Zimy stulecia: Historia siarczystych mrozów w Polsce

Rok 1979. Zima Stulecia na Wierzbnie w Warszawie /Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego
Reklama

Mrozy sięgające kilkudziesięciu stopni poniżej zera, śnieżne zaspy zamieniające ścieżki w baśniowe labirynty, a nawet - paraliż kraju od morza po górskie wioski. To nie zwięzłe podsumowanie warunków, z jakimi muszą liczyć się mieszkańcy Alaski, tylko opis zim, które w ostatnim stuleciu dotknęły Polskę.

Tragiczny grudzień 1952 roku. Tysiące ofiar smogu

Kiedy między grudniem a lutym warunki atmosferyczne znacznie odbiegają od średnich przyjętych dla tego okresu, a mróz szczypie policzki wyjątkowo nieprzyjemnie, dziennikarze i specjaliści od prognozowania pogody mówią o “zimie stulecia". 

W XX wieku zdarzyła się ona... pięciokrotnie.

Od mrozu pękały szyny

Listę rekordzistek otwiera zima 1929 roku. Tak pisał o niej dwa lata później w "Przeglądzie Geograficznym" klimatolog Romuald Gumiński z Państwowego Instytutu Meteorologii:

Reklama

"Prawie w ciągu całego lutego 1929 roku Polska znajdowała się w obrębie (...) wyżu syberyjskiego, który przesunął się niezwykle daleko na zachód, ogarniając całą Europę północną i środkową aż po Alpy; w tem mniej więcej położeniu pozostawał bez mała przez cały miesiąc: od ostatnich dni stycznia prawie przez cały luty. W związku z tem w lutym panowała pogoda bezchmurna, jednocześnie zaś nastąpił wyjątkowy spadek temperatury powietrza, na co wpłynęła też obecność szaty śnieżnej, która pokrywa prawie cały kraj".

11 lutego 1929 roku w Żywcu, Olkuszu i Siankach odnotowano temperatury sięgające minus czterdziestu stopni Celsjusza. Prasa donosiła o jeszcze bardziej wyśrubowanych rekordach, a pod wpływem silnego mrozu pękały tory, paraliżując transport węgla, niezbędnego do ogrzania mieszkańców wielu zakątków Polski.

Atak zimy w trakcie wojny

Po raz kolejny zima ze zbliżoną mocą zaatakowała jedenaście lat później. Zdziesiątkowany przez wojnę kraj, musiał sobie dodatkowo radzić z siarczystym mrozem. 

Szczególnie dokuczliwa aura panowała na początku 1940 roku. 11 stycznia w Siedlcach zanotowano temperaturę wynoszącą -41 stopni Celsjusza, co uznano za najniższą wartość oficjalnie zarejestrowaną w Polsce, ale z czasem badacze zaczęli z dystansem podchodzić do tego odczytu.

- To mogła być jakaś specyficzna sytuacja synoptyczna, która spowodowała, że temperatura chwilowo znacząco spadła. Trudno jednak mówić o ekstremach w przypadku pojedynczych wartości, ponieważ nie wiemy... co one nam mówią. Jeśli mamy niską średnią dobową, to wiemy, że przez cały dzień i noc było zimno, natomiast pojedynczy pomiar, odstający od wyników z innych okolicznych stacji, w dodatku sprzed osiemdziesięciu lat, jest dziś bardzo trudny do rozszyfrowania i odpowiedzenia na pytanie, co tak naprawdę zostało wtedy zaobserwowane - tłumaczył w rozmowie z Interią dr Michał Chiliński z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Bez względu na to, czy temperatura rzeczywista różniła się o kilka stopni od tej zarejestrowanej w Siedlcach, i tak zima 1940 roku przeszła do historii jako jedna z najbardziej mroźnych.

Polska zmarznięta na kość

Następna "zima stulecia" dała o sobie znać na początku 1963 roku.

Z tamtego okresu pochodzą kolejne, już bardziej wiarygodne, pomiary ekstremalnie niskich temperatur, dochodzących niemal do czterdziestu kresek na minusie. Silny mróz utrzymywał się wyjątkowo długo. Jeszcze na początku marca w Maniowym zanotowano niemal -35 stopni Celsjusza.

Oprócz niskich temperatur cechą charakterystyczną tamtej zimy były pokaźnych rozmiarów opady śniegu. 

Gwałtowne śnieżyce sparaliżowały transport drogowy i kolejowy, co ograniczyło dostępność podstawowych artykułów w sklepach. Przed składami opału ustawiały się ogromne kolejki.

Zaśnieżona i zmarznięta na kość Polska na moment się zatrzymała. Zamknięto wiele szkół i instytucji kultury, stanęły niektóre fabryki i zakłady pracy, brakowało prądu i paliw.

Czołgi na ulicach miast

Dotychczas wymienione “zimy stulecia" cechowały ekstremalne temperatury. Wizytówką kolejnej były obfite opady śniegu, znacznie odbiegające od normy. 

Intensywnie padać zaczęło pod koniec grudnia 1978 roku, kiedy nad Polskę napłynęły masy mroźnego powietrza z północy. W ciągu kilkudziesięciu godzin pod grubą warstwą białego puchu znalazł się cały kraj, transport drogowy i kolejowy w wielu miejscach został sparaliżowany.

Zaspy były imponujące. 16 lutego w Suwałkach odnotowano pokrywę śnieżną o grubości 84 cm, niewiele mniej napadało w Łodzi czy Warszawie. W Gdańsku wprowadzono stan klęski żywiołowej, gdy mróz nabrał na sile znów pękały tory, a do odśnieżania wykorzystywano sprzęt wojskowy, angażując do pracy nawet załogi czołgów. 

Śnieżne tunele i labirynty na ulicach miast były w tamtych dniach normą.

Kiedyś to było. A teraz?

Następna warta odnotowania zima dała o sobie znać na początku 1987 roku. 

Styczniowe temperatury mocno odbiegały od tych, jakie zazwyczaj występują o tej porze roku, a dwucyfrówka “na minusie" była codziennością. Średnia temperatura w styczniu w Białymstoku wyniosła -15 stopni Celsjusza, od Podlasia przez Mazowsze po Podkarpacie co jakiś czas mierzono temperatury niższe niż -30.  

Dziś już nie ma takich zim? Fakt, bywają łagodniejsze, chociaż przed czterema laty w Jabłonce odnotowano jeden z najniższych styczniowych pomiarów w historii (-37,1), a i ostatnie noce były mroźne. Nic w tym dziwnego. Jak jest zima, to... sami wiecie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska | Dariusz Jaroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama