Szarża pod Rokitną. Krwawa ofiara polskich ułanów

Ćwiczenia ułanów 2 pułku przed wyruszeniem na front /Stanisław Janowski /domena publiczna
Reklama

Szarża pod Rokitną przeszła do historii jako jedna z najodważniejszych akcji w historii polskiej kawalerii. Równocześnie była jedną z najbardziej krwawych i pechowych.

Legiony Polskie, będące częścią armii Austro-Węgier, posiadały w 1915 roku w swoim składzie dwa pułki ułanów: 1 pułk zwany od nazwiska dowódcy, Beliny-Prażmowskiego, beliniakami, i 2 pułk, dowodzony przez Juliusza Ostoję-Zagórskiego.

Zanim, po połączeniu dwóch dywizjonów, w październiku 1915 roku powołano do życia pułk, 2 i 3 szwadron kawalerii Legionów działały najpierw samodzielnie, a potem jako Dywizjon Kawalerii Legionów, przydzielony do II Brygady Legionów Polskich jako jednostka rozpoznawcza.

Oba szwadrony wywodziły się z Krakowa, gdzie rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz w podkrakowskich Przegorzałach i w samym Krakowie w stajniach przy ul. Smoleńsk, sformował oddziały konne Legionów Polskich. Jesienią 1914 roku oba szwadrony zostały przydzielone do II Brygady Legionów Polskich.

Reklama

Pierwszy raz ułani starli się z Rosjanami pod Cycułowem w okolicy Stanisławowa 26 października 1914 roku. Potem uczestniczyli w krwawej, przegranej bitwie pod Mołotkowem i brali udział w zimowej kampanii na Huculszczyźnie. Następnie na Bukowinie i w bitwie pod Tłumaczem.

Preludium

W czerwcu 1915 roku Rosjanie wycofali się ze zdobytego wcześniej Przemyśla. Nie myśleli jednak, by oddać inicjatywę C.K. armii - XXX Korpus ruszył do kontrataku, który z niejakim trudem udało się powstrzymać. Armia Austro-Węgier ruszyła za wycofującym się nieprzyjacielem. Wraz z nią posuwały się także oddziały legionowe.

W początkowej fazie operacji walczyły o wieś Łużany, którą zajęły po trzech dniach ciężkich walk. Cztery dni później w bitwie pod Zadoborówką legioniści wzięli do niewoli kilkuset rosyjskich żołnierzy, jednak siły główne zdołały się wycofać za rzekę Rokitianka, gdzie na wyższym brzegu i otaczających dolinę wzgórzach przed wsią Rokitna przygotowali trzy linie okopów. Polacy zatrzymali się przed rzeką i również okopali.

Jak się dość szybko okazało, nie była to zbyt fortunna pozycja. Sąsiadująca z II Brygadą Legionów, austro-węgierska 42 Dywizja Piechoty Obrony Krajowej Królestwa Węgier wyforsowała się kilka kilometrów do przodu w porównaniu z legionistami. Tym samym jej skrzydło zostało odsłonięte. Polska brygada otrzymała rozkaz zajęcia rosyjskich okopów i dorównania Węgrom. Ataki 2 i 3 pułku piechoty z 12 czerwca i z poranka 13 czerwca nie przyniosły sukcesu. Dowódcy zwrócili się do ułanów.

Szarża

Dowódca Dywizjonu Kawalerii Legionów, Dunin-Wąsowicz, był wówczas w szpitalu. Rozkaz ataku przekazano dowódcom szwadronów: Jerzemu Topór-Kisielnickiemu i Juliuszowi Klasterskiemu. Kapitan Arpad Vagas, szef sztabu II Brygady, rozkazał, by ułani zaatakowali rosyjskie okopy. Atak miał zostać poprzedzony przygotowaniem artyleryjskim, a na skrzydłach szarżujących szwadronów uderzyć miała piechota.

Kiedy Dunin-Wąsowicz dowiedział się, że jego ułani mają ruszyć do ataku, przybył natychmiast do sadu, w którym był rozłożony obóz. Wiktor Mondalski w książce "Z 3 pułkiem Legionów Polskich" pisał: "Chory był, ale dowiedziawszy się, że jego ułani mają iść do boju, nie wytrzymał i przybył".

Rotmistrz pozostawił 3 szwadron w odwodzie, a sam na czele drugiego ruszył do ataku na nierozpoznane pozycje wroga. Pierwsza linia okopów znajdywała się około trzech kilometrów od koryta rzeki. Na bagnistym brzegu Dunin-Wąsowicz wedle wspomnień miał powiedzieć: "Nie ma przeszkód polskich ułanów! Szable w dłoń, do szarży marsz! Marsz!". 73 ułanów ruszyło na Rosjan.

Mondalski pisał: "Ułani Wąsowicza, szarżą od lewego skrzydła uderzyli na okopy rosyjskie". Ksiądz Józef Panaś, kapelan brygady, wspominał: "Śliczny to był widok rozszalałych jeźdźców i koni, lecz równocześnie zawrzała straszna burza artylerii, karabinów maszynowych i ręcznych."

Ułani przeskoczyli nad pierwszą linią okopów, która okazała się opuszczona. Ruszyli dalej w ogniu rosyjskich karabinów maszynowych i dział. Kiedy dotarli do drugiej linii okopów ogień otworzyła spóźniona austro-węgierska artyleria, zasypując szarżującą kawalerię pociskami. Ułani siekli przeciwników szablami przedzierając się do kolejnej linii okopów. Straty wśród ułanów rosły. Padali kolejni zabici i ranni. W "Szarża pod Rokitną" można przeczytać: "Osunął się ranny Garbaczewski; koń jego poszedł za innymi, ale wnet zawrócił do swego pana i stał bezradny nad leżącym ułanem - jak w bajce, a było to prawdą".

Rzeź

Tuż przed ostatnią linią rosyjskich okopów ułani zaczęli krzyczeć, aby się poddali. Kawalerzyści byli przekonani, że na skrzydłach i za ich plecami podąża piechota. Było to złudne wrażenie. Ruszyła jedynie część żołnierzy i, co gorsza, pogubieni w bitewnym kurzu, otworzyli ogień do ułanów. Rosjanie szybko się zorientowali, że kawaleria atakuje bez wsparcia. Zwarli szyki i rozpoczęli rzeź.

Do czwartej linii dotarło zaledwie siedmiu ułanów. Tam zginął prowadzący szarżę rotmistrz Dunin-Wąsowicz. "Padła 'Hochla' pod rotmistrzem, chcieli go ratować - dał znak ręką, by jechali dalej, z rewolwerem w ręku zerwał się, strzelił kilkakrotnie wzdłuż okopu, ale wnet się zachwiał słaniając się przeszedł kilkanaście kroków i upadł z przestrzelonym na wylot bokiem. Krew musiała gwałtownie uchodzić, osłabł - i usnął na wieki".

Z czterech oficerów przeżył tylko jeden - porucznik Marian Fąfara został ranny. Z sześciu wachmistrzów zginęło trzech, a jeden został ranny. Z 73 ułanów, którzy ruszyli do ataku zginęło 17, a 23 zostało rannych. Sześciu kolejnych dostało się do niewoli, kiedy padły pod nimi konie. Na pozycje wyjściowe konno powróciło tylko sześciu ułanów. Z czego dwóch bez żadnych obrażeń.

Po bitwie

"O godzinie 1-szej minut 15 było po szarży i tylko armaty grzmiały przeszukując niestrudzenie pole całe — ale piechota nie posunęła się już ani o krok naprzód" - można przeczytać u Mondalskiego. Z kolei "Ilustrowana Kronika Legionów Polskich" z 1936 roku notowała: "Do szarży zorganizowanej przez dowództwo II Brygady w nerwowych warunkach, ruszył w pierwszej fali rtm. Wąsowicz (...). Szarża ta nie przyniosła oczekiwanych wyników skutkiem mylnej oceny położenia i braku współdziałania z piechotą. Okryła jednak nimbem bohaterstwa 2. szwadron ułanów i całą kawalerię legionową". 3 szwadron nie ruszył do pomocy atakującym z powodu nieporozumienia w rozkazodawstwie.

Po krwawej szarży szukano winnych. Płk Zygmunt Zieliński, dowódca legionowej piechoty nie ukrywał wzburzenia. W sztabie powszechnie winnym uznano kpt. Vagasa, szefa sztabu, który nieodpowiednio skoordynował atak i zaniedbał przygotowanie artyleryjskie. On z kolei winę zrzucił na rtm. Dunin-Wąsowicza, który według niego zbyt szybko poprowadził atak. Danina krwi polskich ułanów nie poszła na darmo, przetrzebieni Rosjanie wycofali się w nocy, pozostawiając opuszczone pozycje.

W II Rzeczpospolitej 2 Pułk Szwoleżerów, kultywujący tradycje 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich, przyjął nazwę wyróżniającą na cześć bitwy pod Rokitną. Walki pod Rokitną zostały także upamiętnione na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, napisem na jednej z tablic.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy