15-latka chciała wysadzić się w powietrze

Raniya marzyła, że zostanie lekarzem. Zamiast tego weszła na plac targowy w irackiej Bakubie z 20 kilogramami ładunków wybuchowych na sobie.

Ale plan legł w gruzach. 15-letnia Raniya twierdzi, że jest niewinna, a plan został opracowany przez jej męża i jego przełożonych z Al-Kaidy. Być może wtajemniczona była również matka dziewczyny. Mąż i dwie inne kobiety mieli oszukać ją i w podstępny sposób skłonić do założenia wybuchowej kamizelki, którą planowali odpalić za pomocą radiowego detonatora.

Gdyby jednak plan Raniyi lub jak twierdzi ona - jej prawnych opiekunów - powiódł się, nie tylko ona sama rozszarpałaby się na strzępy. Zginęliby wszyscy, którzy w momencie wybuchu znajdowaliby się w promieniu 50 metrów.

Reklama

Dla sił bezpieczeństwa Raniya jest bezcenna

Według dżihadystów jej męczeńska śmierć dałaby bilet do raju. - Mąż powiedział mi, że męczeństwo to właściwa droga - opowiada Raniya w rozmowie z agencją AFP.

Jej przypadek to rzadka okazja do wejrzenia w umysł potencjalnego zamachowca samobójcy. Rzadko zdarza się, żeby zamachowcy samobójcy zostali pojmani żywi, a Raniya jest pierwszą kobietą i do tego najmłodszą osobą złapaną w Iraku z paskiem materiałów wybuchowych na ciele.

Jej medialna wartość dla irackich sił bezpieczeństwa jest wprost bezcenna. Policja ma nadzieję, że dzięki niej wygra propagandową wojnę z rebeliantami, którzy w tej części kraju rosną w siłę z tygodnia na tydzień. Raniya ma być dowodem na to, że rządowa kontrofensywa wsparta przez Amerykanów uderzyła w samo serce Al-Kaidy, skoro ta zmuszona jest do rekrutowania kobiet.

Od stóp do głowy pokryta czarną abayą, tradycyjnym strojem arabskich kobiet, Raniya uśmiecha się jeszcze jak dziecko. - Powiedział mi, że w raju będę aniołem z wyjątkowo białą skórą i głębokimi, czarnymi oczami. Raj jest jak wielki ogród wypełniony kwitnącymi kwiatami, w którym są dwie rzeki, a w jednej z nich płynie sam miód - opowiada.

Prowadzący śledztwo uważają jej męża za członka Al-Kaidy i oskarżają o 40 morderstw, większość wykonanych przez obcięcie głowy.

Chciała być lekarzem, została terrorystą

Raniya opowiada o tym, jak zawsze marzyła, by zostać lekarzem. Ale wyszła za mąż już w wieku 14 lat, bo nalegała na to jej matka przeżywająca poważne problemy finansowe. Mówi spokojnie o swoich ciężkich przejściach, które, jak twierdzi, obejmowały karcer i odurzanie jej narkotykami.

- Chciałam iśc do matki i tam zostawić ładunki albo poprosić ją, żeby poinformowała policję - przekonuje. Gdy wspomina wydarzenia sprzed jej aresztowania 24 sierpnia, Raniya upiera się, że została złapana w sieć kłamstw, a by przekonać ją do założenia ładunku użyto podstępu.

- Mój mąż wziął mnie do domu kuzynki, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Ona poprosiła mnie, bym założyła kamizelkę mówiąc, że ładunek nie wybuchnie. Dała mi sok z brzoskwini przed wyjściem i wsadziła do autobusu jadącego na plac. Po soku zaczęło mi się kręcić w głowie i widziałam podwójnie - zapewnia.

- Wiedziałam, że to jest bomba, bo widziałam druty. Ale powiedzieli mi, że nie wybuchnie. Przyjechaliśmy na plac i tam mąż i kuzynka zostawili mnie mówiąc, że idą zrobić zakupy - opowiada.

Policja nie wierzy w jej opowieść

Policja w to nie wierzy. Gdy była na placu, wybuchła strzelanina, w której zginęło trzech policjantów. Raniya zwróciła na siebie uwagę, bo zachowywała się podejrzanie. Kazano się jej zatrzymać. Gdy odmówiła, została obezwładniona. Na policyjnym wideo widać ją skutą kajdankami, podczas gdy saperzy rozbrajają na niej ładunki wybuchowe.

- Plan był taki, że gdy policja przyjedzie do strzelaniny, materiały na Raniyi zostaną zdetonowane z bezpiecznej odległości - mówi Abdel Karim Khalaf, szef policji w Diyali. Nikt nie wierzy w opowieść Raniyi, że o niczym nie wiedziała. Jak podkreślają śledczy, idealnie pasuje do psychologicznego modelu zamachowca samobójcy. Wcześniej wysadzili się w powietrze jej ojciec i brat.

Jak podają dane irackich służb bezpieczeństwa, w tym roku wysadziło się w Iraku ponad 30 kobiet w porównaniu z zaledwie kilkoma w zeszłym roku. - Al-Kaida nie ma poważne problemy z rekrutacją i sięga po kobiety. Głównie młode, często opóźnione w rozwoju, bardzo biedne - mówi Abdel Karim Khalaf. - Tracą siły - ocenia.

Benjamin Morgan (AFP), tłum i opr. ML

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samobójcy | plac | policja | powietrze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy