 220 hektarach, czyli dwa razy większym obszarze niż rok temu.

Co planuje przeciwnik?

Partyzanci będą mieli nad przeciwnikami jedną przewagę - do poruszających się bez broni nie wolno bowiem strzelać; dzięki temu mogą być doskonałymi wywiadowcami. Special Force i partyzanci mogą współpracować. Armia Wschodu jednak i tak będzie ponaddwukrotnie liczniejsza. Do dyspozycji dostanie samoloty zwiadowczo-bombowe w postaci dwóch awionetek z warszawskiego aeroklubu oraz ciężkie pojazdy opancerzone i liczne środki transportu kołowego.

Każda ze stron będzie mieć własny sztab. Komórki dowódcze nie zostały wybrane przypadkowo i działają już od miesięcy - ich członkowie spotykają się na seminariach i dyskutują nad tym, jaką taktykę przyjmą w ostatni weekend maja. A jest nad czym debatować. Rozgrywka ma trwać 26 godzin bez przerwy - od północy z piątku na sobotę (z 27 na 28 maja 2011 roku) do drugiej w nocy w niedzielę.

- Celowo zaplanowaliśmy czas gry dłuższy, niż pozwalają na to ludzkie możliwości, żeby działać bez przerwy na stuprocentowych obrotach. To doda grze realizmu - mówi Rafał Zandberg "Rav", dowódca armii regularnej i jeden z organizatorów "Combat Alert". "Rav" przyznaje, że nie wie, jak wypadną nocne operacje. - W zeszłym roku wielu ludzi się pogubiło, a teraz teren będzie dwa razy większy. Może być ciekawie - dodaje. Niewiadomych jest więcej. Przede wszystkim żadna ze stron nie wie, co planuje przeciwnik, a armia regularna zachodzi w głowę, czy Special Forces porozumieją się z partyzantami, a jeśli tak to, w jakim stopniu.

Sztuka imitacji

- Mimo że manewry "Combat Alert" są airsoftową grą akcji z elementami MILSIM-u i LARP-u, dokładamy wszelkich starań, by wiernie oddać prawdziwy wojskowy dryl - mówi Marcin Korowaj, organizator imprezy i radny warszawskiej Białołęki. Podobnie jak na manewrach wojskowych, różne pomysłowe patenty mają symulować sytuację taktyczną.

Artylerię będą udawać przemieszczający się na quadach moderatorzy, którzy zajmą się odbieraniem namiarów radiowych od walczących oddziałów piechoty. Będą one deklarowały prowadzenie ostrzału danego kwadratu. Na miejscu to sędzia wyznaczy, kto spośród ostrzelanych został wyeliminowany i musi udać się do punktu zbornego, czyli tak zwanego respawna.

Lżejszą artylerię będą stanowić pierwszy raz użyte repliki moździerzy w skali 1:1, mogące razić cel gradem sześciomilimetrowych kulek. Jednostki specjalne zostaną wyposażone w rusznice przeciwpancerne do likwidowania pojazdów opancerzonych typu SKOT. Odpowiednio nakierowana wiązka laserowa powoduje odpalenie ładunków dymnych wewnątrz wozu. Park pojazdów uzupełniają honkery i samochody specjalnie przygotowane na to spotkanie. Rok temu jedna z ekip miała obudowane blachami, budzące grozę... daewoo tico.

Nie ma rękoczynów, nie ma poniżania

W grze udział wezmą też "śmigłowce". Zamiast maszyn, których wynajem byłby horrendalnie drogi, pojawią się samochody dostawcze z bocznymi odsuwanymi drzwiami, ławkami i zielono-czerwonym oświetleniem wnętrza przywodzącymi na myśl UH-1. Wewnątrz nich z głośnika ma dobiegać warkot śmigłowcowych silników.

"Combat Alert" to jedno z bardziej zaawansowanych przedsięwzięć tego typu w Polsce. Złożony scenariusz i skala imprezy wymagają wielu przygotowań. W trakcie wyjazdu do Chrcynna na początku kwietnia 2011 roku w teren ruszyła dwuosobowa grupa kartograficzna, która za pomocą GPS-u dokonała szczegółowej analizy terenu i stworzyła jego mapę uwzględniającą ścieżki i punkty orientacyjne. Zespół nie robił tego na potrzeby całej imprezy, lecz tylko... koalicji wschodniej, armii regularnej, do której obaj kartografowie należeli.

W czasie walk dużej armii okupacyjnej z partyzantami i nielicznymi siłami komandosów będzie dochodziło do sytuacji nie znanych ze zwyczajnych gier ASG. Wiele niespodzianek może się pojawić, gdy partyzanci zaczną udawać cywili. Dlatego armia regularna będzie musiała ustawić punkty kontrolne, na których sprawdzi, czy cywile posiadają broń. Oczywiście nie będzie mowy o brutalnym traktowaniu kontrolowanych. - To przede wszystkim ma być zabawa dla każdego. Nie ma mowy o rękoczynach ani żadnej formie poniżenia - deklaruje "Rav".

Realizm w cenie

Uczestnicy gry już od jakiegoś czasu trenują przekradanie się przez granicę (specjalsi), której strzeże nieprzyjaciel, bądź skuteczne jej pilnowanie (oddziały regularne) oraz eskortę VIP-a. Taki scenariusz na polach paintballowych i ASG często się pojawia, ale w tej grze wojska Republiki Wschodniej ma odwiedzić premier tego kraju. Jego śmierć byłaby wielkim zwycięstwem zarówno dla Special Forces, jak i partyzantów. Dlatego czas i trasa przejazdu dostojnego gościa pozostają najściślej strzeżonymi sekretami tegorocznej rozgrywki.

Ci, którzy uważają to hobby za coś więcej niż bieganie po lesie, starają się urealnić posiadaną atrapę broni.

Niezależnie od wyglądu karabinek do ASG i marker do paintballa znacznie łatwiej obsługiwać niż prawdziwą broń. Są bezodrzutowe, lekkie i ciche. W dodatku mieszczą się w nich setki pocisków - w spłuczce markera 200 sztuk, a w magazynku air electric guna - 400. Ci, którzy uważają to hobby za coś więcej niż bieganie po lesie, ruinach fabryki czy pegeerze, starają się urealnić posiadaną atrapę broni. Droższe wyposażenie charakteryzuje się nie tylko lepszymi parametrami strzeleckimi, lecz także ciężarem takim samym jak symulowanej broni. W najbardziej ortodoksyjnych grach używa się magazynków o pojemności 30 kulek ("Real-Cap"). Na "Combat Alert 2011" w użyciu mają być formy pośrednie - tak zwane mid-capy. Mieszczą one od 50 do 130 kulek, w zależności od używanej broni.

Jeśli odpowiedni ciężar broni i duża pojemność magazynka nie wystarczają, żeby poczuć realizm, możemy pokusić się o system Blow Back, który imituje odrzut broni. Ambitniejsi użytkownicy mogą kupić RAM - każda kulka jest w kawałku rurki z tworzywa i po strzale wypada, podobnie jak łuska karabinu. Takie repliki są wykorzystywane w szkoleniu bojowym wojsk amerykańskich.

Maciej Szopa

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: szkolenie | zabawa | wojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy