Tajne hitlerowskie laboratoria zostały odkryte?

Brama zasłonięta była betonem i ziemią. Po przedarciu się przez barierę reżyser Andreas Sultzer i towarzyszący mu ludzie ujrzeli podziemny korytarz. W ten sposób dokonali niezwykłego odkrycia.

Zdaniem odkrywców, w podziemnych bunkrach w pobliżu austriackiego miasteczka Sankt Georgen an der Gusen mógł być realizowany tajny program atomowy III Rzeszy, który mógł odmienić losy wojny.

Reżyser realizuje film dokumentalny o fizyku, którego listy z czasów wojny sugerują, że mógł brać udział w programie budowy bomby atomowej. Andreas Sultzer opowiada austriackiej prasie, że przekopał archiwa w USA, Wielkiej Brytanii oraz Rosji i posiłkując się wydobytą starą wywiadowczą mapą RAF i zapiskami z czasów wojny w przybliżeniu określił miejsce, w którym powinno się znajdować podziemne miasto.

Reklama

Już od miesięcy naukowcy prowadzili podobne poszukiwania w rejonie pobliskiego obozu Mauthausen-Gusen. Jak podają miejscowe media, posługiwali się przy tym miernikami promieniowania. Urządzenia do mierzenia radiacji miały też pomóc finansowanemu przez niemieckie media Sultzerowi.

System nowoodkrytych podziemnych bunkrów w Sankt Georgen an der Gusen, znajduje się w pobliżu byłego obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen, skąd SS czerpało niewolniczą siłę roboczą oraz innej podziemnej fabryki - Bergkristall, w której Niemcy produkowali myśliwiec Messerschmitt Me-262.

Jak podaje austriacka prasa, brama do bunkrów znajduje się na terenie należącym do miejscowego klubu strzeleckiego. Sultzer nie może kontynuować prac, bo zakazała tego policja, wskazując, że potrzebne jest pozwolenia od właściciela terenu.

Kilka lat temu media informowały o tym, że podziemne bunkry w rejonie Gusen zalewane są betonem. Cel tej operacji nie był do końca jasny. Wskazywano na zagrożenie zawaleniem, ale część ekspertów poddawali to w wątpliwość, wskazując, że można zabezpieczyć podziemne korytarze w znacznie tańszy sposób.

Przy okazji prasa przypomina, że tajne programy Rzeszy nadzorowane były przez generała SS Hansa Kammlera, którego okoliczności śmierci wzbudzają wiele wątpliwości.

Zdaniem kilku historyków wydaje się wielce prawdopodobne, że Kammler został raczej wywieziony do Stanów Zjednoczonych w ramach operacji Paperclip.

Tajne badania?

Niemiecki historyk Rainer Karlsch uważa, że w 1945 roku dzięki wysiłkom niewielkiej grupy naukowców udało się zbliżyć nazistom do stworzenia bomby atomowej. Oficerowie sił zbrojnych i najwybitniejsi fizycy jądrowi rzekomo mieli spędzić ostatnie miesiące wojny na przeprowadzaniu testów tzw. urządzenia jądrowego. Pierwszy miał mieć miejsce na Rugii w 1944 roku, a dwa kolejne w Turyngii w marcu 1945 roku. Czy były to testy bomby atomowej, czy jedynie reaktora, tego nie wiadomo.

Tymczasem niemieccy naukowcy, Werner Heisenberg i Carl Friedrich von Weizsacker, wojnie zeznawali, że program badań nad bronią jądrową w Niemczech daleki był jeszcze od prawdziwych testów bomby.

Skąd więc pomysł, że III Rzesza przed swym upadkiem przeprowadziła próby jądrowe? Rainer Karlsch stara się przedstawić dowody, które wyjaśniają tajemnicę, a które znalazł w archiwum profesora fizyki Ericha Schumanna. Schumann w stopniu generała prowadził w 1944 roku badania nad konwencjonalnymi materiałami wybuchowymi.

W swoich notatkach zapisał, że udało mu się przy ich pomocy osiągnąć bardzo wysokie temperatury i moc porównywalną do wybuchu bomby atomowej. Czy były to jedynie fanaberie naukowca? Na to Karlsch nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Natomiast mieszkańcy miasta Ohrdruf i osadzeni w przymusowym obozie pracy jeńcy radzieccy wspominają, że 4 marca 1945 roku nastąpił wielki wybuch, po którym rozpętała się burza z piorunami, a na ziemię spadł szarawy pył.

Jednym ze świadków był Claire Wehner, która wspomina, że wielu mieszkańców cierpiało później na krwotoki z nosa i uszu, a także mdłości i bóle głowy. Następnego dnia po wybuchu pojawili się pracownicy koncernu Kruppa, którzy twierdzili, że widzieli więźniów obozu w Buchenwaldzie mających bardzo poważne poparzenia.

Brudna bomba

Czy to naprawdę były testy bomby atomowej? Raczej nie. Aby je przeprowadzić Niemcy potrzebowaliby kilku kilogramów wzbogaconego uranu, którego nie posiadali. Fizyk jądrowy Uwe Keyser uważa, że to co można było wówczas zobaczyć, to był wybuch "prostego urządzenia atomowego", czyli "brudnej bomby".

Według niego dowodzi tego stały poziom substancji radioaktywnych w miejscu prawdopodobnej eksplozji. Choć twierdzi, że równie dobrze ślady radioaktywności mogą być pozostałością po Rosjanach, którzy stacjonowali w Ohrdrufie do 1991 roku.

Fakt, że nazistowskie Niemcy tuż przed zakończeniem wojny pracowały nad stworzeniem broni atomowej jest bezsprzeczny. Jednak droga do uzyskania bomby atomowej była jeszcze bardzo długa, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej III Rzesza znalazła się na przełomie 1944 i 1945 roku. Wiadomo, że minister ds. uzbrojenia Speer informował Hitlera o przebiegu prac. Czy jednak wydarzenia z marca 1945 roku są prawdziwe? Tego nie możemy być do końca pewni.

Być może zespół Andreasa Sultzera dotrze do nieznanych dotychczas materiałów i miejsc, w których Niemcy mogli prowadzić badania naukowe nad materiałami rozszczepialnymi.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy