Duży w Maluchu: Spięty z Lao Che

Tym razem Filip Nowobilski zaprosił za kierownicę swojego białego Malucha Huberta Dobaczewskiego. Muzyk zespołu Lao Che wyznał jakim jest ojcem, dlaczego pali papierosy i z jakich przyczyn nie lubi chodzić do kościoła

Filip Nowobilski: Mój Maluch jest z 1996 r., a Twój Mercedes jest o rok starszy. Jak Ci się jeździ starymi samochodami?

Spięty: Ja uwielbiam starą technologię i to nie tylko w motoryzacji, ale i w dźwięku.

Ale Ty chyba lubisz jeździsz. Słyszałem, że pracowałeś kiedyś jako kierowca ciężarówki i często nie bywałeś w domu. Teraz też żyjesz na walizkach...

- Moi bliscy przyzwyczaili się do tego, że w weekendy mnie nie ma, ale w tygodniu jestem w stu procentach dla rodziny, opiekuję się dziećmi i jestem wzorowym tatą. Mam dwie córki - starszą, która ma 5,5 roku i młodszą niespełna trzyletnią.

Reklama

Ta młodsza nie chodzi jeszcze do przedszkola i to ja z nią siedzę, gdyż żona jest na etacie. Swoją drogą jako nauczyciel przedszkolny.

Czy naprawdę starasz się przekazywać swoją wiedzę historyczną w każdej możliwej sytuacji?

- Tak mówią. Interesuje się światem, chcę go poznawać i przelać to na dzieci. Często przygotowuję im takie małe wykłady. Dzisiejszy będzie o Indianach. Przygotowuję się do takiego o religii.

Mam problem z tym, że ciągle muszę szukać nowych rozwiązań. Inaczej to bym się zanudził...

To pewnie dlatego każda wasza płyta jest inna

- Kiedy rozmyślałem o czym mógłbym pisać i pojawiły się w domu dzieci, to przelałem całą energię na nie. Pomyślałem, że skoro są one wszędzie, to dlaczego nie poświęcić by im całego albumu. To może paradoks, ale świat jest z nich zbudowany.

Jakie dostrzegasz największe plusy bycia muzykiem?

- Najbardziej kręci mnie to, że mogę wpływać na siebie. To co robię daje mi dużo do myślenia nad sobą samym. Mam też świadomość, że moja muzyka wpływa też na innych, ale uważam, że oddziałuje ona przede wszystkim na mnie. Nie wiem czy to dobre, czy złe.

To chyba trochę egoistyczne...

- To kwestia tego jak to nazwiemy. Nie można być altruistą dopóki się nad sobą nie zastanowimy, a to z kolei można odbierać jako egoizm. Uważam jednak, że tak nie jest. Punktem wyjścia do świadomego i szczęśliwego życia jest ten punkt, w którym człowiek zaczyna się nad sobą zastanawiać i wyzwolić ze swojej kondycji psychiczno-filozoficznej. W ten sposób stajemy się lepszymi. I o to w tym wszystkim chodzi.

Ale chyba specjalnie nie dbasz o swoje życie. Palenie to zgubny nałóg...

- W domu nie palę, robię to tylko na wyjazdach. Zmagam się z tym. Walczę. Jest to dla mnie rodzaj ceremonii. Nie palę papierosów "w ramce", tylko kupuję tytoń, filterki i sam je skręcam. To mój rytuał. Delektuję się tym elementem życia.

Ale tego życia może ci przez papierosy kiedyś zabraknąć...

- Ja jestem pewien, że mi tego życia zabraknie, ale nie wiem czy przez papierosy.

Chodzisz do kościoła?

- Nie, nie chodzę. Pomysł na to, aby się jakoś zrzeszać religijnie zupełnie mi nie leży.

A czy wierzysz w jakąś istotę wyższą?

- Tak, wierzę. I rozmyślam o niej podróżując po świecie. Kto wie, może nawet zakwitnie mi w głowie myśl, aby gdzieś się "zrzeszyć".

Ze swoim zespołem ruszasz na Śląsk...

- Tak, już za chwilę ruszamy do Katowic.

Jak to właściwie było? Wszyscy na raz rzuciliście pracę na etacie i zostaliście zawodowymi muzykami?

- Trochę tak, ale stworzyło to też nowe problemy. Początkowo muzykujesz dla frajdy, a potem zarabiasz tak na życie.

A jesteś teraz szczęśliwszy niż wcześniej?

Jestem, ale nie wynika to z faktu, że zostałem muzykiem. Ja po prostu sam czuję się lepiej ze sobą. Inna sprawa, że zawodowo też czuję się spełniony.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy