Tatry: Rosjanie na tropie Uranu w Dolinie Białego

Sztolnia w Dolinie Białego /fot. Albin Marciniak /East News
Reklama

Chętnie odwiedzana przez turystów Dolina Białego siedemdziesiąt lat temu była pilnie strzeżona przez rosyjskich żołnierzy. W ramach zimnowojennego wyścigu zbrojeń sowieci szukali w Tatrach złóż uranu, niezbędnego do produkcji bomb atomowych. O dawnej kopalni przypominają dwie sztolnie położone w pobliżu szlaku.

W Tatrach szukają śmierci. Dlaczego?

Wciśnięta między grzbiety Krokwi i Sarniej Skały reglowa dolinka od lat przyciąga tłumy turystów i zakopiańczyków, spragnionych spaceru na łonie natury. A okoliczności przyrody faktycznie są tu niepowtarzalne.

Józef Nyka tak pisał o Dolinie Białego w swoim przewodniku:

“Ma 2,5 km długości i 3 km kwadratowe powierzchni. Na zboczach i dnie ocalały dolnoreglowe lasy bukowo-jodłowe, jedne z najładniejszych w Tatrach. Na skałach aż po sam potok schodzi kosodrzewina, być może sztucznie wprowadzona. Górną granicę lasu zdobią skupiska limb. Dolina cieszy się dużą popularnością - bierze na siebie 5% całego ruchu w Tatrach Polskich".

Reklama

Atomowe ambicje ZSRR

Zanim turyści ruszyli tłumnie na szlak, Dolinę Białego zamknięto na cztery spusty. Działo się to w 1950 roku, kiedy Rosjanie poszukiwali w państwach bloku wschodniego złóż uranu do produkcji bomb atomowych. 

Pod Giewont zjechali naukowcy z licznikami Geigera i wytypowali trzy lokalizacje: Kopy Sołtysie, Halę Stoły i Dolinę Białego, z którą wiązano największe oczekiwania. Jak podaje 

Paweł Szczepanek z Tatrzańskiego Parku Narodowego na potrzeby kopalni postawiono agregat prądotwórczy i dwa baraki.

Dolinę, rzecz jasna, zamknięto dla turystów, a patrole z psami ustawiono już na okolicznych przełęczach, skąd można się było dostać w okolice sztolni. Wstęp na pobliski teren mieli jedynie jego mieszkańcy, którzy znali często zmieniające się hasło i współpracownicy Rosjan..

Urobek kopalni wywożono pod strażą na wozach ciągniętych przez konie.

Kopalnia ściśle tajna

Działania Rosjan w Tatrach nie były bezpodstawne. 

W warstwach triasowych łupków faktycznie znaleziono uran, jednak jego złoża były zbyt ubogie, by mogły przełożyć się na spełnienie atomowych ambicji sowietów.

Po pięciu latach prac w Dolinie Białego (1950-1955), Rosjanie opuścili sztolnie, a szlak ponownie otwarto dla odwiedzających. Jakie dokładnie było stężenie uranu w wydobywanej przez nich rudzie? Tego prędko się nie dowiemy. 

Operacja w Tatrach pozostała tajna. Nie ma dostępnej dokumentacji, pozostały natomiast - we wschodnim zboczu Doliny Białego - dwie stare uranowe sztolnie. Chociaż wyglądają jak jaskinie, jakich wiele w górach, są zamknięte dla turystów.

Śladowe ilości uranu

Pięćdziesiąt pięć lat później do Doliny Białego przyjechali naukowcy z Laboratorium Ekspertyz Radiometrycznych Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Zespół prowadzony przez doktora Krzysztofa Kozaka mierzył stężenie radonu i uranu.

Badania sprzed dekady były częścią większej inicjatywy, realizowanej przez badaczy z Polski, Węgier i Słowenii. Naukowcy badali miejsca, w których armia radziecka poszukiwała pod drugiej wojnie światowej uranu do produkcji bomb atomowych.

Naukowcy potwierdzili obecność śladowych ilości uranu w Tatrach, a także radonu w Dolinie Kościeliskiej. Specjaliści zmierzyli również same sztolnie. Szerokie i wysokie na dwa metry otwory mają boczne odgałęzienia, a ich łączna długość to ok. 260 i 440 metrów. 

Turyści nie mają się jednak czego obawiać. Spacery w popularnych tatrzańskich dolinach są bezpieczne, chociaż dłuższe przebywanie wewnątrz sztolni nie jest wskazane. To dlatego wstępu do nich strzegą kraty. 

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tatry | Uran | Dariusz Jaroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy