Jak smakuje życie w jaskini na Teneryfie? Rozmowa ze Zdzichem Rabendą

Zdzich zamieszkał w skalnej wnęce na ponad pół roku /Zdzich Rabenda /materiał zewnętrzny
Reklama

Zdecydował się na nietypowy krok, aby zamieszkać w jaskini. Początkowo jego wyjazd na Teneryfę miał trwać dwa lub trzy miesiące, a ostatecznie został tutaj na ponad pół roku. Rok 2020 nauczył go, że nie ma potrzeby za dużo planować. Bo im więcej jest planów, tym więcej jest z tego śmiechu. Wierząc, że cokolwiek mu życie przyniesie, to będzie coś dobrego, przeżył przygodę, której nie ma zamiaru prędko kończyć.

Zdzich Rabenda - podróżnik pochodzący z Tychów, z natury bardziej włóczęga, a z wyboru antropolog i pedagog ze specjalnością animatora kultury, organizator wydarzeń kulturalnych i festiwali, odwiedził ponad 50 krajów na całym świecie.

Jakub Zygmunt, Menway: Jaka dzisiaj pogoda na Teneryfie? Liczymy, szczerze, że powiesz nam, że u ciebie jest słonecznie od dobrych paru tygodni. W Polsce coś na to lato długo musieliśmy czekać.

Zdzich Rabenda: Przyznam ci się, że u nas, owszem, jest jasno i ciepło, ale generalnie chmury są cały dzień na niebie. Nie zawsze jest tutaj tak słonecznie.

Reklama

Od kiedy jesteś na Teneryfie? Co Cię przywiodło na wyspę? Od razu leciałeś tutaj z zamiarem zamieszkania w jaskini?

- Znalazłem się tutaj trochę przez półprzypadek. W Polsce jesienią zeszłego roku zaczęła się pogarszać nie tylko sytuacja pogodowa, ale także społeczna. Szukałem alternatywy na kolejne miesiące pandemii i lockdownów. Stwierdziłem, że lepiej nie spędzać tego czasu w ojczyźnie. Znałem ludzi, którzy już spędzali zimy na Teneryfie. Jest to najpewniej najcieplejsze miejsce w całej Unii Europejskiej, więc pomyślałem czemu nie? 

- Pierwotnie nie miałem planu mieszkać w jaskini. To był przypadek. Poczułem, że to dobre miejsce do życia. Pierwotnie Teneryfa miała być planem na 2-3 miesiące, a okazało się, że jestem tu już od ponad pół roku. Wraz z upływającym czasem, odkryłem że życie na wyspie jest przyjemne i bardzo tanie.

Przypatrzmy się twojemu miejscu do życia, jakie sobie urządziłeś. Jest to jaskinia położona na zboczu skalistego kanionu. Jak sobie zorganizowałeś w ogóle tą wnękę skalną? Przecież teoretycznie jesteś tam bez kuchni, bez łazienki, nie masz salonu z telewizją.

- Zbudowanie przestrzeni do życia polegało na stworzeniu sobie strefy komfortu. Było to odwrotnie jak podczas standardowej podróży, kiedy to wychodzimy ze swoich stref bezpieczeństwa. Tutaj startowałem z poziomu zerowego - skały, czyli podłogi i potem musiałem jakoś sobie zorganizować miejsce przyjemne do życia. 

- Z perspektywy siedmiu miesięcy, jakie mija mi tutaj, to mogę nazwać to miejsce domem. Rozwiązania mam podobne jak w mieszkaniach, ale z drobnymi różnicami. Bo mam prysznic czy zlew, ale wodę do nich muszę sobie sam przynieść ze źródła. Zamiast gotować na kuchence turystycznej, która zresztą najbardziej ekologiczna nie jest, zbudowałem mały piec i gotuję na wolnym ogniu.

A czym opalasz ten piec?

- Trzeba zwrócić uwagę na to, że w kanionie, w którym mieszkam, nie ma drzew. Dominuje tutaj jedynie roślinność półpustynna, która kiepsko się pali i jest trująca. Zatem najczęściej zbieram różne drewniane odpady z placów budowy, np. palety.

Do codziennej pracy potrzebujesz przecież internetu oraz prądu. Jak sobie organizujesz wifi czy dostęp do energii elektrycznej?

- Z internetem nie ma problemu. Na Teneryfie jest znakomity zasięg LTE, wystarczy kupić pakiet danych z hiszpańską kartą sim. Wystarcza na tyle, ze mogę pracować, kontaktować się z bliskimi online, a nawet oglądać Netflixa. Kamieniem milowym w rozwoju mojego mieszkania w jaskini było pojawienie się elektryczności. Przyjechałem na wyspę z własnym źródłem prądu - kompaktowym panelem słonecznym wielkości połowy kartki A4. Taki panel znakomicie działa. Wygeneruje on energię potrzebną do załadowania telefonu, laptopa czy powerbanka itd. Ale dopiero pomoc dobrego znajomego, Marka Klonowskiego, okazała się ogromnym skokiem cywilizacyjnym dla mnie. 

- Marek, pracując w branży fotowoltaicznej, zaproponował mi pełną elektryfikację jaskini. Zorganizował mi panel o mocy 200 VAT, czyli taki jak na dachach kamperów. Mam teraz urządzenia, które przetwarzają i magazynują energię, czyli akumulator i falownik. Dzięki takiemu sprzętowi mogę sobie zaświecić światło wieczorem w jaskini. Takie rozwiązania pomogły nie tylko mi, ale także innym osobom mieszkającym tutaj w kanionie, którzy odwiedzają mnie m.in. po to, aby skorzystać z elektryczności. 

- Teraz już mam tutaj XXI wiek, więc niczego mi nie brakuje. Mam nawet projektor i mogę organizować pokazy zdjęć dla znajomych. Elektryczność też wprowadziła to zaburzenie, że już nie żyję zgodnie z rytmem dnia i nocy, a z powrotem jestem jakby w cywilizacji. Można powiedzieć, ze przeżyłem tutaj okres od epoki kamienia łupanego do XXI wieku.

Dowiedzieliśmy się już całkiem sporo, jak zorganizowałeś sobie nową rzeczywistość na Wyspach Kanaryjskich, ale interesujące jest także to, w jaki sposób zdobywasz jedzenie. Jesteś freeganinem. Co to oznacza? Dlaczego zdecydowałeś się na taką "dietę"?

- Freeganizm jest to ruch, który powstał w odpowiedzi na brak akceptacji dla wyrzucania nadwyżek niesprzedanych lub rzekomo zepsutych produktów. Działa on na całym świecie, w tym w Polsce. Ruch przeciwstawia się praktykom, które dotyczą głównie sklepów wielkopowierzchniowych. To one wyrzucają olbrzymie ilości jedzenia i innych towarów. 

- Wyrzucane one są z uwagi na dwie rzeczy: minęła data przydatności do spożycia albo sugerowanego terminu spożycia (który nie jest tożsamy z tym pierwszym, ponieważ produkty mogą czasem wytrzymać dużo dłużej, niż podaje producent na opakowaniu) oraz uszkodzenie opakowania. Wystarczy mała dziurka w pudełku i już produkt ląduje na śmietniku pomimo tego, że jest nadal dobry i świeży! Jak to wygląda w praktyce? Generalnie zagląda się do śmietników przy sklepach. Może to budzić w kimś obrzydzenie, ale po dłuższym czasie freeganizm przyniósł w moim życiu olbrzymie zmiany. Od dawna nie jadłem tak dobrze, jak teraz!

Podasz nam jakieś perełki znalezione na marketowych śmietnikach? Może niepotrzebnie się wykosztowujemy na luksusowe towary, skoro one leżą dosłownie za rogiem.

- Kawior, krewetki, nawet solidny kawałek oryginalnej argentyńskiej wołowiny. To tylko przykłady. Widok kilkudziesięciu butelek wina na śmietniku to również nic dziwnego. Wybierając się do sklepów sprzedających hurtowe ilości produktów, można znaleźć na śmietnikach rzeczy wyrzucane w ilościach równie hurtowych. Raz znajomi znaleźli ponad 1000 piw! Jestem od wielu lat wegetarianinem, ale również nie narzekam, ponieważ codziennością się stały dla mnie papaja i awokado, które w sklepach czasem potrafią kosztować fortunę. 

- Podsumowując, około 95% produktów, jakie nabywam, pochodzą ze śmietników, a pozostały procent to moje małe zachcianki. Ale we freeganizmie też chodzi o to, aby pozbywać się tych zachcianek. Ponadto ruch ten uczy dostosowywania się do warunków. Obiad danego dnia zależy od tego, co znajdę na marketowym śmietniku, a nie od "smaku" na konkretną potrawę. Freeganizm ponadto nie dotyczy tylko żywności wyrzucanej ze sklepów, ale także wszelkich innych produktów, których pozbywają się sklepy - materiały budowlane, sprzęt techniczny itd.

Przyglądając się temu, jak teraz żyjesz i pracujesz, zainteresowało mnie w ogóle, jakie są przyczyny tego, że znalazłeś się na Teneryfie i prowadzisz taki tryb życia? Ktoś konkretny ciebie zainspirował? Jakie osoby i jakie wydarzenia zbudowały tego Zdzicha, z którym dzisiaj mogę rozmawiać?

- Moje życie jest nieustannym zwrotem akcji. Nie ma momentu na przestrzeni ostatnich ośmiu lat, aby był w jakimś sensie stabilny. Natomiast szczęśliwie się złożyło, że robię przez cały ten czas to, co kocham - zajmuję się prowadzeniem prezentacji podróżniczych oraz edukacją etnologiczno-kulturową. Od ośmiu lat nie pracuję na żadnym etacie, ale bywało, że niekiedy zdarzały się dodatkowe prace za granicą, jak np. we Francji, Szkocji, Islandii, czy chociażby w Szwecji, gdzie byłem w zeszłym roku. Jestem w życiu dość elastyczny, ale że mogę utrzymywać się od lat z robienia tego, co kocham, jest dla mnie ono łatwiejsze. 

- Ponieważ siedzę w jaskini, to pisze się jakaś historia, którą mógłbym niebawem gdzieś opowiedzieć. W czerwcu na Festiwalu Włóczykij w Gryfinie będę mieć właśnie taką okazję. 

- Odpowiadając bardziej prywatnie na to pytanie, to od dziecka wychowywałem się w klimacie górskich wędrówek. Rodzice mieli pasje do chodzenia do gór, której jako małe dziecko nie doceniałem trochę, ale po latach jestem im za to wdzięczny. Podróże zaczęły się u mnie od jazdy autostopem po Polsce z kuzynką, a potem ruszyła lawina kolejnych wyjazdów.

Nie jest ci samotnie niekiedy, żyjąc w takiej odległości od kraju, od innych ludzi, będąc skazanym czasami na łaskę lub niełaskę pogody czy innych sił przyrody?

- Nie czuję się tutaj aż tak samotnie. Jeśli chcę zaznać odosobnienia, to idę wysoko w góry na wędrówkę. Poza tym odwiedzają mnie tutaj często znajomi, a ja sam też mam taki charakter, że lubię się otaczać ludźmi.

Ktoś poza tobą w tym kanionie jeszcze mieszka? Jak wygląda okolica twojej jaskini?

- W tym miejscu, w kanionie, mieszka w zależności od okresu około 100-150 osób, ale na olbrzymim obszarze o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych. Zatem ta liczba rozkłada się równomiernie na tak dużym terenie. Nie ma tutaj sytuacji, że za rogiem obok mnie ktoś jeszcze mieszka i sąsiadów widzę na co dzień. Ponadto lokalizacja ma duże znaczenie w temacie gęstości zaludnienia tych okolic. Moja jaskinia znajduje się w wyższych partiach kanionu na tzw. "czerwonej górze". Mam tutaj około pół godziny spaceru pod górę od oceanu. 

- To miejsce jest tego warte, bo codziennie mogę podziwiać widoki na góry oraz Ocean Atlantycki. Oczywiście są osoby, które wolą mieszkać bliżej cywilizacji, obok głównych dróg, bo tak jest im wygodniej, ale ja wolałem wybrać miejsce bardziej odosobnione. 

- Na "czerwonej górze" nie jestem oczywiście sam. Co ciekawe, na taki wybór zdecydowali się tutaj praktycznie sami Polacy. Jest nas tutaj większość i tworzymy zintegrowaną paczkę. Żyjemy tutaj w takiej nieco hippisowskiej komunie, w relacjach dobrosąsiedzkich i możemy na siebie liczyć. Ogólnie w tym kanionie cała społeczność jest niezwykle różnorodna. Prawie z każdego kontynentu ktoś tutaj pomieszkiwał, od Dalekiego Wschodu po kraje Ameryki Południowej.

W jakiej części Teneryfy w ogóle mieszkasz?

- Znajduję się w południowej części Teneryfy, niedaleko miasta Adeje. Ta część wyspy jest najbardziej słoneczna, ale również bardzo turystyczna, gdzie jest wiele luksusowych hoteli. Wracając na chwilę do wątku freeganizmu, można znaleźć naprawdę dobre rzeczy na śmietnikach. Podając przykład, materac, na którym śpię, pochodzi z Hotelu Sheratona.

Czy żyjesz na wyspie bardziej incognito i starasz się unikać kontaktów z mieszkańcami wyspy, czy wręcz odwrotnie? Jak reagują na ciebie i na całą społeczność z jaskiń ludzie z Teneryfy?

- Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, bo każda może okazać się prawidłowa. Każdy żyje tutaj w swojej bańce i te dwie bańki się tutaj nie przenikają. Raczej wydaje mi się, że miejscowi (rodowici Kanaryjczycy oraz expaci) są dla nas przychylni. Niektórzy przyjeżdżają tutaj, aby zostawić jakieś sprzęty, meble, urządzenia, resztki z budowy. To miejsce też stało się małą atrakcją turystyczną, bo ludzie tutaj w kanionie mieszkają co najmniej od kilkunastu lat i powoli wrosła ta społeczność w krajobraz kulturowy tego miejsca. 

- W Polsce może trochę to się nie mieścić w głowie - taki styl życia - ale na Teneryfie już przed kilkuset laty lokalna ludność mieszkała w jaskiniach, ponieważ to było zdecydowanie łatwiejsze do zaadaptowania i urządzenia miejsce, niż budowa domu z kamienia na wybrzeżu. Zresztą w jaskiniach także mieszkały pierwotne grupy ludzi w Portugalii i Hiszpanii.

Masz jakieś plany na następne miesiące? Przed nami lato, na Teneryfie będzie wtedy na pewno upalnie. Ty jednak, jak mi już wcześniej napomknąłeś, decydujesz się wrócić do Polski. Dlaczego? Tak bardzo tęsknisz?

- Nie planowałem tak długo być na Teneryfie. Chciałem tutaj przyjechać, ponieważ lockdown i zamknięcie sektora kultury oraz organizacji wydarzeń sprawiło, że wyjechałem z Polski. Teraz wszystko powoli się odmraża, zatem pewne moje plany mogę zrealizować. Wystąpię na wspomnianym już Festiwalu Włóczykij w Gryfinie oraz będę organizować Off Travellers - Festiwal Podróży, Ekologii i Dobrego Życia w Ińsku w województwie zachodniopomorskim, który odbędzie się 1-4 lipca i serdecznie każdego zapraszam. 

- Ponadto trochę tęsknie za znajomymi widokami, za jeziorem w rodzinnych Tychach, za położeniem się na zielonej łące, za towarzystwem najbliższych przyjaciół. Jestem również zapalonym kajakarzem, a na Teneryfie nie ma rzek, więc nie mam jak spełniać swojej pasji, a w Polsce już planują mi się okazyjne spływy ze znajomymi. W ojczyźnie będę tylko przez lato, ale tak wiele wydarzeń mi się szykuje, że wizja powrotu na Teneryfę od jesieni w ogóle jawi mi się dopiero w bardzo dalekiej perspektywie.

Długo w Polsce nie zabawisz, to prawda. Od jesieni właśnie planujesz wracać na Teneryfę. Chyba ci się spodobało to życie na Wyspach Kanaryjskich. Co planujesz robić tu po powrocie?

- Mam zamiar realizować autorskie wyjazdy na Teneryfie we współpracy z pewnym biurem podróży. Sądzę, że po tak długim pobycie na wyspie znam już wiele niestandardowych miejsc, tajne zakamarki, czy atrakcje poza utartym szlakiem. Właśnie do takich miejsc chciałbym zabierać grupy turystów, które zdecydują się na moje towarzystwo jako lokalnego przewodnika.

Zamieszkasz znowu w swojej jaskini?

- Zobaczymy do jakiej jaskini trafię. Może wrócę do tej samej, może do innej. Jeszcze nie wiem w jakiej formie i w jaki sposób dokona się ten powrót. To wszystko przyniesie życie. Rok 2020 nauczył mnie, że nie ma potrzeby za dużo planować. Bo im więcej jest planów, tym więcej jest z tego śmiechu. Ale wierzę, ze cokolwiek mi życie nie przyniesie, to będzie to coś dobrego.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jaskinia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy