Tragedia Grande Torino. Katastrofa lotnicza na wzgórzu Superga

Zdjęcie z miejsca katastrofy, w której zginęli piłkarze Torino... /Wikimedia Commons /domena publiczna
Reklama

Najczarniejszy dzień w historii włoskiego futbolu zdarzył się w środę. Siedemdziesiąt jeden lat temu, 4 maja 1949 roku, w katastrofie lotniczej na wzgórzu Superga pod Turynem zginęło osiemnastu piłkarzy wielkiego Torino, bezsprzecznie najlepszej wówczas drużyny Serie A.

Kiedy myślimy o futbolu w Turynie, wyobraźnia automatycznie podrzuca nam obrazki kreślone w biało-czarne pasy Juventusu. Nic w tym dziwnego. "Stara Dama" to wielokrotny mistrz Włoch, utytułowany na arenie międzynarodowej, jedna z ikon europejskiej piłki, z kibicami rozsianymi po całym świecie i plejadą gwiazd, regularnie przewijającą się przez klubową szatnię.

Ostatni mecz mistrzowskiego Torino

Ale nie zawsze synonimem wielkiej piłki w stolicy Piemontu było Juve. 

W latach czterdziestych ubiegłego stulecia to Torino rozdawało karty w Serie A, regularnie sięgając po scudetto. Wiosną 1949 roku zespół pewnie zmierzał po czwarty tytuł z rzędu. Zanim to miało nastąpić, drużyna poleciała do Lizbony na towarzyski mecz z Benfiką, uhonorować Francisco "Xico" Ferreirę, gwiazdę gospodarzy, świetnego pomocnika kuszonego przez Real Madryt i... Torino. 

Reklama

Portugalczycy wygrali 3 maja 4:3, ale o meczu prędko zapomniano, a "Xico" zamiast miłych wspomnień, długo nękały koszmary.

Samolot rozbił się o mury bazyliki

Następnego ranka goście z Turynu weszli na pokład trzysilnikowego Fiata G.212 CP i ruszyli w długi i daleki lot do domu. Konieczność międzylądowania w Barcelonie i skromne - z dzisiejszej perspektywy - osiągi samolotu sprawiły, że we Włoszech mieli wylądować siedem godzin później.

Nigdy nie dolecieli na lotnisko.

Im bliżej byli Turynu, tym warunki stawały się trudniejsze. Ograniczona widoczność sprawiła, że piloci obniżyli pułap lotu, licząc, że przebiją się przez gęste chmury i odzyskają panowanie nad sytuacją. Nic z tego. Byli już naprawdę nisko, a warunki wciąż się pogarszały. 

W okolicach wzgórza Superga mleko za oknem kompletnie zdezorientowało załogę. Kilka minut po godz. 17 samolot rozbił się o mury znajdującej się na wzniesieniu bazyliki.

Depesza PAP z Rzymu, opublikowana w “Dzienniku Polskim" 6 maja:

Tragiczna katastrofa lotnicza pod Turynem - czytamy w tytule.

“W środę wydarzyła się pod Turynem tragiczna katastrofa lotnicza, w której zginęły 32 [w rzeczywistości 31 - przyp. aut.] osoby. Samolot, na pokładzie którego znajdowała się włoska drużyna piłkarska powracająca z Lizbony oraz kilkunastu dziennikarzy, wpadł wskutek mgły w wieżę kościelną koło lotniska pod Turynem. Samolot runął na ziemię i spłonął. Wszyscy pasażerowie oraz członkowie załogi zginęli w płomieniach".

***Zobacz także***

Gest solidarności działaczy AC Milan

Zginęło osiemnastu piłkarzy, załoga, podróżujący na mecz dziennikarze, sztab trenerski i działacze klubu. Turyn pogrążył się w żałobie, a ceremonia pogrzebowa gwiazd Torino zgromadziła tłumy kibiców i mieszkańców miasta. Ofiary tragicznego wypadku żegnało pół miliona osób.

Na znak solidarności z Grande Torino, jak z czasem zaczęto nazywać wybitną turyńską drużynę, działacze AC Milan zaproponowali, by liderowi tabeli z automatu przyznać mistrzostwo kraju, chociaż do zakończenia rozgrywek zostało jeszcze kilka kolejek. Propozycja została jednomyślnie przyjęta przez włoskie kluby.

Odbudowa potęgi Torino trwała niemal trzy dekady. W 1976 roku zespół powrócił na tron, zdobywając siódme i - jak dotąd - ostatnie scudetto. Do blasku i chwały Grande Torino klub nigdy już nie wrócił. Dla starszych kibiców pozostały bolesne wspomnienia, dla młodszych legenda i coroczne upamiętnienie ofiar katastrofy.

Parokrotnie w uroczystościach tych wziął udział Kamil Glik. Reprezentant Polski, a swego czasu pierwszy kapitan Torino pochodzący spoza Włoch, odczytał nawet, zgodnie z obowiązkami lidera drużyny, nazwiska tragicznie zmarłych piłkarzy. Oddajmy mu głos:

Od Grande Torino do Chapecoense

Katastrofa lotnicza Grande Torino była pierwszym tak tragicznym w skutkach wypadkiem lotniczym z udziałem piłkarzy. Wspomnijmy przynajmniej o kilku z nich.

6 lutego 1958 roku Manchester zalał się łzami, gdy ośmiu zawodników i trzech pracowników “Czerwonych Diabłów" zginęło podczas nieudanej próby startu samolotu na lotnisku w Monachium. Z 44 osób obecnych na pokładzie 21 przeżyło. Wśród nich - Bobby Charlton.

8 grudnia 1987 roku w katastrofie lotniczej zginęła cała drużyna Alianza Lima. Zespół odbudowę zaczął od zera, wystawiając na boisko juniorów i angażując graczy, którzy zakończyli już kariery. Z pomocą przyspieszyli również konkurenci, delegując do Limy swoich zawodników.

27 kwietnia 1993 roku śmierć w wypadku lotniczym u wybrzeży Gabonu poniosła niemal cała drużyna i sztab szkoleniowy reprezentacji Zambii. Spore szczęście miał kapitan zespołu Kalusha Bwalya. Przeżył, bo obowiązki klubowe w PSV Eindhoven zatrzymały go na dłużej w Holandii. Do kadry miał dołączyć nieco później. Stworzona na nowo drużyna zaskoczyła świat futbolu, dochodząc rok później do finału Pucharu Narodów Afryki.

Ostatnia wielka katastrofa lotnicza z udziałem piłkarzy przydarzyła się 28 listopada 2016 roku. Nieopodal La Union w Kolumbii rozbił się wówczas samolot z brazylijską drużyną  Chapecoense i grupą 21 dziennikarzy lecących z nią na finałowy mecz turnieju Copa Sudamericana z Atletico Nacional.

Na pokładzie znajdowało się 77 osób. Przeżyło sześć, w tym trzech piłkarzy. 3 grudnia na stadionie Arena Conda w  Chapeco ofiary katastrofy pożegnało 100 tysięcy zrozpaczonych fanów i bliskich. Ich rany jeszcze długo się nie zabliźnią.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: katastrofa lotnicza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy