Bitwa, która ocaliła Polskę i Europę

Dokładnie 90 lat temu, 15 sierpnia 1920 r., na przedpolach Warszawy rozstrzygnęła się przyszłość Polski i Europy. Ale bitwa, nazywana "cudem nad Wisłą", z siłami nadprzyrodzonymi nie miała wiele wspólnego...

Koniec drugiej dekady XX wieku był niezwykle gorącym okresem w Europie Środkowo-Wschodniej. Na początku marca 1918 r. rządzona przez bolszewików Rosja, która wycofała się z wojny pół roku wcześniej, podpisała traktat pokojowy z Cesarstwem Niemieckim i Austro-Węgrami. Na mocy zapisów traktatu brzeskiego oddała ona Niemcom olbrzymie tereny na zachodzie Imperium Rosyjskiego. Uznała także prawo narodów zamieszkujących Rosję do samostanowienia.

Pokój był potrzebny Leninowi, by dokończyć rewolucję w państwie i rozprawić się z przeciwnikami. Oddane tereny chciał odzyskać, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja, i jednocześnie rozprzestrzenić rewolucję na kraje zachodnie.

Reklama

Tajne rosyjsko-niemieckie porozumienie

W listopadzie 1918 r. z chaosu wojny zaczęły wyłaniać się na wschodzie Europy ośrodki polityczne narodów, które w XIX wieku nie miały niepodległości i aspirowały do stworzenia własnych państw. Chciały zapełnić wówczas próżnię, jak powstała po poddaniu się Niemiec i - nieuznawanej przez Zachód i nieuczestniczącej w konferencji paryskiej - bolszewickiej Rosji.

Jednakże na mocy tajnego porozumienia zawartego przez Lenina z dowództwem niemieckim w listopadzie 1918 r. bolszewicy zaczęli przejmować tereny okupowane przez armię Ober-Ostu. Jak tylko wojska niemieckie zaczęły opuszczać tę część Europy, tuż za nimi, na zachód zaczęła posuwać się Armia Czerwona.

Cel: Wisła

Na przełomie 1918 i 1919 roku, utworzona właśnie w tym celu przez bolszewików, Armia Zachodnia zajęła Mińsk i Wilno. Lenin rozpoczął tym samym tzw. "zbieranie ziem byłego imperium", na których zamierzał wprowadzić nowy ustrój i podjął próbę eksportu rewolucji na zachód.

Przywódca bolszewików pragnął zbliżyć się terytorialnie do Prus Wschodnich, by mieć wpływ na trwającą w Niemczech rewolucję. Następnym etapem ofensywy Armii Czerwonej miało być uderzenie w kierunku Niemna i Bugu w styczniu i lutym 1919 roku. Operacja ta nosiła nazwę "Cel Wisła".

Strefa buforowa

Józef Piłsudski, ówczesny Naczelnik Państwa Polskiego, w budzącej się po wojnie Europie dążył do oddzielenia Polski od Rosji poprzez utworzenie na wschodzie państw buforowych: Litwy, Białorusi i Ukrainy. W swoje koncepcji Piłsudski założył, że te państwa narodowe będą skonfederowane z Polską i dlatego nasze wojska wesprą je w walce z bolszewikami.

Polska ofensywa ruszyła na dobre w marcu 1919 r. Odradzające się państwo Polskie nie miało wtedy żadnych sojuszników wśród polityków litewskich, ukraińskich i białoruskich. Mało tego, Polska była skłócona z Litwinami o Wilno, a z Ukraińcami o Podole, Wołyń i Lwów. Dopiero we wrześniu zyskano poparcie ukraińskiego atamana Semena Petlury, przywódcy Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Niewypowiedziana wojna

Wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się 14 lutego 1919 r. od powstrzymania przez polskie wojska w rejonie białoruskiego miasteczka Mosty marszu oddziałów bolszewickiego Frontu Zachodniego, które posuwały się za wycofującymi się Niemcami. Jak napisał historyk Artur Leinwand: "Tak więc obok istniejącego już poprzednio konfliktu politycznego powstał konflikt zbrojny. Rozpoczęła się niewypowiedziana wojna między Polską a Rosją Radziecką".

Zobacz, jak wyglądała Bitwa Warszawska:

Do 19 kwietnia 1919 r. oddziały polskie dowodzone przez gen. Stanisława Szeptyckiego zajęły Lidę, Baranowicze, Nowogródek i Wilno, które było najważniejszym celem ofensywy. Trzy dni później Piłsudski wydał odezwę "Do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego", w której uznał prawo do samostanowienia wszystkich narodów zamieszkujących ziemie byłego Księstwa: "Wojsko polskie, które ze sobą przyprowadziłem dla wyrzucenia panowania gwałtu i przemocy, dla zniesienia rządów krajem wbrew ludności (...). Chcę dać wam możność rozwiązania spraw wewnętrznych, narodowościowych i wyznaniowych tak, jak sami sobie tego życzyć będziecie, bez jakiegokolwiek gwałtu lub nacisku ze strony Polski".

Mimo takiego zapewnienia Litwini pozostali nieufni wobec Naczelnik Państwa Polskiego, obawiając się polskiej dominacji oraz utraty Wilna.

Polska ofensywa, kontynuowana m.in. dzięki złamaniu sowieckich szyfrów radiowych praz wywiad kierowany przez por. Jana Kowalewskiego, zatrzymała się na początku 1920 r. Piłsudski czekał wówczas na rozwiązanie decydującego starcia w rosyjskiej wojnie domowej, gdyż wojska "białych" - zwolenników powrotu caratu - były tylko kilka kilometrów od Moskwy. Ostatecznie jednak bolszewicy pokonali je i przygotowywali się do ofensywy na zachód.

Po zawarciu w kwietniu 1920 r. polityczno-wojskowego sojuszu z Semenem Petlurą, Piłsudski mógł wyprzedzić marsz bolszewików i uderzyć na Kijów.

Wyprawa na Kijów

Sojusz w sprawie wspólnej polsko-ukraińskiej walki przeciwko Armii Czerwonej zakładał, że po zakończeniu działań wojennych, na wniosek jednej ze stron, polskie oddziały wycofają się poza wyznaczoną w umowie granicę między Rzeczpospolitą a Ukrainą. Tym samym Polska uznawała prawo Ukrainy do niepodległości.

25 kwietnia 1920 r. wojska polskie rozpoczęły na Ukrainie ofensywę, której celem było pokonanie Armii Czerwonej. Nasze oddziały miały osiągnąć linię rzeki Dniepr, gdzie działania wojenne miały przejąć oddziały Ukraińskiej Republiki Ludowej. Armia polska bez większych przeszkód dotarła do Kijowa i 7 maja zajęła miasto wspólnie z oddziałami ukraińskimi. Wkraczające oddziały polskie spotkały się jednak ze sporą rezerwą mieszkańców, nieuznających Polaków za sojuszników i w większości nieakceptujących władz Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Z sukcesu cieszyło się natomiast polskie społeczeństwo, politycy zaś wychwalali marszałka Józefa Piłsudskiego. Radość nie trwała jednak długo. Tydzień po zajęciu Kijowa przez polsko-ukraińskie siły, Armia Czerwona pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego rozpoczęła kontrnatarcie, które - choć początkowo odparte - w czerwcu zmusiło wojska polskie do odwrotu.

Oddziały bolszewickie zajęły Żytomierz, oblegały Lwów i coraz bardziej zagrażały Warszawie.

Robotnicy przeciw Polakom

Sytuacja militarna i polityczna stawała się dla Polski bardzo niekorzystna. Przegrupowaniem bolszewickich jednostek kierował dwudziestosiedmioletni Michaił Tuchaczewski, były carski oficer o dużym talencie i jeszcze większej ambicji. "Wszystko mi jedno, czy zdobędę Konstantynopol pod czerwonym sztandarem czy pod prawosławnym krzyżem" - twierdził. Był bardzo zadowolony, że będzie dowodził w pierwszej międzynarodowej wojnie. Chciał poczekać dłużej na uzupełnienia, jednak S. Kamieniew, głównodowodzący Armii Czerwonej, wydał rozkaz natychmiastowego ataku. Armia Czerwona posiadała przewagę, liczyła ponad 150 tys. żołnierzy w pierwszej linii, do których ciągle dołączały nowe oddziały, w tym legendarna już 1. Konna Armia Siemiona Budionnego. Wojska polskie liczyły około 95 tys. żołnierzy. Większość z nich obsadzała jednak terytoria zajęte w czasie ostatniej ofensywy. Budowa ukraińskiej armii przez Petlurę przebiegała natomiast bardzo powoli i napotykała wiele trudności.

Co więcej, to Polska była postrzegana na Zachodzie jako agresor. Rewolucja bolszewicka cieszyła się dużym poparciem wśród zachodnioeuropejskich robotników, dlatego na wieść o wojnie polsko-sowieckiej w wielu miastach, szczególnie zaś w angielskich i niemieckich portach, wybuchły strajki, które utrudniały dostarczanie zaopatrzenia dla polskiej armii.

Spanikowani Polacy proszą o pomoc

Po kilku tygodniach walk, kiedy to inicjatywa raz po raz przechodziła to na stronę polską, a to na bolszewicką, Armia Czerwona zaczęła spychać Polaków w głąb kraju. Przy okazji pokazując im swoje okrucieństwo. Prym wiodła w tym konnica Budionnego, po przejściu której pozostawała tylko spalona ziemia i trupy.

W tej sytuacji rząd Władysława Grabskiego zwrócił się o pomoc do państw Ententy, które postanowiły interweniować. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Curzon wysłał do Moskwy telegram, w którym proponował zawieszanie broni na zaproponowanej przez niego granicy. 10 lipca 1920 r. w Spa rząd Polski podpisał układ z państwami Ententy o rozpoczęciu rokowań pokojowych z Rosją bolszewicką, wojska polskie miały się cofnąć za linię Curzona, biegnącą wzdłuż Bugu. Lenin odrzucił jednak tę propozycję, dopatrując się w niej fortelu i licząc na szybkie zwycięstwo Armii Czerwonej, które umożliwi przeniesienie rewolucji i władzy sowieckiej na Zachód.

Dwa dni później Armia Czerwona zajęła Wilno, co spowodowało wybuch paniki w społeczeństwie polskim. W tych dramatycznych okolicznościach 24 lipca 1920 r. pod przewodnictwem Wincentego Witosa utworzono Rząd Obrony Narodowej, w którym przeciwnicy Naczelnika atakowali jego strategię, ale jednocześnie mobilizowali społeczeństwo do walki, starając się opanować panikę.

Do Polski przybyła w tym czasie wysłana przez Ententę misja wojskowa. Na jej czele stał gen. Maxime Weygand, któremu marzyło się objęcie dowództwa nad polską armią. Ostatecznie zadowolił się funkcją zastępcy szefa sztabu marszałka Piłsudskiego.

Postępy nacierających na Warszawę wojsk Michaiła Tuchaczewskiego, wspomaganych przez - coraz bardziej zmęczoną bojami - armię Siemiona Budionnego i korpus kawalerii Gaj-Chana (mającego opanować północne Mazowsze, aby w ten sposób otoczyć i ostatecznie pokonać siły polskie), tak ucieszyły Lenina, że utworzył on pod koniec lipca Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski.

11 sierpnia 1920 r. Armia Czerwona dotarła nad Wisłę. Wtedy to właśnie Tuchaczewski miał powiedzieć "jeszcze 16 wiorstw i Europa". Prawda okazała się być jednak zgoła inna.

Zmiana polskich planów

Wydawało się, że stolica jest nie do obrony. Jednak w czasie, kiedy Armia Czerwona zbierała siły do ostatecznej bitwy, Polacy przegrupowali wojska. Marszałek Józef Piłsudski już w pierwszej połowie lipca planował doprowadzenie do wielkiej bitwy. Początkowo zamierzał zatrzymać odwrót polskiej armii na linii Narwi i Bugu. Jednak szybszy i bardziej dramatyczny odwrót polskich wojsk wymuszał wybranie nowej lokalizacji.

Cały czas trwały też przygotowania społeczeństwa. Oprócz antybolszewickich działań propagandowych wystosował apel do ochotników, w wyniku którego w ciągu sześciu tygodni do wojska wstąpiło ponad 160 tys. osób. Udało się także zgromadzić spore zapasy broni i żywności. Niezmiennie działania Piłsudskiego spotykały się z aprobatą Kościoła.

Natarcie jak w powstaniu

Ostatecznie marszałek Piłsudski przedstawił 6 sierpnia 1920 r. plan, który na podstawie jego ogólnej koncepcji, opracowali szef sztabu generalnego Tadeusz Rozwadowski, płk Tadeusz Piskor i kpt. Bronisław Regulski. Zakładał on oderwanie się wojsk polskich od linii nieprzyjaciela i przyjęcie głównej bitwy na przedpolach Warszawy.

Posiadając informacje zdobyte przez polski wywiad, Naczelnik Państwa wiedział, że Tuchaczewski zamierza wzorować się na manewrze przeprowadzonym podczas powstania listopadowego przez gen. Paskiewicza, polegającym na związaniu sił polskich na przedpolu Warszawy i sforsowaniu Wisły na północ od niej. Stwarzało to okazję do przeprowadzenia kontrataku na lewe skrzydło bolszewickiego Frontu Północno-Zachodniego, które stawało się tzw. miękkim podbrzuszem.

Wojsko Polskie uległo całkowitemu przegrupowaniu. Front Północny, od granicy z Prusami Wschodnimi aż do Puław dowodzony przez gen. Józefa Hallera, miał bronić Warszawy i związać większość sił Tuchaczewskiego. Front Środkowy dowodzony przez gen. Rydza-Śmigłego, nad którym pieczę trzymał sam Piłsudski, rozciągał się od Puław wzdłuż rzeki Wieprz i sięgał do Sokala. Stąd miał nastąpić główny kontratak, który miał przedrzeć się na tyły wojsk bolszewickich. Na czele Frontu Południowego stał gen. Iwaszkiewicz. Jego zadaniem była obrona Lwowa i związanie konnej armii Budionnego.

Jakkolwiek plan zyskał poparcie gen. Weyganda, to Piłsudski doskonale zdawał sobie sprawę że jego pomysł jest bardzo ryzykowny. Napisał nawet rezygnację z funkcji głównodowodzącego armią i Naczelnika Państwa, na wypadek, gdyby bitwa zakończyła się klęską wojsk polskich. A mogło tak być, bo kilka dni po wydaniu decyzji Tuchaczewski dostał kopię rozkazu Piłsudskiego, jaką znaleziono przy zwłokach polskiego oficera. Dowodzący natarciem na Polskę zignorował go sądząc, że musi być sfabrykowany.

Bitwa Warszawska toczyła się w dniach 13 - 15 sierpnia 1920 r. Rozpoczęła się walką o przedpole stolicy, m.in. o Radzymin, który kilkanaście razy przechodził z rąk do rąk. Bolszewicy byli przekonani o swojej przewadze i śmiali się, że "jeszcze wieczorem będą pić czekoladę w Belwederze". Ostatecznie polscy żołnierze, za cenę wielkich strat, utrzymali Radzymin i inne miejscowości, odrzucając nieprzyjaciela daleko od swoich pozycji.

14 sierpnia działania zaczepne na linii Wkry podjęła 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego, mająca przeciw sobie siły sowieckiej IV i XV armii. W zaciekłej walce pod modlińską twierdzą wyróżniała się m.in. 18. Dywizja Piechoty gen. Franciszka Krajewskiego. Ciężkie boje, zakończone polskim sukcesem, miały miejsce również pod Pułtuskiem i Serockiem. 16 sierpnia gen. Sikorski śmiałym atakiem zdobył Nasielsk. Mimo to inne jednostki sowieckie nie zaprzestały marszu w kierunku Brodnicy, Włocławka i Płocka.

Jednym z ważnych fragmentów Bitwy Warszawskiej było zdobycie 15 sierpnia przez kaliski 203. Pułk Ułanów sztabu 4. armii sowieckiej w Ciechanowie, a wraz z nim - kancelarii armii, magazynów i jednej z dwóch radiostacji, służących Sowietom do utrzymywania łączności z dowództwem w Mińsku. Szybko podjęto decyzję o przestrojeniu polskiego nadajnika na częstotliwość sowiecką i rozpoczęciu zagłuszaniu nadajników wroga, dzięki czemu druga z sowieckich radiostacji nie mogła odebrać rozkazów. Warszawa bowiem na tej samej częstotliwości nadawała bez przerwy przez dwie doby teksty Pisma Świętego - jedynego wystarczająco obszernego tekstu, jaki udało się szybko odnaleźć.

Brak łączności praktycznie wyeliminował IV Armię z bitwy o Warszawę.

Klęska bolszewików

Faza obronna Bitwy Warszawskiej trwała do 16 sierpnia, kiedy to, dzięki działaniom marszałka Piłsudskiego, nastąpił przełom. Dowodzona przez niego tzw. grupa manewrowa, w skład której wchodziło pięć dywizji piechoty i brygada kawalerii, przełamała obronę bolszewicką w rejonie Kocka i Cycowa, a następnie zaatakowała tyły wojsk bolszewickich nacierających na Warszawę. Tuchaczewski musiał wycofać się w kierunku Niemna.

Kolejny raz przegrupowane oddziały polskie kontynuowały działania pościgowe starając się uniemożliwić odwrót głównych sił Tuchaczewskiego, znajdujących się na północ od Warszawy.

21 sierpnia rozpoczęła się decydująca faza działań pościgowych: 1. dywizja piechoty z 3. Armii polskiej sforsowała Narew pod Rybakami, odcinając drogę odwrotu resztkom XVI Armii w kierunku na Białystok, natomiast 15. dywizja piechoty z 4. Armii polskiej, po opanowaniu Wysokiego Mazowieckiego, odcięła odwrót oddziałom XV Armii sowieckiej z rejonu Ostrołęki. Podobnie 5. Armia polska przesunęła się w kierunku Mławy.

IV Armia bolszewicka, nie wiedząc o klęsce pod Warszawą, zgodnie z wytycznymi atakowała Włocławek - zamykając sobie w ten sposób drogę odwrotu. W tej sytuacji jedynym wyjściem dla oddziałów sowieckich było przekroczenie granicy Prus Wschodnich, co też zrobiły 24 sierpnia. Tam część z nich została rozbrojona.

25 sierpnia polskie oddziały doszły do granicy pruskiej, kończąc tym samym działania pościgowe. Ostatecznym przypieczętowaniem polskiego zwycięstwa nad bolszewikami była, rozegrana pod koniec września 1920 r., bitwa nad Niemnem. Potwierdziła ona militarne zdolności marszałka Józefa Piłsudskiego.

To nie cud, lecz przebiegłość

W wyniku Bitwy Warszawskiej straty strony polskiej wyniosły: 4,5 tys. zabitych, 22 tys. rannych i 10 tys. zaginionych. Straty zadane Sowietom nie są znane. Przyjmuje się, że około 25 tys. żołnierzy Armii Czerwonej poległo lub było ciężko rannych, 60 tys. trafiło do polskiej niewoli, a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców.

Bitwa Warszawska została uznana za 18. przełomową bitwę w historii świata. Zadecydowała bowiem o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymała marsz rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią.

Bitwa przez Polaków bywa często określana mianem "cudu nad Wisłą". Co ciekawe, po raz pierwszy takiego określenia, jeszcze przed bitwą, użył Stanisław Stroński, zażarty endek i przeciwnik Piłsudskiego, który pisał w "Rzeczpospolitej", że "przy tak fatalnym wodzu tylko cud może uratować Polskę". Naczelny Wódz, który początkowo bardzo nie lubił tego określenia, z czasem postanowił przekuć go na swoją korzyść.

Sama fraza "cud nad Wisłą" jest natomiast kopią z francuskiego "cudu nad Marną". Właśnie takim określeniem tamtejsza prasa okrzyknęła obronę Paryża przed wojskami niemieckim w 1914 r.

Jak się wydaje, tajemnica zwycięstwa wojsk Piłsudskiego w wojnie z bolszewikami 1920 r. nie leży w pomocy sił nadprzyrodzonych, lecz w przewadze, jaką zyskali Polacy po złamaniu sowieckich szyfrów radiowych jeszcze we wrześniu 1919 r. Co więcej, polskie dowództwo umiało zręcznie wykorzystać znajomość planów i rozkazów Armii Czerwonej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niepodległości | wojna | Wilno | 15 sierpnia | zachód | czerwona | wojsko | oddziały | gen | armia | bitwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy