Seryjni mordercy nie są szaleńcami

- Część zabójców ma konkretny cel, działają według jakiegoś klucza. Ale są i tacy, którzy zabijają dla emocji, żeby poczuć dreszcz podniecenia. Ich ofiary nie muszą być osobami, które popełniły coś złego, wyrządziły mordercy jakąś krzywdę. Wprost przeciwnie - mówi, w rozmowie z portalem INTERIA.PL, Artur Górski,dziennikarz, korespondent wojenny, redaktor naczelny magazynu "Magazyn Śledczy".

Katarzyna Pruszkowska: Kim są seryjni zabójcy? Ile osób trzeba zamordować, żeby "zasłużyć" na taką etykietę?

Artur Górski,dziennikarz, korespondent wojenny, redaktor naczelny magazynu "Magazyn Śledczy": - Wiele osób myli pojęcia mordercy seryjnego i mordercy wielokrotnego. Najlepiej będzie, jeżeli posłużmy się kwalifikacją FBI, która powstała w połowie lat 60. Za seryjnego mordercę uważa się osobę, która ma na koncie co najmniej 3 ofiary, zamordowane w różnym czasie i różnej lokalizacji. Oczywiście to definicja teoretyczna, ponieważ tego typu morderstwa mogą nie być ze sobą powiązane tylko pozornie, zabójca kieruje się pewną motywacją, ale nie jest ona tak jasna jak np. w wypadku morderstw na tle finansowym. Na przykład mordercą seryjnym nie będzie ktoś, kto mści się za jakąś krzywdę i zabija z tego powodu kilka osób. Może zabijać je w różnym czasie i miejscu, może ich być kilkanaście, ale on ma jasny motyw. W przypadku mordercy seryjnego mamy do czynienia z człowiekiem ogarniętym obsesją zabijania. Ci ludzie chcą przeżyć jakieś emocje, spodziewają się ich podczas dokonywania zbrodni. Często są to doznania seksualne, bo wielu takich zabójców to impotenci, którzy nie mogą przeżywać emocji związanych z seksualnością w inny sposób, niż zabijanie.

Reklama

Kryminolog Ronald Holmes stworzył typologię, która pozwala przyporządkować zabójców do 4 grup...

- Znam tę kwalifikację, ale mam co do niej pewne wątpliwości wynikające z tego, że często trudno przypisać jednego mordercę do konkretnej kategorii. Mamy wizjonera, który morduje na polecenie wewnętrznych głosów. Mamy misjonarza, który poprzez zabójstwa "czyści" świat z tego, co w jego opinii jest złe - np. prostytutek, homoseksualistów. To częsty motyw - np. w filmie "Siedem" morderca zabijał osoby, które popełniły grzech kardynalny, podobnie jest w filmie "Dziewczyna z tatuażem". Ale przecież wizjoner może słyszeć głosy nakazujące mu mordowanie konkretnych ludzi, "czyszczenie świata", wtedy obydwie wspomniane kategorie się łączą. Mamy także typ hedonistyczny, a więc poszukujący wrażeń - m.in typ lubieżny - zwykle dochodzi wtedy do morderstw na tle seksualnym - niekoniecznie do pełnego stosunku z ofiarą, ale generalnie o takie emocje chodzi. Mordują też ludzie, którzy, w związku z pewnymi zdarzeniami z przeszłości, potrzebują wykazać się siłą i władzą - to czwarta kategoria, która, moim zdaniem, może pomieścić wszystkie wymienione wyżej typy. Każdy morderca czerpie pewną satysfakcję z poczucia władzy, kontroli nad sytuacją i nad ofiarą.

Czy zabójcy seryjni zawsze planują zbrodnie tak precyzyjnie jak np. w filmie "Dziewczyna z tatuażem"? Czy może zdarza im się działać bardziej nieplanowanie?

- Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Czasem przestępcy są mniej zorganizowani, czasem bardziej. Część zabójców ma konkretny cel, działają według jakiegoś klucza. Ale są i tacy, którzy zabijają dla emocji, żeby poczuć dreszcz podniecenia. Ich ofiary nie muszą być osobami, które popełniły coś złego, wyrządziły mordercy jakąś krzywdę. Wprost przeciwnie. Zabójcy wybierają np. młode kobiety, dzieci, osoby słabe, takie, które nie będą miały sił się obronić, szczególnie podczas ataku w lesie czy na odludziu.

- Mamy też przykład Zodiaka (nigdy nie zatrzymanego seryjnego mordercy z Kalifornii - działał pół wieku temu), który zabijał, ponieważ chciał czuć... niebezpieczeństwo. Sam mówił, że człowiek jest najniebezpieczniejszym ze zwierząt, dlatego zwycięstwo, zabójstwo, dawało mu satysfakcję. Oczywiście zdarzają się przypadki zabójstw, które są spektakularne, łączą się z zagadkami, budzą zainteresowanie - jak te, które widzimy w filmach. Najczęściej seryjny morderca nie ma stosunku osobistego do ofiary - wtedy mordercy łatwiej jest zabić. Tak jest w przypadku np. płatnych zabójców, którzy zabijają nieznane osoby, na zasadzie "nie znam jej, co mnie ona obchodzi". Wejście w kontakt, rozmowa, pewien stopień identyfikacji z ofiarą są, z punktu widzenia zabójcy, niebezpieczne. Weźmy np. snajperów. Całymi godzinami obserwują osoby, które być może będą musieli zabić. Poznają rozkłady dnia, nawyki potencjalnych ofiar, mogą poczuć do nich sympatię. Jak powiedziałem - poznanie może zniweczyć plany mordercy, a ofierze dać większe szanse na przeżycie.

Przygotowując się do rozmowy natrafiłam na dwa pojęcia: zabójcy seryjnego i zabójcy szalonego - czym się różnią? Czy nie jest tak, że każdy zabójca musi być odrobinę szalony?

- Pojęcie szalony to termin bardziej literacki niż medyczny. Oczywiście w przypadku osób, które zabiły, nieważne czy jedną, czy wiele osób, najczęściej występują pewne zaburzenia psychiczne. Ale mogę powiedzieć, na podstawie spotkań z zabójcami, które odbywam z racji wykonywanego zawodu, że podczas pierwszego kontaktu ci ludzie nie sprawiają wrażenia ludzi szalonych, niebezpiecznych, oderwanych od rzeczywistości. Przeciwnie. Są to osoby niezwykle precyzyjnie się wyrażające, inteligentne. Nie powiem, ponieważ nie przejdzie mi to przez usta, że są sympatyczne, ale na pewno można je bez problemu towarzysko zaakceptować. Być może szaleńcem należy określić osobę, która bierze karabin maszynowy i zabija na raz kilkanaście osób, ale nie seryjnego mordercę.

Z informacji ujawnianych przez FBI wynika, że seryjnymi mordercami są na ogół mężczyźni między 25 a 35 rokiem życia, którzy byli w dzieciństwie molestowani, bici, nad którymi się znęcano. Czy takie trudne dzieciństwo jest ich wspólnym mianownikiem?

- Nie znam wszystkich przypadków, ale motyw trudnego dzieciństwa pojawia się niemal zawsze. Surowy ojciec, który wychowuje dziecko ciężką ręką z elementami upokorzenia, często je każe, wyżywa się na nim nie dlatego, że je kocha, ale dlatego, że w ten sposób odreagowuje swoje problemy. Nieobecna matka, która nie broni dziecka, pozostawia je samemu sobie. Koledzy szkolni, którzy szybko orientują się, że dziecko jest ofiarą, dręczą je, przezywają, biją. W efekcie taki człowiek zamyka się w sobie, staje samotnikiem i tym samotnikiem już do końca pozostaje. Ale bywają i inne powody, inne "motywacje".

- Jedną z ciekawszych jest przykład Andrija Czikatiły, ukraińskiego seryjnego zabójcy, który mordował w latach 60. I 70. XX wieku. Dzieciństwo Andrija przypadło na czasy wielkiego głodu lat 30., później wybuchła wojna. Mężczyzna żył w cieniu rodzinnej historii-legendy, która mówiła, że jego brata zamordowali sąsiedzi, a następnie go zjedli. Dało to mordercy do myślenia: człowiek nie jest widać wiele wart, skoro można go tak po prostu zabić i zjeść. Ale wspomniane trudne dzieciństwo występuje i u Richarda Kuklinskiego, i u Teda Bundy'ego, i Zdzisława Marchwickiego.

Powiedział pan, że seryjnymi mordercami są zwykle mężczyźni. A czy słyszał pan o przypadkach kobiet?

- Nie słyszałem o takich przypadkach. Niektórzy cech mordercy seryjnego doszukują się u krwawej węgierskiej księżnej Elżbiety Batory (czasy Renesansu), ale generalnie mordercami seryjnymi są mężczyźni. Być może z powodu siły fizycznej.

Czy w polskim prawie istnieje pojęcie mordercy seryjnego?

- W polskim prawie nie istnieje pojęcie seryjnego mordercy - są zabójstwa popełnione ze szczególnym okrucieństwem i z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Zresztą jest to logiczne, ponieważ, wbrew przewrotnemu powiedzeniu Stalina "jedna śmierć to tragedia, milion to statystyka", każde życie ludzkie jest warte tyle samo, i nie ma znaczenia ile osób ktoś zamordował - ludzi sądzi się po czynach, nie po tym, czy są mordercami seryjnymi czy nie. Nie ma dla nich w polskim kodeksie karnym żadnej specjalnej oferty.

Wielu słyszało o Tedzie Bundym czy wspomnianym Andrieju Czikatile. A czy polscy seryjni mordercy są znani również poza granicami kraju?

- Jednym z najbardziej znanych na świecie morderców seryjnych, który zabijał na zlecenie mafii, był Richard Kuklinski zwany " Iceman" (ang. człowiek z lodu - przyp. red.) znany z tego, że był kompletnie wyzuty z sumienia, zabijanie nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania emocjonalnego, nie wiązało się z żadnym przeżyciem. Mieliśmy także słynnego "Czerwonego Pająka", czyli Łucjana Staniaka, ale jego historia okazała się mitem literackim. Mimo to nadal funkcjonuje w literaturze przedmiotu. Polscy seryjni mordercy rzadko mieli na koncie tyle zabójstw, ile ci najsłynniejsi tj. między 30 a 60. Choć ja myślę, że możemy mieć i takich.

- No, ale mieliśmy przecież Wampira z Zagłębia czyli Zdzisława Marchwickiego, co do którego nie mamy 100 proc. pewności czy nie odpowiedział stryczkiem także za nieswoje zbrodnie. Mieliśmy Skorpiona, czyli PawłaTuchlina - powieszonego w 1987 r. Niedługo wychodzi na wolność Wampir z Bytowa czyli Leszek Pękalski. Co do tego ostatniego również są wątpliwości, czy popełnił wszystkie przypisywane mu zbrodnie. To oczywiście nietrudno zrozumieć - kiedy zdarzają się morderstwa pojawia się panika, ludzie się boją, policja chce rozwiązać jak najszybciej sprawę i zanotować sukces, wiec może się zdarzyć, że komuś przypisze się nie jego grzechy.

I ostatnie pytanie - jakie walory może mieć ukazująca się właśnie książka "Nie jestem seryjnym mordercą"?

- Myślę, że książka ma walory edukacyjne. Powinniśmy wiedzieć, jako społeczeństwo, w jakich warunkach wzrastają seryjni mordercy, żeby do tych warunków nie dopuszczać lub by je monitorować. Żyjemy w świecie, gdzie morderstwa, także seryjne, zdarzają się i powinniśmy wiedzieć na ich temat jak najwięcej. Często bowiem umyka nam moment, w którym zaczyna się rodzić zło. Potem jest już za późno by mu zapobiec.

Książka "Nie jestem seryjnym mordercą", która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak, jest już dostępna w sprzedaży.

Zobacz o czym jest książka:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: seryjny morderca | morderca | przemoc | agresja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy