Fasolka po bretońsku. W Bretanii jej nie znajdziecie

We Francji fasolki po bretońsku się nie znajdzie. Tak jak w Grecji ryby po grecku /123RF/PICSEL
Reklama

Polski smakosz dobijając do wybrzeży Bretanii doczekać się nie może chwili, w której spróbuje wreszcie prawdziwej, autentycznej fasolki po bretońsku. Nie spróbuje. Tak popularna między Odrą i Bugiem potrawa, na przekór swej nazwie, nieznana jest mieszkańcom tego regionu...

Być może, zastanawia się nasz turysta, danie powstałe nad Kanałem La Manche, zapomniane zostało w swej ojczyźnie i przetrwało jedynie na emigracji?

By to sprawdzić bierze do ręki francuskie książki kucharskie, rozpoczynając od siedemnastowiecznego "Le cuisinier franois" (kucharz francuski), a kończąc na najnowszym wydaniu "Larousse gastronomique", czyli najważniejszej we Francji encyklopedii kulinarnej.

Po żmudnych poszukiwaniach udało mu się natrafić na jeden przepis. Jeden jedyny, ale nie byle gdzie, bo w Wielkim Słowniku Kuchennym Alexandre'a Dumas, autora Hrabiego Monte Christo i Trzech Muszkieterów.

Reklama

Dumas był wielkim smakoszem i przyjacielem największych szefów swej epoki. Jeździł po Francji i po świecie, miał, więc dobre rozeznanie w specjalnościach różnych krajów i krain. Jego słownik, ukończony na kilka miesięcy przed śmiercią w roku 1870, jest do dziś lektura pasjonującą, a przygody stołowe opisane są w nim nie mniej dynamicznie niż pojedynki d'Artagnana w Trzech Muszkieterach.

Współcześni mistrzowie patelni zachwycają się smakowitością Dumasowego pióra, ale zaznaczają, że gdy chodzi o przepisy, książka "nie zawsze godna jest pełnego zaufania".

Fasola po bretońsku z Wielkiego Słownika to fasolka szparagowa, gotowana w białym sosie i bulionie (opis niezbyt precyzyjny), z drobno pokrojoną, podsmażaną na maśle cebulą.

Aby napisać to dzieło, Dumas wyjechał waz ze swą kucharką Marią do Roscoff, słynącego z langust i homarów, bretońskiego portu w departamencie Finistere. Niezbyt daleko stamtąd, w departamencie Wybrzeży Armoryki, leży malowniczy port rybacki Paimpol. Uprawia się tam gatunek białej fasoli, zwany "coco de Pimpol". To pierwsza jarzyna, której przyznano europejskie oznaczenie "chroniona nazwa pochodzenia".

Wśród licznych przepisów na tę fasolę są i takie, w których używa się pomidorów, ale w ilościach, które jedynie zaróżowieją sos, nie osiągając zdecydowanej czerwieni polskiej fasolki po bretońsku.

Bo fasolka po bretońsku jest polska. Niektórzy próbując znaleźć korzenie tej nazwy, uprawiają karkołomne akrobacje etymologiczne. Niepotrzebnie. W każdym kraju istnieją "zagraniczne" nazwy, nic z tą zagranicą niemające wspólnego.

Francuzi jadają "kalafior po polsku", polskiej kuchni nieznany. Mamy natomiast nieznane w Azji śledzie po japońsku, niespotykanego pod Akropolem dorsza po grecku i zrazy po nelsońsku, których nigdy nie próbował Admirał. To wśród nich jest miejsce - honorowe - dla fasolki po bretońsku.

Ludwik Lewin

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy