Wacław Krzeptowski. „Góralski książę”, który zdradził Polskę

Przewodniczący Komitetu Góralskiego Wacław Krzeptowski (z lewej) wita gubernatora Hansa Franka po przybyciu do Zakopanego /Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego
Reklama

Polacy chwalą się, że w czasie II wojny światowej w żaden sposób nie kolaborowali z III Rzeszą. Były dwa takie niechlubne przypadki: Brygada Świętokrzyska i Goralenvolk. Przywódcą tego drugiego był Wacław Krzeptowski, na którym 20 stycznia 1945 roku Armia Krajowa wykonała wyrok śmierci.

Dzieje Podhala pełne są wydarzeń bohaterskich, począwszy od działalności kurierów, po walki całych oddziałów partyzanckich. Jednak mimo tych jasnych i jakże chwalebnych epizodów, pojawiły się również bardzo mroczne wydarzenia, które rzucają cień na historię polskich górali.

Wojska III Rzeszy zajęły Podhale już na początku działań wojennych - 2 września 1939 roku cały teren Tatr był pod panowaniem Niemców. Początkowo istniał pomysł, aby te tereny, podobnie jak Orawę i Spisz, przekazać Słowacji rządzonej przez księdza Tiso, jednak ostatecznie pozostały one pod kontrolą Niemców i współpracujących z nimi członków Goralenvolku.

Reklama

Górale - obok Kaszubów i Ślązaków - mieli zostać wydzieleni z narodu polskiego; tym samym udowodniono by istnienie wschodnich aryjczyków - narodu o korzeniach germańskich, którego kształtowanie się miało początek w średniowieczu, w okresie wędrówek ludów po XII- i XIII-wiecznych wojnach.

O germańskim rodowodzie miała świadczyć odmienność kulturowa, językowa, a także nazwy miejscowości o niemieckim brzmieniu - Frydman, czy Grywałd. Mieszkańcy Tatr mieli od Polaków różnić się typem rasowym, który niemieccy naukowcy nazwali dynarskim. W tę retorykę znakomicie wpisał się jeden z przywódców góralskich i chłopskich okresu międzywojennego - Wacław Krzeptowski.

Urodzony góral

Wacław Krzeptowski urodził się 24 czerwca 1897 roku w Kościelisku, w szanowanej na Podhalu rodzinie, która była nie tylko zamożna, ale i wpływowa. Mieli znakomite relacje z polskimi politykami. Nie tylko lokalnymi, ale też ze szczebla państwowego.

Sam Wacław, ukrywał Wincentego Witosa, poszukiwanego przez sanację po majowym zamachu stanu w 1926 roku. Z sanacyjnymi politykami rodzina Krzeptowskich zresztą też miała bardzo dobre relacje.

Związek Górali, którego był wiceprzewodniczącym, jako organizacja o charakterze narodowo-niepodległościowym, często gościła najważniejsze osoby w państwie. Podczas wizyty prezydenta Mościckiego w Kościelisku to właśnie Krzeptowski prowadził go pod ołtarz miejscowego kościoła.

Ród Krzeptowskich żarliwie nie tylko się modlił, ale i wspierał Wojsko Polskie. W 1938 roku ufundowali ciężki karabin maszynowy dla podhalańskiego pułku. A był to wydatek niebagatelny! Nowy Browning wz. 30 kosztował 2102 złote, co przy średnich zarobkach robotnika na poziomie 1 zł za godzinę robiło wrażenie. Tym bardziej może dziwić zachowanie Wacława Krzeptowskiego po niemieckim ataku.

***Zobacz także***

Ciemne znajomości

Jednak, gdy się przyjrzeć bliżej Wacławowi można stwierdzić, że był czarną owcą w rodzinie, a właściwie wilkiem w przebraniu czarnej owcy. Choć prowadził sanacyjnego prezydenta do kościeliskiego kościoła, to jako działacz Stronnictwa Ludowego był wielkim przeciwnikiem sanacji i władzy totalitarnej. Z drugiej strony odrzucał głoszoną przez SL odrębność Kościoła od państwa i chęć demilitaryzacji państwa.

Krzeptowski jeszcze przed wybuchem wojny utrzymywał kontakty z kapitanem rezerwy WP Witalisem Wiederem, który był niemieckim agentem działającym w Czechosłowacji i w Polsce. Co więcej, razem organizowali pielgrzymkę górali na Jasną Górę specjalnym pociągiem wynajętym przez niemiecki wywiad. Na pielgrzymkę wybrali się najważniejsi działacze Stronnictwa Ludowego na Podhalu i przyszli działacze Goralenvolku - Józef Cukier, Andrzej i Stefan Krzeptowscy, a także dr Henryk Szatkowski.

"Hołd krakowski"

4 listopada 1939 roku Krzeptowskiego w Zakopanem odwiedził Otto Wächter, szef okupacyjnego dystryktu krakowskiego. W czasie wizyty zaproponował Krzeptowskiemu, aby jako przedstawiciel narodu góralskiego uczestniczył w uroczystości objęcia przez Hansa Franka stanowiska gubernatora Generalnego Gubernatorstwa.

7 listopada na Wawelu udekorowanym flagami ze swastyką, wśród niemieckich dostojników, znalazła się delegacja polskich górali. Wacław Krzeptowski odczytał przemówienie przygotowane przez Wiedera, które dzień później publikowały wszystkie polskojęzyczne gazety wydawane przez Niemców w Polsce. W kraju, jak i za granicą, obecność góralskiej delegacji na Wawelu przyjęto z oburzeniem i z pogardą określono "hołdem krakowskim".

Małopolska Agencja Prasowa, podziemny organ prasowy Biura Informacji i Propagandy Okręgu krakowskiego Armii Krajowej, pisał (zachowano oryginalną pisownię):

"W październiku 1939 roku, delegacja górali z Wacławem Krzeptowskim na czele, złożyła hołd w Krakowie Frankowi, dziękując mu za ‘wyzwolenie z pod jarzma polskiego’. Akt ten spotkał się z obudzeniem całej opinii polskiej. Jednocześnie zachodzono w głowy, skąd w ogóle doszło do odegrania tej tragifarsy w kostiumach góralskich. Bo, kto jak kto, ale górale nigdy nie mieli do Polski pretensyj i zawsze byli Polakami".

Kilka tygodni później w Zakopanem Krzeptowski podarował Frankowi złotą ciupagę, a Niemcy zwracali się do niego her Goralenfürst - góralski książę. Krzeptowski dziękował przy tym Niemcowi za "oswobodzenie górali od ucisku władz polskich", a Frank zapewniał, że "rząd Rzeszy Niemieckiej zawsze dbał o dobro swych mniejszości" i, że "zakończyły się czasy prześladowania górali". Nad całą sceną górowała brama triumfalna ozdobiona swastykami i portretem Adolfa Hitlera.

***Zobacz także***

Swastyka na tle gór

Działaniom Krzeptowskiego sprzeciwiali się przedwojenny działacze Związku Góralskiego, którzy nie chcieli reaktywacji organizacji, twierdząc że byłaby ona niezgodna z prawem. Wkrótce najgłośniejsi przeciwnicy szefa Goralenvolku znaleźli się w obozie zagłady w Oświęcimiu. Współpraca z Niemcami zaczęła zataczać coraz większe kręgi.

Jej wyrazem było wydane przez Hansa Franka zezwolenie na posiadanie odbiorników radiowych przez mieszkańców Podhala. W innych częściach Generalnego Gubernatorstwa za ich posiadanie groziła kara śmierci. Wkrótce nastąpiło kolejne ważne wydarzenie - Zakopane odwiedził Heinrich Himmler, z którym Krzeptowski rozmawiał o uwolnieniu z niewoli górali.

Po spisie powszechnym, jaki ogłosili Niemcy, Krzeptowski opowiadał się za przyjmowaniem kenkart góralskich, a nie polskich. Przyjęło je 30 tysięcy ludzi. W tym czasie zaczął kłaść podwaliny pod samorząd góralski, który miał pełnić rolę quasi-rządu.

Po długich pracach, w 1941 roku, został powołany do życia Komitet Góralski, który miał odpowiadać za współpracę z szefostwem GG, politykę socjalną, edukację i zaopatrzenie. Na czele Komitetu stanął Krzeptowski, a jego zastępcą został Cukier. Opracowano również flagę gdzie obok sylwetek gór była swastyka. Ku rozczarowaniu działaczy, nie została ona zaakceptowana przez Niemców.

Fiasko

Po nieudanych próbach stworzenia góralskiej jednostki Waffen-SS, kiedy jedynie kilkunastu z 300, którzy się zgłosili, zostało w szeregach SS, Krzeptowski stracił nieco niemieckiego zaufania. Co gorsze, wobec zbliżania się frontu i wzmożonych działań partyzantki polskiej i radzieckiej, Krzeptowskim zaczęło interesować się gestapo. Niemcy uważali, że nie do końca można mu ufać.

Kiedy w październiku 1944 roku funkcjonariusze gestapo przyszli go przesłuchać, ukrył się w piwnicy, a dzień później z pieniędzmi Komitetu Góralskiego uciekł w góry. Wówczas gestapo wydało za nim list gończy. 

W biuletynie Małopolskiej Agencji Prasowej pojawiła się notka z 26 października:

"Wacław Krzeptowski, osławiony 'Goralenführer' znikł z Zakopanego i przepadł bez wieści. Miejscowe gestapo, które już blisko od roku śledziło bacznie każdy krok Krzeptowskiego, wycofującego się coraz widoczniej z życia politycznego i wypierającego się dotychczasowej kompromitującej działalności, rozpoczęło poszukiwania za zbiegłym. Na temat ucieczki Krzeptowskiego, krąży na Podhalu wiele najrozmaitszych plotek".

Kara śmierci

Tymczasem Krzeptowski przedostał się na słowacką stronę Tatr, gdzie ukrywając swoją tożsamość, przyłączył się do... radzieckiego oddziału partyzanckiego. Do swojego domu na Krzeptówkach wrócił w styczniu 1945 roku. Tam dopadł go oddział Armii Krajowej Tadeusza Studzińskiego "Kurzawy".

W książce "Pięć mostów i inne akcje" Studziński opisał ostatnie chwile Krzeptowskiego:

"Tęgawy, łysawy, twarz dość pełna, z ryżawą szczeciną. Ubrany w słowacki mundur bez odznaczeń. Gdy przyglądałem mu się, podbiegł do progu, uścisnął mi rękę obiema swoimi i rzekł pierwszy: 

- Czołem, panie poruczniku. Czekałem właśnie na Rudka, to mój przyjaciel, jest teraz przewodnikiem rosyjskich partyzantów. Od jesieni razem żeśmy się ukrywali przed Niemcami. (...)

Tuż za progiem chałupy Wacław Krzeptowski spytał cicho:

 - Chyba nie będziecie ze mną robić takich tam różnych badań, co? Ludzie źle o mnie mówią, ale to nieprawda. (...) Słuchając go, zastanawiałem się, gdzie go powiesić. (...) Nie miałem na czym go powiesić, posłałem chłopaka z oddziału po sznur do sklepu, po jego powrocie przystąpiliśmy do egzekucji. (...) Po wschodniej stronie szosy rosły trzy smreki. Krzeptowski ukląkł i zapłakał. Kiedy partyzant zakładał mu powróz na szyję, prosił go: - Kulę mi dajcie. - Kula to śmierć honorowa, zdrajcy na nią nie zasługują - rzekłem." 

Krzeptowski zawisnął na smereku 20 stycznia 1945 roku tuż po godzinie 23. Długo zastanawiano się, dlaczego Armia Krajowa wykonała wyrok tak późno. Inni kolaboranci nie mogli liczyć na długi żywot. Na Podhalu mówiło się, że to dlatego, że Krzeptowski ratował Żydów, a miał wiedzę o niekoniecznie chlubnych czynach AK. Żadnych dowodów jednak na to nie znaleziono.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy