Stali bezczynnie. Czy Polacy mogli odwrócić los kampanii?

Wielkopolska Brygada Kawalerii podczas bitwy nad Bzurą. Czy wcześniejszy atak mógł uratować polskie armie przegrywające bitwę graniczną? /domena publiczna
Reklama

Niemieckie uderzenie na Polskę nadeszło z dwóch kierunków – z południa i z północy. Broniąca ziem zachodnich armia „Poznań” znalazła się w operacyjnej pustce. Jej dowódca nieraz prosił o pozwolenie na zbrojne wsparcie wojsk na innych frontach. Czy gdyby dostał zielone światło, udałoby się odeprzeć agresora?

Generał Tadeusz Kutrzeba od 27 listopada 1935 roku pracował dla Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Zajmował się tam przygotowaniami do obrony, pisał ekspertyzy strategiczne oraz formułował dezyderaty geopolityczne. Odcinkiem studiów operacyjnych i przygotowań obronnych była dla niego zwłaszcza Wielkopolska. Nic dziwnego, że w sierpniu 1939 roku objął dowództwo Armii "Poznań". Nieco wcześniej, bo 19 marca 1939 roku awansował zaś na generała dywizji.

Przygotowując się do wojny, z góry wiedział, jaka przypadnie mu rola: "Siły zebrane w Wielkopolsce stały na skrzydle każdej ofensywy niemieckiej, która by zmierzała do uderzenia w serce Polski. Czy wychodziłaby ze Śląska, kierując się przez Łódź na Warszawę, czy też z Pomorza przez Bydgoszcz i Noteć, zawsze siły nasze, zebrane w Wielkopolsce, groziły ruchom niemieckim. Była to stała i skuteczna groźba" - pisał.

Reklama

Atak, który nie nastąpił

Zadania, jakie przed nim postawiono, znacząco mijały się jednak z jego przewidywaniami. Śmigły chciał bowiem, żeby Armia "Poznań" osłaniała kierunek ataku na osi od Frankfurtu do stolicy Wielkopolski. Zakładał, że do obrony wykorzysta przedpole Warty. Już z samego tego rozkazu można było się zorientować, iż marszałek zdecydował się na obronę pasywną, i to całymi posiadanymi siłami. Takie było "sekretne" sedno jego strategicznego planu.

Tymczasem stawało się jasne, z których kierunków Niemcy wyprowadzą uderzenia. Za dowód może posłużyć opracowana przez II Oddział Sztabu Głównego mapa z sierpnia 1939 roku. Dobrze rozpoznane są na niej zgrupowania nieprzyjaciela na południu, którymi dowodził Gerd von Rundstedt, na północy, gdzie działał Fedor von Bock, oraz w Prusach Wschodnich (pod kierownictwem Georga von Küchlera).

Tylko granica zachodnia upstrzona jest znakami zapytania. Ziała tam bowiem operacyjna pustka. Niemcy nie skoncentrowali tam żadnych oddziałów. Kutrzeba już 2 września wysłał na niemiecką stronę oddziały wydzielone, zapuszczające się na wiele kilometrów wrogiego terytorium. Przyszło im tylko pokonać słaby opór straży granicznej. Dalej był już jedynie "Festungsfront im Oder-Warthe Bogen", znany dziś jako Międzyrzecki Rejon Umocniony. Armia "Poznań" zgodnie z dyrektywami miała więc odpierać atak... który nie nastąpił.

Teoria "walnej bitwy"

29 sierpnia 1939 roku sztab Naczelnego Wodza przybył do Gniezna. To właśnie tam drogi marszałka Rydza-Śmigłego i generała Kutrzeby rozeszły się, nie tylko dosłownie, ale i w kwestii koncepcji obrony. Kutrzeba, wbrew zmierzającym do pasywnej obrony działaniom Śmigłego, był zwolennikiem "teorii walnej bitwy". Udzielał więc zdecydowanie innej, niż głównodowodzący, odpowiedzi na pytanie: "Jak mamy się bić, gdy będziemy najechani przez niemieckie dywizje, wyposażone w masy czołgów i wsparte silnym lotnictwem?".

Uznał, że jeśli Wojsko Polskie poprzestanie na opóźnianiu marszu nieprzyjaciela, skaże się na klęskę. Proponował remedium w postaci rozstrzygnięcia zbrojnego. "Do zwycięstwa potrzebna jest przewaga. Nie musi to być przewaga ogólna w czasie całej kampanii, ale powinna być przynajmniej lokalna, to znaczy tam, gdzie poszukuje się rozstrzygnięcia" - przekonywał.

O największych wodzach w naszej historii przeczytasz w książce "Polscy bogowie wojny". Książka do nabycia z rabatem w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym jak bardzo zacofana była we wrześniu 1939 roku polska armia.


Zgodnie z tym przekonaniem chciał wkroczyć do akcji już 2 września 1939 roku, kiedy nabrał pewności, że nie musi bronić Wielkopolski, bo też nikt jej nie atakuje. Cały niemiecki impet poszedł od południa na sąsiednią armię "Łódź". Jak twierdził Kutrzeba, oto "wyłaniała się sytuacja operacyjna, w której armia "Poznań" bezczynnie stać nie może."

Tymczasem Śmigły wydał kategoryczny zakaz jakichkolwiek działań ofensywnych. Dowódcy odebrali to jako dowód pewności wodza. Wielu zdawało sobie przecież sprawę z faktu, że dla zapewnienia skuteczności pasywnej obrony Wojsko Polskie musiałoby wystawić 60, a nie 30 dywizji.

"Przegrana była o wiele za wczesna"

Kutrzeba dwa razy wystąpił z prośbą o zgodę na atak w lewą flankę stosunkowo słabej 8 Armii Johannesa Blaskowitza, znajdującej się na przedpolach Sieradza, a następnie na silniejszą 10 Armię generała Waltera von Reichenau. Śmigły za drugim razem także odmówił, choć Armia "Łódź" oddawała już pole. Była zresztą źle dowodzona przez Rómmla, który oddał rubieże na Warcie i Widawce. Inna rzecz, że on również prosił o wsparcie Armii "Poznań".

Pozbawiony perspektywy pomocy, rankiem 6 września 1939 roku Rómmel porzucił komendę. Generał Wiktor Thommée, dowódca Grupy Operacyjnej "Piotrków", wysłał na jego poszukiwania majora Cezarego Niewęgłowskiego. Oficer ów, nie odnalazłszy nigdzie Rómmla, zastrzelił się, uznając rejteradę generała za dezercję. Zostawił wiadomość: "Wierzyłem w swych wodzów, ale głęboko się zawiodłem. To klęska nie wojenna, lecz moralna; wykazała naszą nieudolność organizacyjną, brak przewidywania, a przy tym pyszałkowatość i bezdenną pewność siebie".

Tego samego dnia, kiedy Rómmel opuszczał swoją armię, Kutrzeba ponownie przekonywał Śmigłego do swej koncepcji. Niestety bez skutku. Kiedy klarował, że wypuszczenie okazji do współdziałania z Armią "Łódź" to "pozwolić wrogowi bić nas częściami", otrzymał rozkaz odwrotu.

Wielkopolscy żołnierze byli sfrustrowani, opuszczając pozycje bez boju. Podobnie jak ich dowódca, nie pojmowali sensu myśli operacyjnej głównodowodzącego. "Rozkaz do odmarszu na stolicę niechybnie dowodził, że w pierwszej fazie wojny, w osłonie granic i koncentracji, przegraliśmy. Mimo, że było to do przewidzenia, przegrana była o wiele za wczesna" - podsumowywał ze smutkiem generał.

O największych wodzach w naszej historii przeczytasz w książce "Polscy bogowie wojny". Książka do nabycia z rabatem w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym jak bardzo zacofana była we wrześniu 1939 roku polska armia.

Marek Sarjusz-Wolski - reporter i publicysta. Studiował dziennikarstwo, filozofię i nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktor naczelny magazynu strategicznego PARABELLUM.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy