O rzeźbiarzu, który widzi twarze zmarłych

Od wielu lat Frank Bender przygląda się ludzkim czaszkom, bada je, a nawet obgotowuje, by odeszły od nich resztki ciała. Robi to, by stworzyć tych ludzi na nowo - w formie glinianych popiersi - i ułatwić identyfikację zwłok znalezionych w lasach i ogrodach opuszczonych domów.

Bada stare fotografie zbiegłych morderców, później rzeźbi popiersia, pokazując, jak mogą wyglądać po wielu latach. Jego prace pomogły schwytać kilku znanych przestępców, którym wydawało się, że mogą wieść spokojne życie.

Bender, jeden z najbardziej poważanych w wąskiej grupie rzeźbiarzy sądowych, bada obecnie kolejny przypadek: pomaga osobom prowadzącym śledztwo zidentyfikować kobietę, której rozkładające się szczątki zostały znalezione przez myśliwego w lasach wschodniej Pensylwanii w grudniu 2001 r.

- Za każdym razem, gdy pracuję nad danym przypadkiem, staje się on moim ulubionym - powiedział ostatnio. Ale ten przypadek jest szczególny i prawdopodobnie ostatni, jakim przyszło mu się zajmować. Niedawno skończył 70 lat. Jest pod opieką hospicjum, ponieważ zdiagnozowano u niego międzybłoniaka opłucnej, rodzaj złośliwego nowotworu.

Reklama

Na razie nie ma żadnych wskazówek, dzięki którym można by było ustalić, w jaki sposób i kiedy kobieta zmarła. Antropolog Thomas A. Crist twierdzi, że miała między 25 a 40 lat (najprawdopodobniej 30-35) i pochodziła z Europy, chociaż zęby trzonowe mogłyby sugerować również konotacje afrykańskie.

Zakrojone na skalę światową poszukiwania bazujące na danych pochodzących od dentystów, a także badania DNA kobiety, nic nie wykazały. Podobnie nie pomogły informacje o zaginionych osobach.

- Ta sprawa od lat wprawia mnie w konsternację - mówi koroner Zachary Lysek. Śledczy postanowili zwrócić się o pomoc do Bendera.

Kiedy Bender mierzy czoło i odległość między oczodołem i otworem nosowym, zaczyna powoli widzieć twarz. Ze statystyk i własnego doświadczenia wie, jak gruba musiała być tkanka, kształt nosa i ust.

Być może kobieta była narkomanką lub prostytutką, która została wyłączona ze społeczeństwa. Fakt, że nie została zidentyfikowana przez te wszystkie lata, wskazuje na taką ewentualność, prawda?

- Niekoniecznie - mówi Bender. Ślady leczenia dentystycznego - w tym kanałowego oraz korony - sugerują, że kobietę było na to stać i dbała o własne zdrowie. Być może "się rozwiodła, poczuła przypływ energii, chciała rozpocząć nowe życie i spotkała niewłaściwego mężczyznę".

Bender ufa swojej intuicji. W 1987 r. policja poprosiła go o pomoc w zidentyfikowaniu szczątków młodej kobiety znalezionej za jedną ze szkół. Wyobraził ją sobie jako osobę tęskniącą za lepszym życiem, z nadzieją spoglądającą ku górze. I tak ją wyrzeźbił.

Policja nie miała szczęścia i nie udało się ustalić tożsamości dziewczyny poprzez pokazywanie tej rzeźby sąsiadom. Funkcjonariusze oddali ją Benderowi, a ten podarował College of Physicians of Philadelphia. Popiersie zostało umieszczone na wystawie. Kilka tygodni później jedna z kobiet rozpoznała w twarzy wyrzeźbionej przez Bendera córkę swojego siostrzeńca - Rosellę Atkinson. Niezwykłe było to, że na zdjęciu dziewczyna miała głowę wzniesioną do góry w taki sam sposób, w jaki wyobraził ją sobie Bender (w przypływie wyrzutów sumienia ostatecznie również zabójca przyznał się do winy).

Bender, który wcześniej malował i pracował jako fotograf, zainteresował się medycyną sądową przez zupełny przypadek. W 1977 r. podczas zajęć na Pennsylvania Academy of the Fine Arts w Filadelfii, studenci zostali zabrani do pracowni eksperta medycyny sądowej - w ramach kursu z anatomii. Zobaczył wtedy rozkładające się ciało kobiety odnalezionej niedaleko lotniska. Po obejrzeniu jej roztrzaskanej czaszki zaczął sobie wyobrażać, jak musiała wyglądać wcześniej. Wykonał jej popiersie.

Po tym, jak zostało ono pokazane publicznie, ofiarę udało się zidentyfikować. Niedługo potem skazano sprawcę.

Bender wykonał kilkadziesiąt takich rzeźb, większość doprowadziła do identyfikacji ofiar i sprawców. Przygotowanie każdej z nich zajmuje mu około miesiąca, za każdą zarabia średnio 1700 dolarów. Nie używa komputera, bo jego zdaniem maszyna nie jest w stanie uchwycić osobowości zmarłej osoby.

(...)

- Nie boję się śmierci. Jestem pewny, że moja żona Jan - bierna palaczka, która zmarła rok temu na raka płuc, czeka na mnie w tym drugim życiu. Jakby nie było, nie składamy się tylko z ciała i kości - podsumowuje.

David Stout/New York Times News Service

Tłum. Ewelina Karpińska-Morek

The New York Times
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama