Eldo: Powoli kończę przygodę z rapem

Jest jednym z najbardziej docenianych i zasłużonych artystów na polskiej scenie hip-hopowej. Nie lubi, kiedy mówi się o nim jako o muzyku, bo sam uważa się przede wszystkim za tekściarza. Na koncie ma już sześć solowych płyt i tę najnowszą, o zagadkowym tytule "Chi". Zapraszamy do lektury wywiadu z Eldo.

Jest jednym z najbardziej docenianych i zasłużonych artystów na polskiej scenie hip-hopowej. Nie lubi, kiedy mówi się o nim jako o muzyku, bo sam uważa się przede wszystkim za tekściarza. Na koncie ma już sześć solowych płyt i tę najnowszą, o zagadkowym tytule "Chi".  Zapraszamy do lektury wywiadu z Eldo.


Od twojej ostatniej płyty minęły cztery lata. Dlaczego aż tak długo kazałeś czekać swoim fanom na kolejny krążek?

Eldo: - Nie uznaję takiej metody pracy, że trzeba cały czas coś wydawać. Byłem zmęczony tamtą płytą, koncertami, chciałem odpocząć. Siedzę w tej branży szesnaście lat, więc tym bardziej ta przerwa była wskazana.

Wszystko to, co zakładałeś sobie przed nagraniem płyty, udało ci się zrealizować w studiu? Pezet powiedział nam kiedyś, że na drugi dzień po premierze swojej płyty ma ochotę wszystko na niej pozmieniać...

Reklama

- I ja mam dokładnie tak samo.  Zawsze, kiedy kończę nagrania, to mam ochotę zrobić wszystko od początku, inaczej. Chociaż z drugiej strony nie miałem jakichś większych, konkretnych założeń, co do tego krążka. Szukałem odpowiedniej muzyki i kiedy ją znalazłem, wszedłem do studia i zacząłem nagrywać. Początkowo miałem pewne problemy ze znalezieniem odpowiedniego producenta, ale kiedy już go znalazłem, to praca nad płytą przebiegała szybko i płynnie.

Producentem jest Fawola - debiutant. Nie bałeś się, że być może nie udźwignie on tego ciężaru związanego z twoją płytą - przez wielu bardzo oczekiwaną płytą...

- Przesłuchiwałem muzykę wielu producentów i ta autorstwa Fawoli przypadła mi do gustu. Jest wielce prawdopodobne, że będziemy współpracować także przy kolejnej mojej płycie. Dobrze się rozumiemy, a przecież w muzyce o to właśnie chodzi. Musi być symbioza, bo jeśli jej nie ma, to słuchacz od razu to wyczuje.

Zapytam ogólnie: jaka to będzie płyta?

- To zawsze najtrudniejsze pytanie, bo nigdy nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Trzynaście rapowych kawałków, żadnych eksperymentów, żadnych nowoczesnych brzmień. Będzie tradycyjnie jak w latach dziewięćdziesiątych - ciekawe sample i tłuste bębny.

Czyli rewolucji nie można się spodziewać?

- Rewolucji nie było na żadnej z moich dotychczasowych płyt. Wolę ewolucje, bo rewolucje są zazwyczaj bardzo krwawe.

Czy masz w ogóle zamiar nagrać kiedyś krążek, który będzie zupełnie inny niż te poprzednie?

- Nie. Zostawiam to ludziom, którzy są ode mnie dużo młodsi. Ja po prostu nie czuję tego rodzaju brzmień, które są obecnie modne i popularne. Dojrzewałem z całkowicie inną muzyką, więc chyba nie można mi się dziwić, że robię taką muzykę, którą najbardziej czuję, z którą się wychowywałem. Absolutnie nie zabieram innym prawa do robienia eksperymentów, ale sam eksperymentował nigdy nie będę.

O sprzedaż "Chi" chyba nie musisz się martwić, bo choć płyta nie jest jeszcze dostępna, to jednak na liście bestsellerów sieci Empik znajdowała się na pierwszym miejscu

- To dlatego, że istnieją tzw. przedsprzedaże. Czasami zdarza się, że jakaś płyta zdobywa miano złotej, chociaż ma się dopiero ukazać za jakiś czas. Oczywiście, łechce mnie to i jest mi niezmiernie miło, że ludzie zamawiają "Chi" i cieszą się z jej nadejścia. Tak naprawdę wszystko zweryfikuje rynek. Mam nadzieję, że twoje słowa są prorocze, ale czy faktycznie tak będzie - dowiemy się miesiąc po premierze.

Skąd pomysł na tytuł płyty? Jak mamy go interpretować? Dotychczas niechętnie mówiłeś na ten temat...

- Sprawa jest bardzo prosta - dziś wydaje mi się, że jest to moja trzecia płyta... od końca... tak, jak trzecią literą od końca alfabetu greckiego jest właśnie "chi"...

Chcesz powiedzieć, że wydasz jeszcze dwa krążki i kończysz przygodę z rapem?

- Mam 35 lat i nie wyobrażam sobie, żebym za 10 wiosen robił nadal to samo.

Nie wyobrażasz sobie, bo wyglądałoby to komicznie, czy nie miałbyś już tyle energii, pomysłów, chęci...?

- Nie o to chodzi. Już teraz powoli zaczynam czuć, że mam coraz mniej do powiedzenia widowni 17-18-letniej. Wydaje mi się, że niedługo ta różnica między mną a nimi będzie tak duża, że nie będę czerpał przyjemności z wychodzenia na scenę.

Co będziesz robił na "emeryturze"?

- Nie mam bladego pojęcia... Może zostanę motorniczym...

A tak serio?

- Całe swoje życie marzyłem o tym, żebym mógł się utrzymywać z pisania. Do tej pory mi się udawało i mam nadzieję, że po schowaniu mikrofonu w futerał nadal tak właśnie będzie.

Skoro o pisaniu mowa, to kilka miesięcy temu pojawiał się informacja, z której wynikało, że dziennikarz sportowy Przemysław Rudzki pisze twoją biografię. Faktycznie ma to miejsce?

- Przemek ma swoje sprawy i dużo na głowie, ja zajmuję się swoimi projektami, więc nie ma tematu książki biograficznej. Poza tym nie wydaje mi się, żebym był na tyle ciekawą postacią, by pisać o mnie książki. Mam w planach wydać jakieś swoje własnoręczne "czytadło", ale na tę chwilę nie mam pojęcia, kiedy to nastąpi.

Mam wrażenie, że w całej tej "branży hip-hopowej" stoisz trochę z boku i przyglądasz się jej z pewnym zdziwieniem. Dziś prawie każdy raper w Polsce ma swoją markę odzieżową, zamieszcza w internecie filmiki z koncertów i "grubych" imprez, ogólnie rzecz ujmując - większość z nich za wszelką cenę chce zwrócić uwagę na siebie i swój produkt. Ty tego nie robisz. Dlaczego?

- Jestem trochę z innej epoki. Kiedy my zaczynaliśmy zabawę z rapem, to nie było portali społecznościowych, nikt nie myślał o sprzedawaniu ciuchów z napisem swojej ekipy. Ja nie chcę być sprzedawcą bawełny. Chcę być twórcą, który nagrywa płyty. Co do filmików, to cały czas namawiają mnie na to ludzie, z którymi pracuję. Tłumaczą mi, że to potrzebne, że ma znaczenie, że to i tamto... Ja nigdy tego nie czułem i czuł nie będę. To nie jest mój styl promowania muzyki.

- Wolałbym, żeby wszyscy ci raperzy pojawiali się częściej na dużych koncertach, zamiast kręcić idiotyczne filmiki. Ja nie lansuję się na YouTubie, a mimo wszystko zawsze jestem zapraszany na suport, kiedy do Polski przyjeżdża jakiś znany, amerykański raper. Oprócz mnie jest jeszcze w Warszawie może z dwóch lub trzech takich raperów. Zabrzmiało nieskromnie, ale takie są fakty.

Są i tacy, którzy kiedyś uchodzili za żywe legendy polskiej sceny hip-hopowej a dziś są niczym persona non grata...

- Wiem, do czego zmierzasz...

No właśnie... Środowisko raperów wyrzekło się Jędkera, kiedy ten założył zespół Monopol i zaczął tworzyć muzykę, o którą - mówiąc delikatnie - jego fani by go nie podejrzewali. Natomiast zastanawiam się, czy to sprawiedliwe, że oberwało się tylko Jędkerowi, bo przecież Monopol współtworzył także producent muzyczny, który dziś tworzy płyty dla najlepszych raperów w tym kraju. Nie zalatuje to trochę hipokryzją środowiska?

- Należy jasno zaznaczyć, że producent muzyczny to rzemieślnik, którzy przyjmuje zamówienia. Nie można stawiać go w jednym, ideologicznym szeregu razem z raperem, który przecież powinien brać odpowiedzialność za swoje teksty.

- To nie jest tak, że świat się przyczepił do Jędkera ot tak. Nie. Świat się do niego przyczepił, bo Jędker przez wiele lat robił z siebie arbitra elegancji w polskim rapie, stawiał się za przykład etyki, po czym zrobił największe gówno, jakie polski rap widział. W momencie, kiedy arbiter elegancji zaczyna puszczać głośno bąki na weselu, przestaje być arbitrem elegancji.

- Jego problem polegał na tym, że przez wiele lat wyznaczał pewne standardy na polskiej scenie i nagle mu się odwidziało - zrobił coś, co od zawsze nazywał "frajerstwem".  Tutaj nie chodzi o styl i gatunek muzyczny, jaki reprezentował Monopol. Sęk w tym, że Jędker wyznaczał kanony, walczył z szeroko rozumianą i bardzo negatywnie odbieraną wówczas "komercją", chciał, żeby odbierano go za esencję prawilności. Nagle pokazał wszystkim środkowy palec i owładnięty jakąś manią zarobienia łatwych pieniędzy totalnie się pogrążył i zaprzeczył wszystkiemu, co przez kilkanaście lat głosił. Pytasz o hipokryzję? To jest hipokryzja razy dziesięć.

Myślisz, że Jędker kiedykolwiek odpokutuje za swoje grzechy i wróci na scenę?

- Nie sądzę. Kto mu teraz zaufa? Bo ja na pewno nie. Wyjdzie na scenę i co? Zapoda "Zodiak na melanżu"?

Zapytam cię o te pozytywne odczucia: któremu polskiemu muzykowi kibicujesz?

- Bardzo podoba mi muzyka Moniki Brodki.  Jeśli zaś mowa o raperach, to jest dużo zdolnej młodzieży. Problem polega na tym, że oni nie chcą nagrywać płyt. Chętnie posłuchałbym krążka Sitka.

Ja chętnie posłuchałbym nowej płyty Grammatika...

- Nie ma szans...

Na czym polega problem? Ty w jednym z wywiadów powiedziałeś, że kiedyś już próbowałeś wskrzesić ten zespół, ale byłeś blokowany i teraz na pewno nie będziesz wychodził przed szereg. Chodzi o Jotuze?

- Nikt nie blokuje Grammatika... Po prostu Marcin nie ma nic wspólnego z muzyką...

Nie ma nic wspólnego, bo nie chce mieć?

- To jego trzeba zapytać...

Pytam ciebie, bo jesteście kolegami i dobrze się znacie

- Bardzo rzadko ze sobą rozmawiamy, mieszkamy daleko od siebie. Jotuze ma swoje życie... Ostatni raz widzieliśmy się dwa lata temu, nie pamiętam, kiedy ostatnio gadaliśmy. Nie chcę się za Niego wypowiadać.

Zatem jakie ty masz plany na najbliższe miesiące? Bo płyta "Chi" pojawi się w sklepach już 28 maja...

- Przez wakacje będziemy odpoczywać, bo wtedy w Polsce organizowane są festiwale, a my z zasady po prostu na nich nie gramy. Natomiast od września ruszamy w trasę koncertową.

Czyli jako wielki fan piłki nożnej w spokoju obejrzysz zbliżający się mundial...

- Z pewnością tak będzie, co bardzo mnie cieszy.

Czego można ci życzyć po premierze płyty?

- Żeby Argentyna sięgnęła wreszcie po mistrzostwo świata.

Rozmawiał: Łukasz Piątek

Zobacz teledyski Eldo w serwisie Muzyka.Interia.pl

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama