Duży w Maluchu: KaeN

Gościem najnowszego odcinka programu "Duży w maluchu" był raper KaeN /materiały prasowe
Reklama

Rapuje od 12 roku życia. O swojej muzyce mówi: "mój rap jest wściekły, chory, a czasem zabawny". Kaen przez lata ukrywał się za maską i tatuażami. Jaki jest naprawdę?

Filip Nowobilski: Trzy lata nie piłeś. Po używki też nie sięgasz, palisz tylko towarzysko. Ale dlaczego przed laty dałeś się zwyciężyć nałogowi?

KaeN: Chyba brak kontroli osób, które sprawowały nade mną opiekę. Zagubiłem się. Jak jest się młodym, to chce się zaimponować starszemu towarzystwu. Sięgałem po różne używki, żeby nie odstawać. Trwało to ładnych kilkanaście lat.

Kradłeś?

- Tak. W wieku 17 lat pojechałem z moim przyjacielem do Anglii do pracy. Robiliśmy w fabryce przy warzywach. Niestety mój pośrednik nie doczytał, lub nie chciał doczytać, że nie mam 18 lat. Kiedy przyszedł czas wypłaty, to nie tylko nie dostałem pieniędzy, ale zostałem przez niego zwolniony. Zostałem bez środków do życia. Włączyły się lepkie ręce. Najpierw kradłem ze sklepów spożywczych, żeby przeżyć, ale zabrnąłem w to jeszcze dalej. Człowiek, jak trzeba, to potrafi być sprytny. Wpadłem po dwóch miesiącach. Miałem na szczęście kupiony bilet do Polski. Usłyszałem tylko "s******** do swojego kraju, nie chcemy cię tu". Gdyby nie tamte przeżycia, to nie byłbym dzisiaj tą osobą, którą jestem.

Co tak naprawdę znaczy "być na skraju"?

Reklama

- Używki przejęły nade mną kontrolę. Mózg miałem wyprany melanżem. Mówię o narkotykach - amfetamina, piguły, substancje halucynogenne. Mieszałem. Kiedy patrzę na siebie z perspektywy czasu, to mógłbym pracować w farmakologii jako tester. Dużo spróbowałem. Cieszę się, że mając 30 lat jestem zdrowy. Być na skraju to są chwile, kiedy nie jesteś w stanie wstać z łóżka, kiedy znajomi dosłownie cię z niego zdrapują podając ci specyfiki, żebyś w ogóle miał jakąkolwiek energię. To były maratony ciągnące się po półtora miesiąca. Bałem się promieni słonecznych. Moje życie toczyło się w nocy. To było gówno, bagno.

Miałeś myśli samobójcze?

- Miałem trzy próby samobójcze. Na szczęście miałem silny organizm i po zażyciu sporej dawki medykamentów zwymiotowałem. To były leki na ciśnienie, na krążenie. Zjadłem je garściami. Nie powinienem się po tym wszystkim obudzić. Leżałem i myślałem. Co pomyśli rodzina? Jak ja mogę ich zostawić? Przecież będą ich pytać, dlaczego nie reagowali. Pomodliłem się i zasnąłem. Leki zaczęły działać. Po dwóch godzinach zacząłem wymiotować i to mnie uratowało.

Myślałeś, że pójdziesz do nieba? Modlitwą chciałeś dodać sobie odwagi przed śmiercią?

- Nie wiem. Bóg, Stwórca chyba jest przy mnie. Modlę się często. W natłoku codziennych spraw często wchodziłem do kościoła by porozmyślać. Przez moje krótkie, ale burzliwe życie modlitwa zawsze mi pomagała.

Twoja druga połówka jest dla ciebie bardzo ważna. To ona pomogła ci wyjść z nałogu?

- Już wtedy byłem czysty. Z otoczenia dostałem dużo dobra i sam chce je dawać innym. Nie chcę znowu fundować tego najbliższym. Oni już to przeżywali, a swojej partnerce nie chce fundować takich doświadczeń.

Straciłeś wtedy kogoś bliskiego?

- Wiadomo, że jest fajnie, jak jest melanż. Ale nie wszyscy chcą iść z tobą dalej, kiedy decydujesz się coś zmienić w swoim życiu. Nie wsiadają z tobą do tego wagonu. I dobrze, może tak miało być.

Myślisz już o potomku?

- Kiedyś na pewno się go doczekam. Na razie chciałbym zwiedzić trochę świata i nie wyobrażam sobie, aby moje dziecko było przez to wychowywane przez jakichś obcych ludzi. Nie o to mi chodzi. Jeśli założę rodzinę, to będę chciał to zrobić wtedy, kiedy będę miał więcej czasu. Na szczęście sporo się zmieniło i dzisiaj 24-letnia dziewczyna nie jest już uważana za starą pannę. Ludzie są bardziej świadomi, chociaż wciąż sporo osób, które nie powinny mieć dzieci decydują się na potomstwo.

Jakie słowo wytatuowałbyś na swoim ciele?

- Walka. Determinacja. To wielowymiarowe słowa. Praca, systematyczność, powtarzanie spowoduje to, że można osiągnąć sukces. Nie można się zrażać. W 2000 r. zacząłem pisać i rapować. gdybym słuchał tych, którzy się wtedy ze mnie śmiali, to nigdzie bym nie zaszedł. To właśnie determinacja popchała mnie w to miejsce, w którym teraz jestem. Robię to, co kocham to robić.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy