​Święty Ogień w Jerozolimie: Prawdziwy cud czy wielkanocny kant?

"Cud Świętego Ognia" to jedno z najważniejszych wydarzeń dla Cerkwi Prawosławnej, którego prawdziwość kwestionowana jest od setek lat /YouTube
Reklama

Już od ponad 1200 lat w Wielką Sobotę według obrządku prawosławnego patriarcha Jerozolimy schodzi samotnie w skąpaną w mroku kryptę Grobu Pańskiego, zabierając ze sobą pęk świec. W środku nie ma ponoć żadnego źródła ognia, jednak po chwili kapłan wychodzi na zewnątrz, a świece w jego ręku płoną. To jeden z najbardziej spektakularnych "cudów", w którego autentyczność wiele osób wierzy do dziś. Z drugiej strony wielu, w tym nawet papież, podważyło i nadal podważa jego wiarygodność. W roku 2019 prawosławni święta Wielkiej Nocy obchodzić będą tydzień po katolikach.

Bazylika Grobu Świętego, to jedna z najważniejszych świątyń chrześcijańskich i zarazem jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji religijnych w Jerozolimie. 

Każdego dnia mrowie turystów, przeciskając się przez napierający z każdej strony tłum próbuje dostać się do miejsca, w którym rzekomo został pogrzebany, a następnie zmartwychwstał Jezus z Nazaretu.

Histeria, ścisk, krzyki i wystające ponad głowami telefony komórkowe - tak wygląda tutaj powszedni dzień. Każdy chce dotknąć lub chociaż zobaczyć kamienną płytę, która przykryła grób Mesjasza.

Reklama

To właśnie w tym miejscu co roku podczas obchodów Wielkanocy tysiące ludzi zbiera się, aby wziąć udział w ceremonii zwanej "Cudem Świętego Ognia", jednym z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu świąt prawosławnych.

W Wielką Sobotę, około 14:00 patriarcha Jerozolimy obchodzi trzykrotnie kaplicę Grobu Pańskiego, a następnie wchodzi do niej przez wąskie przejście. Przed tym zdejmuje liturgiczne szaty i demonstruje zebranym, że nie ma przy sobie nic, co mogłoby zaprószyć ogień. Wejście jest wcześniej zapieczętowane, aby mieć pewność, że kapłan wchodzi do kaplicy sam.

Nikt nie wie, co tak naprawdę dzieje się w środku. Według tradycji mówi się, że patriarcha modli się przy Grobie Pańskim i wysłuchuje przesłania od Boga na temat tego, co będzie działo się na świecie w ciągu następnego roku. Potem na płycie grobu rzekomo pojawia się ogień, od którego duchowny odpala 33 świece. Wychodzi z nimi na zewnątrz, gdzie czeka już rozentuzjazmowany tłum. 

Wszyscy próbują dostać się do świętego płomienia, przekazując ogień i rozchlapując wosk dookoła. Po chwili cała świątynia rozjaśnia się od setek płonących świec. Święty Ogień ponoć nie parzy, a nawet ma moc uzdrawiającą. 

Ciężko nie dać się porwać euforii tego wydarzenia. Ale według postronnych obserwatorów, a nawet niektórych z biorących udział w ceremonii, żadnego cudu nie ma.

Jakiś czas temu sami związani z Cerkwią podkreślali, że chodzi tu bardziej o metaforę oczyszczenia i zstąpienia dobra przynoszonego światu. Andriej Kurajew, kontrowersyjny prawosławny duchowny, stwierdził nawet, że patriarcha może po prostu używać zapalniczki.

To byłoby jednak chyba zbyt proste. Jeden pomocników ze świątyni ormiańskiej, który przez wiele lat asystował przy ceremonii Świętego Ognia powiedział w wywiadzie dla "Telegraph", że jest to zmyślna mistyfikacja. 

Greccy mnisi ukrywają się w kaplicy z lampą i pomagają patriarsze zapalić świece. Ponoć widać to wyraźnie, jeśli uczestniczy się w uroczystości kilka razy i zna się wszystkie zakamarki świątyni.

 - Oczywiście to święto jest ważne i ma dużą wartość symboliczną - tłumaczy. - Turyści i pielgrzymi z całego świata przybywają tu, żeby być jego częścią. Dla nas wszystkich to podniosłe wydarzenie. Z tą różnicą, że oni wierzą w cudowny samozapłon, a my, ludzie z wewnątrz, znamy prawdę.

Wiarygodność "cudu" podważano już w XIII wieku. Skrytykował go nawet papież Grzegorz IX, zakazując katolikom udziału w ceremonii. Niezależnie do tego swoje wątpliwości wyrazili w podobnym czasie również muzułmanie. 

Nieco później, w XVII wieku podróżnik ottomański Derviş Mehmed Zillî pisał o tym, że mnisi przed rytuałem wylewają naftę na zwisające z sufitu łańcuchy.

W końcu w 2005 roku historyk Michael Kalopoulos pokazał całemu światu, jak prawdopodobnie dochodzi do samozapłonu. W telewizji wyemitowano prezentację, podczas której Grek zanurzył trzy świecie w białym fosforze. Po 20 minutach zaczęły płonąć. 

Historyk wyjaśnił, że samozapalające się związki znano już w czasach antycznych, więc nie ma nic dziwnego w tym, że wykorzystano je przy rytuale.

Niezależnie od prób racjonalnego wytłumaczenia tego zjawiska, zejście Świętego Ognia w Jerozolimie cieszy się bardzo dużą popularnością. I zapewne będzie tak jeszcze przez długi czas, bo jeśli ludzie chcą i potrzebują w coś uwierzyć, to w to uwierzą. 

Ponadto rytuał jest uważany za jedno z najważniejszych spoiw łączących prawosławnych. Nie trzeba też dodawać, że turystyka pielgrzymkowa jest przy okazji jednym z najważniejszych źródeł dochodów Świętego Miasta.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy