HISTORIA | Poniedziałek, 23 września 2019 (09:46)
Wobec klęski w wojnie z Niemcami i wkroczeniu Armii Czerwonej, oddziały Wojska Polskiego znalazły się w trudnej sytuacji. Chaos i zagubienie potęgował Naczelny Wódz i podlegli mu oficerowie, którzy de facto zostali pozostawieni samym sobie. Na tym tle rozegrała się tragedia pińskich marynarzy.
1 / 11
Sowieci kilka razy przekładali termin ataku na Polskę. Jeszcze 9 września minister Spraw Zagranicznych, Wiaczesław Mołotow, informował niemieckiego ambasadora, Friedricha-Wernera von der Schulenburga, że atak nastąpi w najbliższych dniach. Początkowo miało się to stać w nocy na 13 września. Potem na 14 września, aż w końcu ustalono jej termin na poranek 17 września. To opóźnienie nie wynikało jedynie z chęci zrzucenia całkowitej winy za agresję na III Rzeszę (choć i taki zamiar miał Stalin), ale też z faktu nieprzygotowania Armii Czerwonej do operacji przeciwko Polsce. Radzieccy stratedzy, podobnie jak francuscy, przypuszczali, że Wojsko Polskie będzie w stanie się bronić przynajmniej przez kilka miesięcy. Niemieckie postępy zwyczajnie Sowietów zaskoczyły. Na zdjęciu: Monitory „krakowskie” na rozlewiskach Polesia.
Źródło: domena publiczna