Bezzałogowe cacka

Polska armia ma już sześć bezzałogowych samolotów orbiter. Służą w Iraku, Afganistanie, wkrótce trafią do Czadu. Obsługują je żołnierze, którzy muszą... być zapalonymi graczami komputerowymi.

Z wyglądu ten niezwykły sprzęt przypomina raczej zabawkę, ale zabawką bynajmniej nie jest - czytamy w "Życiu Warszawy". Te nigdy nie kosztują pół miliona dolarów, ani nie ratują życia naszym chłopcom z kontyngentów w Iraku czy Afganistanie. A tak jest właśnie z orbiterami. Choć wojsko nie chce zdradzić, w jakich dokładnie działaniach wykorzystywane są te maszyny, to wiadomo, że są one przydatne np. w obserwowaniu drogi konwoju czy otoczenia baz.

Jeden z orbiterów

jest już od ponad roku na wyposażeniu jednostki specjalnej GROM. Komandosi używali go już w Iraku. Sześć kolejnych trafiło do nowo powstałej Eskadry Bezpilotowych Statków Latających 49. Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego. Używają ich żołnierze w Iraku, Afganistanie, w Polsce, a wkrótce jeden z orbiterów znajdzie się na wyposażeniu kontyngentu służącego w Czadzie.

Reklama

Samolot może wykonywać

zdjęcia przez godzinę lotu w zasięgu 10 km od miejsca startu. Wystrzeliwuje się go z katapulty i wyznacza trajektorię lotu, którą można potem na bieżąco korygować. Samolot leci z szybkością 100 kilometrów na godzinę. Dzięki zastosowaniu specjalnej farby maskującej bardzo trudno dostrzec go z ziemi. Elektryczny silnik zapewnia, że przeciwnik nie usłyszy samolotu nawet wtedy, gdy ten znajduje się tylko 100 metrów nad nim.

Bardzo przydatne w opanowaniu

odczytywania obrazów z orbitera na monitorze są... gry komputerowe. Obraz często pojawia się pod dziwnym kątem. Młodzi żołnierze, którzy od dzieciństwa mieli styczność z komputerami i wszelkiego rodzaju symulatorami, o niebo lepiej radzili sobie podczas szkoleń niż starsi.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: żołnierze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy