Piotr Stelmach: Pisali piosenki na śmierć i życie

Zbigniew Krzywański i Piotr Stelmach podpisują książki "Lżejszy od fotografii. O Grzegorzu Ciechowskim", fot. Tytus Kondracki dla Empik /materiały prasowe
Reklama

- Jeśli by szukać podobieństw między Grzegorzem i Robertem (Ciechowskim i Brylewskim – red.), one zostały w osobach, które miały ponieść ich działalność dalej – mówi Piotr Stelmach, autor książki „Lżejszy od fotografii. O Grzegorzu Ciechowskim”. - Naprawdę wierzyliśmy, że ich piosenki zmienią nasz świat. Że z każdą płytą zmieniają Polskę.

O "Lżejszym od fotografii. O Grzegorzu Ciechowskim" rozmawiamy z autorem - Piotrem Stelmachem, dziennikarzem radiowej Trójki oraz Zbigniewem Krzywańskim, kompozytorem i gitarzystą, muzykiem zespołu Republika.

Agnieszka Łopatowska: Niedawno zmarł Robert Brylewski, który choć tworzył inną muzykę, miał wpływ na to, co działo się w Republice. Można powiedzieć, że podobnie jak odejście Grzegorza Ciechowskiego, jego śmierć zamyka pewien rozdział w historii polskiej muzyki?

Zbigniew Krzywański, Republika: - Kiedy powstawała Republika w 1980 roku, krótko po naszym pierwszym, niezbyt udanym koncercie, nastąpiła nasza wewnętrzna rewolucja, której autorem był Grzegorz. Wyznaczała w jakim kierunku - artystycznym i estetycznym - zespół ma pójść. Chwilę później graliśmy w Chełmży koncert przed zespołem Kryzys, w którym występował Robert. Były to czasy, w których trudno było zdobyć płyty, które ukazywały się na świecie. Ale koledzy z Warszawy je mieli, więc dosyłali nam je do Torunia, a my przegrywaliśmy je sobie na kasety. Dzięki temu mogliśmy poznawać nowe trendy. Znamienne jest również to, że Jola, żona Grzegorza, obcięła go w takim stylu, jaki preferował Robert - miał wtedy taką grzywkę "pobrylewską".

Reklama

Piotr Stelmach, Program Trzeci Polskiego Radia: - Jeśli by szukać podobieństw między Grzegorzem i Robertem, one zostały w osobach, które miały ponieść ich działalność dalej. Widziałbym tu bardziej spuściznę duchową, niż jakieś elementy, które w muzyce Republiki i zespołu Kryzys czy Brygady Kryzys mogłyby się wzajemnie przenikać. W czasach, o których mówi Zbyszek miałem 11 lat, a dzisiaj mam 46. Nie ma żadnej różnicy w chłopcu moim wtedy, a tym, który we mnie został do dzisiaj. Naprawdę wierzyliśmy, że ich piosenki zmienią nasz świat. Że z każdą płytą zmieniają Polskę. Że każdy singiel, który się ukazuje, coś z nami robi.

- Mam wrażenie, że - przy zmieniającym się wciąż świecie muzycznym, wszystkich trendach, które przewinęły się przez te wszystkie lata - wtedy na przełomie lat 70. i 80. pisało się piosenki na śmierć i życie. One w ważny sposób ociekały krwią. Krwią przeżyć, emocji, bijących serc, złamanych serc, nadziei. Jeżeli cokolwiek łączy te dwie postaci, to właśnie to, co zostało w tych wszystkich ludziach.

Jak to jest zmierzyć się z legendą swojego idola?

PS: - W 2001 roku nastąpił moment, w którym zrozumiałem, że jadąc już tym tramwajem zwanym Programem Trzecim Polskiego Radia, nie zawsze będę musiał stać pod drzwiami. Że jest szansa, że kiedyś otrzymam jakieś miejsce przy oknie, na którym będę mógł chwilę posiedzieć. A w związku z tym, że wtedy nie miałem go na stałe, mogłem tylko marzyć, żeby kiedyś przeprowadzić wywiad z muzykami Republiki, że Grzegorz opowie mi, jak powstawał tekst do takich utworów jak na przykład "Moja krew", "Będzie plan", "Tobie wybaczam", "Kombinat" i "Biała flaga". To miało się dopiero stać. I zostało faktem niedokonanym w moim życiu, czego bardzo żałuję.

- Spotkałem się z nim tak naprawdę raz. Jechałem samochodem przez Warszawę i usłyszałem, że jest gościem audycji Marka Niedźwiedzkiego. W bagażniku miałem jego płyty, więc pomyślałem, że pojadę do radia, żeby dostać autograf. Tak się stało. Pierwszy raz rozmawiałem z nim cztery lata wcześniej, kiedy Marek poprosił mnie, żebym zrobił muzyczne podsumowanie roku. Nagrałem na taśmę radiową trzyminutową rozmowę telefoniczną z Grzegorzem. Szukałem jej na potrzeby tej książki, ale niestety się nie znalazła. Pamiętam, co mówił i jak dygotałem przed tą rozmową. Więc otarłem się o niego tylko w takich dwóch momentach. Być może dlatego, że nie zdążyłem się z nim spotkać na dłużej, wydaje mi się, że łączy nas bardzo czysta relacja między muzykiem a odbiorcą.

W jakich relacjach żyliście ze sobą w zespole? W książce Piotra podkreślasz, że się bardzo przyjaźniliście, ale też kilku innych rozmówców wspomina, że Grzegorz na ciebie strasznie krzyczał...

ZK: - Bez przesady. Proces twórczy, szczególnie w tak wąskim gronie jak czteroosobowy zespół czy też dwuosobowa spółka autorska, jest bardzo burzliwy. Osobom, które stoją z boku trudno jest dostrzec emocje, które mu towarzyszą. Często zdarza się, że ktoś się frustruje, denerwuje, bo na przykład jakąś piosenkę trzeba wyrzucić do kosza, ale nie ma w tym złośliwości.

Są w tej książce jakieś fakty, które cię zaskoczyły?

ZK: - Znam te wszystkie historie, ale fajnie je zobaczyć z perspektywy innych ludzi. Na przykład śmieszna jest opowieść Kasi Groniec, o tym jak Grzegorz wkręcił Jurka Tolaka, że w tabloidowej prasie opisywany jest jego rzekomy romans z Małgosią Potocką. Ciekawe są opowieści o tym, co działo się kiedy Republika miała przerwę w działalności, po 1986 roku. Grzegorz pisał muzykę do filmu, pisał teksty dla wykonawców, których cenił, stworzył Obywatela GC, ale zawsze wiedział, że jego bazą jest Republika. Bez zespołu niespecjalnie było mu dobrze. Bo w zespole jeden za drugiego jest odpowiedzialny, nie ma pracodawcy i pracobiorcy. Jedziemy na tym samym wózku. Dlatego postanowiliśmy do siebie wrócić po tym okresie separacji.

Anegdot w "Lżejszym od fotografii" jest naprawdę wiele. Ile czasu spędziłeś ze swoimi rozmówcami i jak go wspominasz?

PS: - To był czas wychowania mnie pod moje drugie życie dziennikarskie. Bardzo się cieszę, że o Grzegorzu cały czas się pamięta. Że ta postać jest istotna, ważna dla kolejnych pokoleń. Rozmów odbyłem 152. Nie chcę za bardzo sprzedawać wszystkiego, co się podczas tych spotkań działo, bo zostawiam to sobie w pamięci jako bardzo intymne wspomnienia. Takie spotkania w jakiś sposób zmieniają ludzi. Nie ma siły, żeby zostać na nie obojętnym.

- Pamiętam, jak trzeciego lipca 2015 roku pojechałem do Tczewa, żeby spotkać się z panią Heleną Ciechowską, mamą Grzegorza, i jego siostrami: Małgorzatą Awad i Aleksandrą Krzemińską. Dla odbiorcy muzyki jest to taki rzadki moment, w którym możesz obcować z bliskimi jej twórcy. Pani Helena, od razu kiedy przeszedłem próg mieszkania, objęła mnie i powiedziała: "To ty jesteś ten chłopiec, który w radiu tak pięknie te piosenki zapowiada i mimo, że Grzesia już nie ma, to tak ładnie o nim mówisz. Ty jesteś takim moim wnuczkiem". Nawet nie włączyłem magnetofonu, chciałem z nią po prostu posiedzieć i porozmawiać. Takich momentów, wzruszeń, łez, śmiechu, anegdot, czasami złości na Grzegorza za coś, było mnóstwo. Było oczywiście kilka opowieści, których moi rozmówcy zdecydowali się ostatecznie nie ujawniać i to uszanowałem.

Podoba mi się pomysł odwróconej chronologii tej biografii.

PS: - Od tego feralnego grudniowego dnia 2001 roku nie pozwoliłem sobie na jedną rzecz: nigdy nie powiedziałem, że Grzegorz nie żyje. Dla ludzi zanurzonych w muzyce lat osiemdziesiątych ten dzień był pewnego rodzaju początkiem - tęsknoty za Grześkiem, że go nie ma, nie może się wypowiedzieć, przeprowadzić nas za rękę nowymi piosenkami przez świat, który dziś jest jednym wielkim streamingiem. Grzegorz i Republika to jednak był trochę inny świat - taki bardziej analogowy. Pomyślałem, że tę biografię tak zacznę, żeby nie skończyła się jak wiele innych - następuje dzień śmierci i nie ma dalej nic. Ktoś mi powiedział, że to piękne, że ta książka kończy się wschodem słońca. To oznacza, że coś musi być dalej. A tego dalej trzeba szukać w jego muzyce i w jego poezji.

Piotr pisze, że czym więcej poznawał Grzegorza z opowieści swoich rozmówców, tym więcej pojawiało mu się pytań do niego samego. Gdybyście teraz mieli możliwość zadania mu jednego pytania, o co byście zapytali?

ZK: - Wydaje mi się, że wszystko, czego chciałem się od niego dowiedzieć, wiem. Zakładam, że byliśmy na tyle bliskimi przyjaciółmi, że wiedzieliśmy o sobie wszystko. Ale może jednak poprosiłbym go, żeby w jakiś sposób się ze mną skontaktował i wyjaśnił mi, co sądzi o tym, co powiedziałem pod koniec, czyli na początku książki. Niespecjalnie pamiętam sny, ale ostatni, w którym mi się śnił pokazywał, że nie jest mu dobrze. Chciałbym wiedzieć czy moje domysły są prawdziwe.

PS: - Czy możesz mi obiecać, że już nigdy na tak długo nie znikniesz?

***

Dziękuję Empikowi w krakowskiej Galerii Kazimierz za pomoc w realizacji materiału

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy