Walenty Kania - "król byczych jaj"

Walenty Kania (z prawej) jest najodważniej gotującym kucharzem w Polsce /archiwum Walentego Kanii /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

"Niektórzy robią to dla fejmu" - tak o tych, którzy próbują byczych jąder mówi PAP Life Walenty Kania. Serwującego je właściciela food trucka okrzyknięto nawet "królem byczych jaj"...

Jest pan właścicielem food trucka oraz prowadzącym nowego programu "Kuchnia dla odważnych". Gdzie leży granica bycia odważnym w jedzeniu? Dla jednych wyzwaniem będzie zjedzenie robaka, a dla innych - krwistego steka.

Walenty Kania: - W naszej kulturze robactwa nigdy się nie jadło, nie było czegoś takiego w naszej kuchni. Europejczycy są jedynymi, którzy ich nie jedzą - poza Sardynią, bo tam robactwo się je. Tak więc dla Europejczyka jest to szokujące. Uważam jednak, że robactwo to jest przyszłość, której nie unikniemy - zwłaszcza, że robaki są łatwym źródłem białka. Także powoli będziemy je jeść.

Reklama

Jaka potrawa, którą kiedykolwiek pan skosztował, była tą najodważniejszą?

- Penisy mi nie podchodzą, dziwnie czuję się z tym w ustach (śmiech). A miałem okazję spróbować i z jelenia, i wołowego i z konia. Tam jest różnica, ponieważ w budowie anatomicznej konia jest inny typ i on podchodzi pod golonkę, dlatego tego owszem, mogę zjeść. Ale włóknisto-sprężysty, czyli wołowy czy z jelenia, jest dla mnie żelkowy - czuję, jakbym jadł żelki (śmiech).

Jest pan właścicielem food trucków. Sezon właśnie wystartował. Na czym polega ich fenomen?

- Przyszła moda, ale już jest spadek. Ludzie, którzy osiągnęli sukces na truckach "poszli" w restauracje. Zauważyłem, że ci, którzy prowadzili ekskluzywne knajpy, nie utrzymali się na rynku i polegli. Jednak street food to street food - chodzi o to, żeby szybko wejść do lokalu, wziąć jakąś kanapkę i wyjść.

- Także ta moda powoli przemija. Natomiast są i tacy, którzy namiętnie chodzą na tego typu festiwale. Jednak to nie jest to, co się ludziom wydaje, że jest taki boom, kiedy przychodziły tysiące ludzi. Teraz już tak nie ma.

Kiedy znajdziemy się na takim festiwalu food trucków, czym się kierować? W końcu wybór jest ogromny.

- Ludzie to śledzą, więc wiedzą, że jest jakiś tam truck, o którym się mówi i po prostu trzeba go sprawdzić. O mnie też się mówiło, że jest taki jeden w Europie, który jeździ z podrobami. Wtedy jeszcze nie było tego typu restauracji - jedna, może czy dwie w Krakowie, która miała podroby, a na Kazimierzu w ogóle nie było żadnej. Także byłem, pierwszy, do tego jeszcze z truckiem, wiec na mój temat było głośno. I tak ludzie pocztą pantoflową przekazują sobie informacje.

Co w pana food trucku jest hitem?

- Bycze jaja, których mam już serdecznie dosyć - robić w nich to naprawdę... Chcę, żeby ta moda na nie już się skończyła (śmiech). Nie wiem, o co chodzi, że ludzie cały czas mają ochotę na te bycze jaja - zostałem nawet nazwany "królem byczych jaj".

Jakie są reakcje ludzi, kiedy po raz pierwszy zamawiają to danie?

- Niektórzy spróbują i mówią, że jest świetne. Są też tacy, którzy robią to dla "fejmu", żeby zrobić selfie, wstawić na swój profil społecznościowy i pokazać, że jedli bycze jaja.

Kobiety są do tego próbowania równie chętne?

- Tak, nawet bardzo. Zresztą kobiety zawsze były odważniejsze. Proszę popatrzeć na historię, nie wspominając już o tym, że podręczniki z psychologii rozszyfrowały facetów, a kobiet jeszcze nie (śmiech).


Walentym Kanią - z wykształcenia technologiem żywności i zootechnikiem, z pasji kucharzem i podróżnikiem, a także właścicielem food trucka oraz autorem książek kulinarnych "Kuchnia dla odważnych", "Podroby", "Kuchnia dla odważnych. Raki" i "Kuchnia dla odważnych. Króliki i zające" - rozmawiała Paulina Persa.

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy