Kobiety wierzą w magię jego skalpela

Zapewne wielu jego pacjentów powie o nim - cudotwórca. Za pomocą skalpela poprawia to, co przeoczyła matka natura, i jest w tym naprawdę dobry. Jego pracę mogą oceniać miliony Polaków, bo stał się główną postacią programu telewizyjnego. Złośliwi powiadają, że przez kamery z lekarza zmienia się w celebrytę. Jak doktor Marek Szczyt radzi sobie z tego typu opiniami i krytyką?

Dlaczego zdecydował się pan na udział  w programie "Sekrety chirurgii"?

Dr Marek Szczyt: - Telewizja to medium, które ma ogromną siłę przebicia. Z jednej strony zależało mi na tym, by przełamać tabu związane z chirurgią plastyczną, a z drugiej, chciałem przybliżyć widzom tę ważną dziedzinę medycyny. Widzowie mają szansę zobaczyć, w jakich warunkach odbywają się operacje plastyczne i którzy lekarze operują. W programie pokazujemy  pacjentów z konkretnymi problemami, a także sytuacje, w jakich z racji przeciwwskazań nie możemy przeprowadzić zabiegów. Wachlarz motywów, którymi się kierowałem przy podjęciu decyzji, był szeroki

Reklama

Długo trzeba było pana namawiać do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu?

- Miałem już doświadczenie w tego rodzaju realizacjach, bo w 2006 roku nakręciliśmy z TVN osiem odcinków programu o pracy chirurga. Ponadto niedawno wprowadziliśmy się do naszej nowej kliniki, więc zależało mi na pokazaniu miejsca, które jest doskonale dostosowane do przeprowadzania zabiegów.

Czy pana zdaniem cena, jaką muszą zapłacić uczestnicy programu, czyli obnażyć się przed milionami widzów, nie jest zbyt wysoka?

- Jestem daleki od jakichkolwiek ocen moich potencjalnych pacjentów. Uważam, że każdy z nas ma prawo wyboru i może decydować o sobie. Do programu zgłosiło się tysiące ludzi, zatem proszę wyciągnąć wnioski.

Czy operacje plastyczne uzależniają?

- Zdarza się to bardzo rzadko. Jest grono osób dążących do idealnego wyglądu, mających potrzebę poprawiania swojej urody. Ciało można zmieniać za pomocą skalpela bezustannie, ale należy pamiętać, że nie zawsze w ślad za tym idzie szczęście i zadowolenie ze swojego wyglądu.  Osoby popadające w delikatne uzależnienie należy przed tym powstrzymywać. Nadużyciem jednak byłoby mówienie, że poddanie się np. operacji powiększenia piersi i po pewnym czasie korekcji nosa jest już uzależnieniem. Ten mechanizm działa w taki sposób, że osoby decydujące się na drugą operację plastyczną są odważniejsze, bardziej pewne siebie, bo zostały zaakceptowane przez swoje otoczenie po pierwszej operacji.

Zapytam pana jako osobę prywatną, a nie lekarza: powinniśmy akceptować siebie takimi, jakimi natura nas stworzyła, czy należy poprawiać te niedoskonałości za pomocą skalpela?

- Przede wszystkim chirurgia plastyczna jest dla ludzi, którzy cierpią z powodu konkretnego kompleksu. Jeśli ktoś przez większość życia jest wyśmiewany, bo ma odstające uszy, to nie widzę problemu, by poddać się operacji. Ludzie mają różne, nazwijmy to brzydko, defekty i niektórym to przeszkadza, a niektórym nie. Jeśli ktoś męczy się z powodu swojego wyglądu, to zabieg działa kojąco na duszę.

- Dzięki operacji można w znaczący sposób poprawić samopoczucie i pewność siebie. Dzięki temu naprawdę wielu ludzi odzyskało radość z życia. Problem pojawia się w momencie, kiedy przychodzi pacjent i mówi, że chce zmienić swoją twarz, bo dzięki temu więcej w życiu osiągnie.

Czy pan kiedykolwiek poddał się operacji plastycznej?

- Póki co nie miałem takiej potrzeby, ale w przyszłości tego nie wykluczam.

Czyli jest coś na rzeczy...

- Powiedziałem kiedyś przed kamerami, że jak znajdę trochę czasu, to poproszę kolegów, by zrobili mi korekcję powiek. Dzięki temu będę wyglądał na bardziej wypoczętego.

Czy zapadł panu w pamięci jakiś szczególny przypadek, kiedy pacjent miał nietypowe pragnienie zmiany  wyglądu?

- W pierwszym sezonie "Sekretów chirurgii" przyszedł do nas pewien młody człowiek, który chciał upodobnić się do aktora. Kiedy delikatnie dałem mu do zrozumienia, że to idiotyczny pomysł, pan był oburzony i chyba się obraził. W nowej serii programu również zdarzają się takie przypadki o czym widzowie będą mieli okazję się przekonać.

- Poza kamerą także nie brakuje ludzi z nietypowymi prośbami. Pewnego razu przyszła do mnie para osiemnastolatków zafascynowanych filmem "Władca pierścieni". Z całą powagą poprosili o dokładnie takie uszy, jakie noszą Elfy. Oczywiście odmówiłem.

Spotkał się pan z krytyką ze strony kolegów po fachu? Może poważnemu chirurgowi nie wypada występować w telewizyjnym show?

- Do programu podchodzimy bardzo poważnie i nie traktujemy go w kategoriach "show". Jest to "reality", ale czy to przynosi  ujmę zawodowi chirurga? Nie sądzę. Większość opinii, z jakimi się spotykam, są pozytywne. Ze strony chirurgów plastyków dostaję sygnały, że wykonujemy dobrą robotę. Oczywiście, zdarzają się także pojedyncze negatywne opinie, bo niektórym przeszkadza chociażby to, że podśpiewuję sobie w pracy. Nie jestem ponurakiem i nic na to nie poradzę. Być może jest to krytyka z zazdrości. Na pewno nie wnosi ona nic konstruktywnego.

Długo oswajał się pan z kamerą?

- Kamera mnie nie krępuje, bo w swoim życiu stawałem przed nią wielokrotnie. Na początku musieliśmy się "dotrzeć" z ekipą telewizyjną, bo oni z kamerą chcieli wejść wszędzie i wszystkiego dotknąć. Na to nie mogliśmy jednak pozwolić.  W klinice są strefy, gdzie musi być zachowana stuprocentowa czystość i sterylność. Operatorzy kamer bardzo szybko przyzwyczaili się do widoku krwi. Chociaż dotarły do mnie słuchy, że któremuś podczas zdjęć zrobiło się słabo i musiał go zastąpić kolega. To jest normalne, bo każdy ma inną wrażliwość na widok pola operacyjnego.

- Czasami przychodzą pacjenci i mówią: "Panie doktorze uwielbiam ten program, ale kiedy pokazujecie moment operacji, to zasłaniam oczy". Ja podczas zabiegu nie obserwuję ekipy, bo skupiam się na swojej pracy. Zupełnie się wówczas wyłączam i nie myślę o tym, że za moimi plecami stoi człowiek z kamerą i mikrofonem.

Jest pan cenionym specjalistą, ale czy nie obawia się pan, że ludzie zaczną uważać doktora Marka Szczyta bardziej za celebrytę niż za świetnego chirurga? Spotkał się pan z takimi opiniami?

- Bardzo bym nie chciał, żeby kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji. Dla mnie słowo celebryta kojarzy się raczej z czymś negatywnym. "Sekrety chirurgii" nie jest programem o mnie, ale o moich pacjentach. Oczywiście, moja twarz pojawia się w serialu bardzo często i w związku z tym jestem coraz bardziej rozpoznawalny. Zdarza się, że pani w sklepie powie mi coś miłego lub na ulicy ktoś się ukłoni. Zatem jestem odbierany przez ludzi pozytywnie. To jest bardzo miłe.

Czy pana zdaniem zacznie się teraz w Polsce moda na operacje plastyczne?

- Nie rozpatrywałbym tego w takich kategoriach. Dotychczas chirurgia plastyczna była  kojarzona z celebrytami, bo to o nich rozpisywały się media. Nasz program pełni  m.in. funkcję informacyjną. Chodzi o to, żeby pokazać ludziom, że chirurgia plastyczna jest dla wszystkich. Nawet dla tego przysłowiowego przeciętnego Kowalskiego. Jeśli społeczeństwo będzie coraz lepiej poinformowane, to zapewne zwiększy się liczba chętnych na zabiegi. Ale nie nazwałbym tego modą.

Co obecnie jest trendy w chirurgii plastycznej? Niedawno mówiło się o tym, że panuje boom na zabiegi odstających uszu. Wielu rodziców fundowało swoim dzieciom takie "prezenty" na I komunię świętą...

- Moim zdaniem, jak już wspominałem, to nie kwestia mody, trendów, tylko potrzeba korekty konkretnej wady. Dzięki m.in. takim programom, jak "Sekrety chirurgii", społeczeństwo ma szansę na uzyskanie pełnej, profesjonalnej informacji na temat zabiegów, co przekłada się oczywiście na większe zainteresowanie chirurgią plastyczną  i możliwościami, jakie stwarza. Cieszę się, że coraz więcej mówi się na temat chirurgii plastycznej, bo dzięki temu nie budzi ona już takich kontrowersji i emocji.

Ale na podstawie statystyk może pan powiedzieć, jakich zabiegów wykonuje się najwięcej

- Oczywiście, są to piersi, nosy i uszy. U osób młodych najczęściej zajmujemy się poprawą i modelowaniem sylwetki, zaś u starszych są to lifty, redukcja powiek, plastyka brzucha itp.

Czy po pierwszej serii programu do kliniki przychodzi więcej mężczyzn niż dotychczas?

-To akurat pozostało niezmienne. Mężczyźni stanowią dziesięć procent naszych pacjentów.

Ale na brak pracy chyba pan nie narzeka... Najbliższy termin konsultacji u pana to połowa marca 2014 roku.

- Zgadza się. Chętnych na konsultację i następnie na zabieg jest zdecydowanie więcej. W klinice pracuje trzech chirurgów plastyków, jeden ogólny i ginekolog. Na pewno nie narzekamy na nudę (śmiech). Na szczęście warunki lokalowe sprzyjają temu, by jeszcze więcej operować. Nie ma co ukrywać, że serial "Sekrety chirurgii" zwiększył liczbę naszych pacjentów.

Jak pan sobie radzi ze stresem?

- Mam szczęśliwą rodzinę i z nią spędzam wolny czas. Staramy się aktywnie wypoczywać. Jednak nie zawsze się to udaje.

Czego możemy spodziewać się w drugim sezonie "Sekretów chirurgii"?

- Myślę, że widzowie zobaczą jeszcze więcej tych wspomnianych sekretów. Dzieje się tak dlatego, że świetnie zgraliśmy się z ekipą telewizyjną i teraz pracuje nam się lepiej. Każdy doskonale wie, na co może sobie pozwolić. Będą bardzo ciekawi pacjenci i ich historie. Ponadto my chirurdzy pokażemy, jakimi jesteśmy ludźmi. Będzie się duża działo, więc myślę, że warto oglądać drugą serię.

Rozmawiał: Łukasz Piątek

 

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: TVN SA | chirurgia plastyczna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy