7 tys. km do wolności

Wiosną 1941 r. polski porucznik kawalerii organizuje ucieczkę z obozu w Jakucku na Syberii. Towarzyszy mu 6 więźniów i przypadkowo spotkana polska dziewczyna. Uciekinierzy przemierzają piechotą w ekstremalnych warunkach nawet po 50 km dziennie.

Kawalerzysta, czyli Sławomir Rawicz, po rekonwalescencji trafia do polskiego dywizjonu sił powietrznych w Wielkiej Brytanii. Po wojnie zostaje w Anglii, a swoją wędrówkę opisuje w bestsellerowej książce "Długi marsz".

Ukradziona historia

Ta nieprawdopodobna ucieczka z łagru przez wiele lat nie była kwestionowana, potem jednak zaczęły pojawiać się wątpliwości. Dopiero w 2006 roku, po śmierci Rawicza, dziennikarze BBC przeszukujący archiwa polskie, rosyjskie, białoruskie oraz zasoby Instytutu Sikorskiego w Londynie natrafili na ciekawe dokumenty. Według nich autor "Długiego marszu" nie mógł brać w nim udziału, bo nigdy nie uciekł z łagru. Skorzystał z amnestii przewidzianej w pakcie Sikorski-Majski i w 1942 roku wstąpił do armii polskiej, a następnie wyszedł z nią z ZSRR.

Wkrótce pojawiła się kolejna sensacja. W maju 2009 roku John Dyson, reporter magazynu "Reader's Digest", dotarł do innego polskiego oficera, Witolda Glińskiego, który wyznał, że to właśnie on wraz z towarzyszami uciekł z syberyjskiego łagru i pieszo dotarł do Indii. Dziś ma 87 lat i mieszka z żoną, Angielką, w Kornwalii.

W łagrze czekała tylko śmierć

Gliński cały czas wiedział, że Sławomir Rawicz podszył się pod niego, ale nie prostował informacji. Chciał zapomnieć o wojennym koszmarze i dlatego o swoich przeżyciach nie opowiedział nawet żonie. Jak mówił w jednym z wywiadów, powieść biła rekordy powodzenia i nikt by mu wtedy nie uwierzył, że to jego historia. Dopiero pod wpływem powszechnego zainteresowania postanowił ujawnić prawdę. Jak zatem Rawicz poznał historię tej ucieczki? Prawdopodobnie na podstawie raportu, który Gliński sporządził w polskiej ambasadzie w Londynie.

Historia Witolda Glińskiego do złudzenia przypomina tę książkową. Po wybuchu II wojny światowej został wywieziony do Rosji i skazany na 25 lat ciężkich robót. Zesłano go do obozu 303., położonego na południowy zachód od Jakucka. Pracował tam jako drwal. Jak mówi, w łagrze czekała go powolna śmierć, dlatego postanowił zaryzykować i spróbować ucieczki.

Reklama

Przeszli 7 tys. kilometrów

W lutym 1941 roku w śnieżnej zamieci uciekł z obozowej zony. Żona komendanta - w zamian za to, że naprawił jej radio - dała mu ciepłe buty i odzież, zdobył też siekierę i nóż. Wraz z nim zbiegło sześciu współwięźniów: Amerykanin Smith, zesłany za morderstwo Ukrainiec Batko, Serb Zaro oraz trzej polscy żołnierze. Dołączyła do nich dziewczyna - Krystyna, uciekinierka z kołchozu.

Szli blisko rok. Jedli korzonki, korę z drzew, węże i robaki. Do Kalkuty po blisko 7 tysiącach kilometrów marszu dotarło ich tylko czterech. Jedynym Polakiem wśród nich był Gliński. Gdy doszedł do zdrowia, zaciągnął się do polskiej armii w Wielkiej Brytanii. Został ranny w czasie lądowania w Normandii. Po wojnie osiadł w Anglii.

Piachy i komary

Trasę, którą przeszedł Witold Gliński, postanowili pokonać uczestnicy wyprawy "Long Walk Plus Expedition". Trzej młodzi łodzianie: Tomasz Grzywaczewski - student prawa, dziennikarz i podróżnik, Bartosz Malinowski - odkrywca dzikich miejsc, z wykształcenia technik obsługi ruchu turystycznego, oraz Filip Drożdż - student łódzkiej filmówki, podkreślali, że wyprawa nie miała być wyczynem, lecz ekspedycją historyczną i hołdem złożonym wszystkim tym ofiarom stalinowskiego terroru, którzy nigdy nie odzyskali wolności. Miała też przypomnieć historię niezwykłej ucieczki z sowieckiego łagru grupy więźniów pod dowództwem polskiego oficera.

- Chcemy pokazać, że w naszej historii byli wielcy bohaterowie, którzy mogą stanowić wzór dla młodych Polaków", mówił po powrocie Tomasz Grzywaczewski.

Podróżnicy wyruszyli w maju z Jakucji na Syberii. Najpierw, głównie drogą wodną, przeprawili się na wschodni brzeg Bajkału. Odwiedzili też pozostałości po dwóch sowieckich łagrach w okolicach Jakucka i Olekmińska. Potem pieszo obeszli jezioro Bajkał, przedzierając się przez Góry Barguzińskie do granicy rosyjsko-mongolskiej. Następnie konno i rowerami przejechali przez Mongolię, pustynię Gobi, Chiny, Tybet i Nepal do Kalkuty w Indiach. Do Polski wrócili w listopadzie.

Interesujesz się sprawami związanymi z wojskowością? Koniecznie przeczytaj najnowszy wpis na blogu gen. Waldemara Skrzypczaka.

W ciągu ponad pół roku pokonali blisko 8 tysięcy kilometrów, przeprawili się przez 50 dzikich rzek, tajgę, syberyjskie góry, tybetańskie przełęcze na wysokości ponad 5 tysięcy metrów nad poziomem morza, Himalaje. Najdłużej przejechali rowerami jednego dnia 160 kilometrów, a największa dzienna różnica wysokości w trakcie wyprawy to 2200 metrów.

Pismo, które otwarło wiele drzwi

- Jednym z najtrudniejszych etapów była przeprawa przez Góry Barguzińskie. Przebijaliśmy się tam przez dziewiczą górską tajgę, pokonując tylko dziesięć kilometrów dziennie - opowiadał Filip Drożdż. W trakcie całej wędrówki przez te góry nikogo nie spotkali, za to pod dostatkiem mieli błota, chaszczy, powalonych pni, komarów i meszek.

Potem też nie było łatwo - na pustyni Gobi koła rowerów grzęzły w piachu, temperatura przekraczała 40 stopni, na przełęczach dokuczał im porywisty wiatr, a w Himalajach brakowało tlenu. Bywało też szczególnie niebezpiecznie, kiedy trzeba było pokonać rwącą syberyjską rzekę Tampudę.

Podkreślali jednak, że cały czas spotykali się z ogromną życzliwością, zaciekawieniem i pomocą obcych ludzi. Ktoś ich nakarmił, ktoś przenocował, ktoś inny oddał część swoich zapasów. Od władz Republiki Sacha otrzymali specjalne pismo, proszące o udzielenie im wszelkiej pomocy. - Otworzyło nam ono wiele drzwi - tłumaczył Malinowski.

Przed wyprawą wielu wątpiło, czy im się uda. Oni jednak wierzyli, że jest to możliwe, skoro 60 lat temu w znacznie gorszych warunkach tę trasę pokonał Witold Gliński z towarzyszami. - Trudno nam sobie wyobrazić, jak to zrobił bez przygotowania, zapasów, odpowiedniego sprzętu i ciepłej odzieży. To musiał być twardy facet - stwierdzili podróżnicy.

Epopeja na ekranie

Historia syberyjskiej ucieczki zafascynowała australijskiego reżysera. Peter Lindsay Weir, twórca "Truman Show", "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" czy "Pikniku pod wiszącą skałą", sam napisał scenariusz do tego filmu. "The Way Back" powstał na kanwie "Długiego marszu", film jednak nie wskazuje jednoznacznie, że jego bohaterem jest autor książki. Także imiona postaci zostały zmienione w stosunku do powieści.

Colin Farell wcielił się w Rosjanina Walki (a nie Ukraińca Batki), zamiast Sławomira będzie Janusz, grany przez Jima Sturgessa, a Irena, którą odtwarza Saoirse Ronan, to powieściowa Krystyna. Pozostawiono tylko nazwisko Amerykanina Smitha, którego zagrał Ed Harris. Zdjęcia kręcono w Bułgarii, gdzie na potrzeby filmu zbudowano obóz pracy, oraz w Indiach i Maroku. W USA premierę filmu zaplanowano na koniec 2010 roku, w Polsce trafi on do kin w styczniu 2011.

Przygodowy bestseller

Żadna współczesna książka przygodowa nie wytrzymuje porównania z "Długim marszem".

Dziesięć lat po wojnie brytyjską prasę opanowała moda na poszukiwanie yeti. Wtedy do dziennika "Daily Mail" przysłał list Sławomir Rawicz, który twierdził, że w czasie przeprawy przez Himalaje widział tajemnicze stwory przypominające człowieka śniegu. Dziennikarz Ronald Downing, który wysłuchał całej historii ucieczki z obozu, postanowił pomóc Rawiczowi spisać te przeżycia w formie książki.

"Długi marsz" wydany w Wielkiej Brytanii w roku 1955 prawie natychmiast stał się bestsellerem, tłumaczonym na kilkadziesiąt języków. W Polsce książka ukazała się po raz pierwszy dopiero w 1993 roku. Do dzisiaj uznawana jest za jedno z najważniejszych dzieł podróżniczych w historii. Figuruje na 53. miejscu na liście stu przygodowych książek wszech czasów według National Geographic. Brytyjski "The Guardian" uważa, że żadna współczesna książka przygodowa nie wytrzymuje porównania z "Długim marszem".

Anna Dąbrowska

Interesujesz się sprawami związanymi z wojskowością? Koniecznie przeczytaj najnowszy wpis na blogu gen. Waldemara Skrzypczaka.

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: 50+
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy