William Hope - fotografowanie duchów było jego specjalnością

Był zwykłym cieślą, ale zupełny przypadek sprawił, że został zapamiętany jako "ekspert" od przywoływania duchów zmarłych. Poznajcie historię hochsztaplera Williama Hope'a.

W 1905 Hope sfotografował swojego przyjaciela. Po wywołaniu zdjęcia okazało się, że widać na na nim kogoś jeszcze - "ducha". Zajmujący się dotychczas ciesielką mężczyzna wyczuł żyłę złota. Już rok później założył Crewe Circle - krąg spirytualistów-fotografów, na którego czele stanął on sam.

Grupa przez jakiś czas nie ogłaszała światu swoich "dokonań" w dziedzinie kontaktu z istotami z zaświatów. Zmieniło się to dopiero wtedy, kiedy przyłączył się do nich arcybiskup Thomas Colley. Co ciekawe, Hope zaliczył pierwszą wpadkę przygotowując zdjęcie, na którym miała ukazać się matka duchownego. Oszust zamieścił na nim "ducha" innej starszej kobiety.

Reklama

Przed kompromitacją uchronił go przyjaciel z klubu, który wmówił Colleyowi, że na fotografii faktycznie widoczna jest jego matka. Umieścił on nawet specjalne ogłoszenie w lokalnej prasie, aby osoby pamiętające panią Colley potwierdziły, że to naprawdę ona.

Mało brakowało, a Hope zdemaskowałby się sam. Na jego szczęście prawdziwy boom na kontakty z duchami zmarłych miał się dopiero rozpocząć, gdyż w 1914 r. wybuchła I wojna światowa.

W trakcie jej trwania, jak i kilka lat po jej zakończeniu, seanse spirytystyczne oraz fotografie z duchami cieszyły się ogromną popularnością. Na początku lat 20. ubiegłego wieku Hope, już jako profesjonalne medium, przeniósł się do Londynu.

Stolica nie przyjęła jednak Hope'a zbyt ciepło. Ugrupowanie Crewe Circle budziło oczywiście zainteresowanie londyńczyków, ale wśród ciekawskich pojawili się też tacy, którzy próbowali dociec tego, czy zdolności mężczyzny z hrabstwa Cheshire faktycznie są nadprzyrodzone.

W tym celu organizacja Society for Psychical (Towarzystwo Badań Parapsychologicznych) wysłało Harry'ego Price'a, aby dokładnie przyjrzał się podejrzanej działalności Hope'a i jego popleczników.

Ekspert w niecały rok dowiódł, że zdjęcia z duchami wykonywane przez członków Crewe Circle są tak naprawdę fałszywkami. Okazało się, że Hope podstawiał odpowiednio spreparowane płyty fotograficzne (szklane płytki pokryte światłoczułą emulsją będące poprzednikami nowocześniejszych kliszy). W ten sposób na zdjęciach po ich wywołaniu pojawiały się duchy.

Opublikowany raport Price'a na temat oszustw Williama Hope'a nie sprawił jednak, że założyciel Crewe Circle zrezygnował z intratnego interesu. W jego obronie stanął nawet sam sir Arthur Conan Doyle, autor powieści o przygodach Sherlocka Holmesa, a prywatnie wielki miłośnik spirytualizmu. Pisarz szukał w nim sposobu na walkę z depresją, w którą wpadł po tym jak w przeciągu zaledwie kilku lat zmarło kilku najbliższych członków jego rodziny - żona, brat, szwagrowie i dwaj bratankowie.

Conan Doyle przez lata walczył z publikacjami odkryć Price'a. Doprowadził nawet do tego, że 84 członków Towarzystwo Badań Parapsychologicznych zrezygnowało z członkostwa w organizacji, by bronić interesów Hope'a.

Oszusta po raz kolejny i ostatni zdemaskowano w 1933 r., kiedy to badacze Fred Barlow i Major W. Rampling-Rose przedstawili ostateczne dowody na jego oszustwa. W tym samym roku William Hope zmarł. Nie stwierdzono, aby jego duch pojawiał się na czyichś fotografiach...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy