Przeszedł pięć lat ciężkiej chemioterapii. Okazało się, że nie miał raka

Pięć lat leczenie na raka, którego... nie było /123RF/PICSEL
Reklama

Lekarze stwierdzili u niego "rzadki rodzaj nowotworu". Pomylili się. Nie przeszkadzało to im jednak leczyć pacjenta chemioterapią i lekami przeciwbólowymi, które zamieniły jego życie w piekło.

James Salaz z Montrose w stanie Colorado mówi, że ostatnie pięć lat jego życia było niekończącą się męczarnią i potężnym obciążeniem psychicznym, a czas ten upłynął mu pod znakiem bólu i strachu. 

W 2013 trafił do szpitala czując bardzo silny ucisk pod pachą. Lekarz powiedział mu, że badania wykryły dwa nienaturalne obiekty w jego lewym płucu. Salaz musiał przejść kilka biopsji płuca, by znaleźć przyczynę dziwnych dolegliwości. Postawiono diagnozę: Histiocytoza z komórek Langerhansa, inaczej ziarniniak kwasochłonny wieloogniskowy (LCH) - rzadka choroba uznawana przez niektórych za nowotwór objawiająca się nadmiernym rozrostem komórek zwanych histiocytami. Prowadzi to do uszkodzenia tkanek i w ostatecznie do śmierci.

Salaz chciał się jednak upewnić, czy diagnoza została postawiona właściwie. Odwiedził jeszcze kilku lekarzy zarówno w Montrose jak i pobliskich miastach. Wszyscy potwierdzili, że to LCH. Dowiedział się również, że jest jedynym pacjentem w całym Colorado z tą chorobą.

Reklama

Rozpoczęła się niezwykle bolesna chemioterapia. Amerykanin, żeby złagodzić ból związany z leczeniem łykał regularnie środki przeciwbólowe. Pomimo ze leczenie bardzo mocno obciążało jego organizm, nie rezygnował z niego, gdyż chciał ratować swoje życie, ale jego stan nie polepszał się ani trochę.

Pewnego dnia poszedł na rutynową kontrolę do swojego lekarza (niejakiego Choon-Kee Lee). Okazało się, że został on zwolniony, choć nikt z personelu szpitalnego nawet nie pofatygował się, żeby powiadomić o tym fakcie Salaza - dowiedział się o tym dopiero czekając na korytarzu. Do dzisiaj nie wie też, dlaczego jego lekarz już dostał wypowiedzenie.

Można jednak nazwać to szczęściem w nieszczęściu cierpiącego pacjenta, gdyż zwolnienie Lee było dla niego zbawienne. Nowy lekarz wezwał go do siebie po kilku dniach i od razu zafundował prawdziwą bombę.

Pacjent obecnie stara się znaleźć odpowiedniego specjalistę, który podejmie się leczenia. W międzyczasie musi zmagać się z przykrymi konsekwencjami niepotrzebnej chemioterapii. Przez ciężkie leczenie i zażywanie leków zachorował na zapalenie trzustki i przeszedł już dwa zabiegi z tym związane.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama