Tajemnicze zestrzelenia. Do kogo strzelali Rosjanie?

Wiele zaobserwowanych nad ZSRR obiektów miało kształt grota i poruszało się z dużą prędkością. Były to prawdopodobnie szpiegowskie SR-71 /aviation-images.com/Mary Evans Picture Library /East News
Reklama

Od początku zimnej wojny amerykańskie samoloty szpiegowskie zapuszczały się wgłąb ZSRR. Loty wywiadowcze zbiegły się w czasie z pojawieniem się UFO. Czy kosmici mieli być przykrywką dla działań wywiadu?

Po rzekomych katastrofach UFO w Rosewell, do których miało dojść w 1947 roku mieszkańcy Stanów Zjednoczonych popadli w histerię na punkcie kosmitów. Tym większą, że niewiele później największy wróg, Związek Radziecki, umieścił na orbicie satelitę Sputnik. A jeśli to im się udało, to równie dobrze mogli posiadać technologię, która znacząco przewyższała dokonania Amerykanów.

W pewnym momencie wśród amerykańskiej generalicji pojawiła się sugestia, że latające spodki mogą posiadać nie tylko kosmici, ale także... Rosjanie. A co będzie, zastanawiano się, jeśli oni naprawdę mają taki spodek? Może dobrze by było, żeby i Amerykanie taki mieli? - rozumowano.

Reklama

Choć pierwsze próby z latającym spodkiem były podejmowane w III Rzeszy od lat 30. i w USA podczas II wojny światowej, gdzie powstały Vought-Zimmerman V-173 oblatany przez słynnego Charlesa Lindbergha i Vought XF5U-1 Skimmer, to amerykańskie lotnictwo na poważnie zainteresowało się spodkami dopiero w obliczu nacisków opinii publicznej, która wywierała presję w tej sprawie na senatorów.

Powstał wówczas "Projekt sił powietrznych numer 1794", który został opisany w oficjalnym dokumencie z 1956 roku i był próbą stworzenia statku latającego pionowego startu i lądowania, podobnego do latającego spodka. W przeciwieństwie do poprzednich prób z latającymi spodkami ta konstrukcja miała mieć napęd odrzutowy.

Po 3 latach prac koncepcyjnych i pięciu odrzuconych próbach 7 października 1959 roku z fabryki wyjechał prototyp Avro Canada VZ-9 AV "Avrocar" - uboższa wersja planowanego i zamówionego Projektu 1794. Został wywieziony w nocy po opuszczonych ulicach Malton, małego miasteczka na obrzeżach Toronto, silnie strzeżony przez policję i wojsko. Do miejsca przeznaczenia trafił na pokładzie holownika, a następnie, przewożony ponownie tylko nocami, do tajnego ośrodka badań w Rosewell. Tam rozpoczęły się próby cudownego dziecka Kanadyjczyków.

Program zakończył się całkowitą klapą. W czasie prób spodek wzniósł się raptem na wysokość 3 stóp, to jest trochę ponad 90 centymetrów. Był niestabilny w locie z prędkością powyżej 120 km/h i przestawał reagować na stery. Projekt został bardzo szybko zamknięty, a prototyp trafił do magazynu. Dziś można go oglądać w National Museum Of The United States Air Force w Dayton. Choć Amerykanie nie posiadali latających spodków, to w ZSRR kilka razy zauważono owalne i trójkątne obiekty. Do dziś trwają spory, czy były to amerykańskie samoloty szpiegowskie, czy może UFO.

Na początku było UFO

Pierwsza oficjalna wzmianka o tajemniczej katastrofie niezidentyfikowanego obiektu latającego nad terytorium Rosji miała miejsce w lecie 1914 roku, tuż po rozpoczęciu Wielkiej Wojny.  Wówczas to zespół złożony z kilku okrętów Floty Bałtyckiej stał na kotwicy w Helsinkach. W pewnej chwili nad okrętami przeleciał ognisty dysk, który zakręcił nad Zatoką Ryską i zaczął powracać z narastającym świstem.

Dowódcy okrętów, przekonani, że jest to atak nieprzyjaciela wydali rozkaz przygotowania się do obrony i wyjścia w morze. Dysk nagle zatrzymał się kilka kilometrów od eskadry rosyjskiej tuż nad powierzchnią wody. Później nastąpił błysk. Dysk uniósł się kilkadziesiąt metrów nad wodę, po czym z dużą siłą uderzył o powierzchnię Bałtyku rozpadając się na wiele kawałków.

Po eksplozji na domniemane miejsce upadku dysku zostały wysłane łodzie parowe z marynarzami, którzy z powierzchni morza zebrali do butelek srebrzysty płyn przypominający rtęć. Niestety, bardzo szybko wyparował, więc nie udało się go zbadać.

O tym tajemniczym wypadku z 1914 roku rozpisywały się gazety w Petersburgu i Moskwie. Było to najbardziej znane wydarzenie dotyczące kontaktów Rosjan z NOL (Niezidentyfikowany Obiekt Latający) aż do czasów, kiedy otworzyły się moskiewskie archiwa. O podobnych przypadkach w czasach istnienia Związku Sowieckiego nie mówiło się głośno. Dopiero na początku lat 90. można było usłyszeć o wypadku, jaki się zdarzył w trakcie budowy kosmodromu Bajkonur, gdzie spadł obiekt w kształcie cygara. I, jak zaznaczają świadkowie, nie była to testowana wówczas rakieta, bo ta jeszcze nie była gotowa do lotu.

Nie były to jedyne tego typu niewyjaśnione wypadki. W latach 70. Siły Powietrzne ZSRR zanotowały podobne wypadki w Jakucji, niedaleko wsi Żygańsk i na Ukrainie, niedaleko Doniecka. We wszystkich przypadkach NOL był określany jako obiekt w kształcie cygara bądź sterowca. W 1978 roku nad wschodnim Kazachstanem piloci myśliwców przechwytujących zauważyli obiekt podobny do grotu strzały, spadający w płomieniach w kierunku Ziemi. Miał on spaść do jeziora Zajsan.

Amerykanie czy UFO?

W latach 80. podobne wypadki miały miejsce na północnym Uralu, Półwyspie Kola, w górach Ałtaju i na Kamczatce. Jak można przeczytać w rosyjskich archiwach, w większości przypadków obiekty te same spadały na ziemię. Jednak zdarzało się i tak, że do ich upadku przyczyniała się obrona przeciwlotnicza.

15 kwietnia 1980 roku po długim pościgu samolot przechwytujący MiG-25PDS zestrzelił za pomocą rakiety R-40 obiekt, który spadł niedaleko poligonu rakietowego w Swierdłowsku. Siedem lat później nad Morzem Kaspijskim inny MiG miał zestrzelić podobny obiekt.

Ze względu na miejsce, gdzie te obiekty zostały zestrzelone i jaki miały kształt przez wiele lat sądzono, że mogły to być amerykańskie samoloty szpiegowskie Lockheed SR-71 Blackbird, które bardzo często były wysyłane nad radzieckie bazy rakietowe.

Jednak, jak wynika z raportu ekipy wysłanej na miejsce wypadku niedaleko Swierdłowska znaleziono dwóch pilotów tego statku powietrznego. Były to karłowate stwory o nieproporcjonalnie dużych głowach i oczach. Podobnych siedem ciał odnaleziono po zestrzeleniu przez system S-200 Wega obiektu niedaleko Omska. Rosjanie podkreślali, że zadziwiające jest podobieństwo do istot sfotografowanych w USA.

Małe, zielone ludki

Niektórzy badacze, którym dane było przejrzeć odtajnione archiwa twierdzą, że w ręce rosyjskich agencji wywiadowczych od lat 50. do 90. dostało się co najmniej kilkanaście obcych istot, z czego ponoć cztery z nich miały żyć. Naukowcy dotarli również do informacji, że w 1972 roku Jurij Andropow, ówczesny szef KGB, rozkazał  na moskiewskim lotnisku rządowym Wnukowo-2 wybudować podziemne laboratoriów badawcze "obiektów pozaziemskich". Później drugi taki obiekt powstał w Nowosybirsku.

Największy tego typu ośrodek badawczy, który badał nie tylko obiekty pozaziemskie, ale także technologie państw zachodnich, powstał na terenie bazy lotniczej Ramieńskoje, leżącej niedaleko Moskwy. To właśnie do niej przywieziono w 1960 roku wrak samolotu Lockheed U-2 Francisa Gary’ego Powersa, zestrzelonego w czasie misji szpiegowskiej. Tutaj też przez prawie trzy dekady przywożono z różnych części kraju niezidentyfikowane obiekty, których poziom techniczny zadziwiał radzieckich naukowców.

Zaskoczyły ich przede wszystkim fragmenty poszycia kadłuba, którego struktura była nie do odtworzenia w warunkach ziemskich. Problem mieli również z uruchomieniem komputera pokładowego i układu hydraulicznego.

Przypadkowe ofiary

Wiosną 1983 roku w pobliżu miasta Ordżonikidze rozbił się pojazd w kształcie dysku, który został znaleziony przez grzybiarzy. Mieli oni aparat fotograficzny, którym wykonali kilka zdjęć. Później dokumentację fotograficzną wykonało również wojsko, które przewiozło obiekt do bazy Ramieńskoje. W ciągu pięciu lat od znalezienia pojazdu wszyscy, którzy mieli z nim styczność nie mając na sobie specjalnych kombinezonów, zmarli z powodu różnych chorób nowotworowych.

Nieoficjalne dane (ta część archiwum nie została jeszcze odtajniona) mówią, że praktycznie wszystkie przypadki kontaktu z wrakami obiektów NOL kończyły się śmiertelnymi chorobami pracowników bazy.

Do dziś nie jest pewne, czy naprawdę były to spotkania z pozaziemską inteligencją, i czy udostępnione na mikrofilmach dokumenty mają jedynie być przykrywką do wojny wywiadów USA i ZSRR. Być może do dziś ta wojna trwa.

W 2010 roku w Jakucji rozbił się obiekt, który bardzo szybko został zabezpieczony przez wojsko. Oficjalny komunikat głosił, że rozbił się samolot wojskowy. Być może jedynie przypadkiem niedaleko mieści się jedna z największych rosyjskich baz rakiet balistycznych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy