"Sewol": Tragedia, która odmieniła kraj

Jakim krajem naprawdę jest Korea Południowa? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Marcin Jacoby, autor książki "Korea Południowa. Republika żywiołów". W swojej publikacji przybliża on m.in. katastrofę statku "Sewol" - tragedię, która na zawsze odmieniła tamtejsze społeczeństwo.

Rzeczona tragedia sprawiła, że Koreańczycy nie tylko otworzyli się na siebie nawzajem i zarazem oddalili się od instytucji państwowych. Zrobiła coś jeszcze: uruchomiła mechanizm, którego ani urzędująca prezydent Park Geun-hye, ani inni ludzie u władzy nie byli w stanie zatrzymać. Rodziło się społeczeństwo obywatelskie o nowym poziomie świadomości i asertywności.

Przeczytaj fragmenty książki "Korea Południowa. Republika żywiołów" Marcina Jacobiego:

Gdy 15 kwietnia 2014 roku z portu Incheon wypływał w rejs na wyspę Jeju prom pasażerski, nikt nie mógł przypuszczać, że jego los odmieni cały kraj. "Sewol", bo tak nazywała się ta stara i nierzucająca się specjalnie w oczy jednostka, miał tego dnia na pokładzie trzydziestu trzech członków załogi i czterystu czterdziestu trzech pasażerów, wśród nich aż dwustu pięćdziesięciu uczniów liceum Danwon z miasteczka Ansan niedaleko Seulu. Szkoła zorganizowała dla nich zbiorową wycieczkę... 

Reklama

W ładowniach zaparkowane były bez odpowiedniego zabezpieczenia samochody osobowe, ciężarówki, maszyny i ciężkie elementy stalowe w takiej liczbie, że dopuszczalną ładowność promu przekroczono o tysiąc siedemdziesiąt siedem ton. By to wszystko pomieścić, wypompowano częściowo wodę z zapewniających mu stabilność zbiorników balastowych. 

Statek, zgodnie z obowiązującymi kilka lat wcześniej normami, powinien być dawno wycofany ze służby, ale pod rządami pazernej ekipy prezydenta Lee Myung-baka przepisy zostały zmienione i statkom znacznie wydłużono żywot. "Sewol" został powiększony poprzez nadbudowanie dodatkowych kondygnacji kajut pasażerskich, by pomieścił jeszcze więcej pasażerów. 

Gdy "Sewol" rano 16 kwietnia wpłynął na trudny, pełen silnych pływów akwen, na wysokości miasta portowego Mokpo sternik na polecenie kapitana wykonał dość gwałtowny zwrot, który spowodował nagły i pogłębiający się przechył jednostki. Ładunek przemieścił się, a zbiorniki balastowe były niedostatecznie wypełnione, by to zrównoważyć. Załoga nie potrafiła sobie z tym poradzić. Dochodziła dziewiąta rano, gdy "Sewol" zaczął tonąć.

W dobie komunikacji i nawigacji satelitarnej, smartfonów, nowoczesnych systemów ostrzegania i procedur awaryjnych trudno zrozumieć, co stało się po wysłaniu o 08:52 pierwszego komunikatu SOS. Statek tonął przez dwie godziny niezbyt daleko od wybrzeża, pogoda, choć wietrzna, nie uniemożliwiała akcji ratunkowej. "Sewol" jednak zanurzał się powoli w toni, a pasażerowie pozostawali w środku...

O 09:30 przypłynęła pierwsza jednostka Straży Wybrzeża, potem pojawiły się wojskowe ekipy ratunkowe, przypłynął statek sygnalizujący możliwość wzięcia na pokład kilkuset osób, zaroiło się od prywatnych kutrów rybackich gotowych wyławiać rozbitków prosto z wody. I nic. 

Od czasu do czasu na coraz bardziej pochylonym deku pojawiały się garstki pasażerów, ktoś skakał do wody, ale takich osób było zatrważająco mało, większość z niezrozumiałych powodów pozostawała wewnątrz tonącego promu. Na oczach całego kraju "Sewol" coraz bardziej zanurzał się w morzu i wydawało się, że nikt nic nie robi, by ratować pasażerów.

O 11:18 prom odwrócił się już stępką do góry i niemal całkowicie znalazł się pod wodą, z której wystawała tylko gruszka dziobowa. Któraś z ekip ratunkowych próbowała coś robić, uderzając w kadłub, ale o 11:50 "Sewol" całkowicie zniknął pod powierzchnią. Zginęły trzysta cztery osoby, w przeważającej mierze dzieci, uczniowie liceum Danwon.

Wśród stu siedemdziesięciu dwóch uratowanych byli niemal wszyscy członkowie załogi, w tym kapitan, który jako jeden z pierwszych opuścił jednostkę i z początku ukrywał swoją tożsamość. . Wszyscy zadawali sobie te same pytania: Jak to się stało, że uratowano tak niewiele osób? Co robiły służby ratunkowe? Gdzie prezydent Park Geun-hye? Jak doszło do zatonięcia?

W internecie zaroiło się od kolejnych doniesień i szczegółów, z których tragedię zatonięcia promu "Sewol" można było odtworzyć minuta po minucie i oglądać w kółko niczym straszliwy spektakl. Dzieci na pokładzie miały smartfony, robiły zdjęcia, filmy, dzwoniły do rodzin, wysyłały wiadomości przez popularny komunikator Kakao Talk. 

Do opinii publicznej niemal natychmiast dotarła wiadomość, że podczas pogłębiającego się przechyłu statku załoga kilkakrotnie informowała przez megafony, by nie opuszczać kajut, by nie wychodzić na zewnątrz. A grzeczne dzieci słuchały i czekały. Gdy woda zaczęła się wdzierać w korytarze, zrozumiały, że coś jest nie tak, ale było za późno. Do ostatnich chwil pisały do rodzin, błagając o pomoc, przepraszając za swoje małe grzeszki, pytając, dlaczego nikt im nie pomaga.

(...) Portale społecznościowe pełne były opisów nieudolności służb ratunkowych, zatrważających doniesień o niekompetencji załogi i zaniedbaniach firmy transportowej, do której należał prom, wreszcie pytań, gdzie była pani prezydent. Park Geun-hye odnalazła się dopiero po siedmiu godzinach od zatonięcia promu. 

(...) Sieć obiegła pogłoska, że w chwili, gdy tonęły setki dzieci, poddawała się właśnie kolejnemu poprawiającemu urodę zabiegowi chirurgicznemu. To jeszcze bardziej rozwścieczyło rodziny ofiar i obywateli.

W Seulu pierwsi protestujący zaczęli się zbierać na placyku Cheonggyecheon w centrum miasta, tuż obok alei Króla Sejonga. 17 maja 2014 roku było ich już trzydzieści tysięcy. Domagali się wyjaśnienia tragedii i rezygnacji Park Geun-hye z urzędu. 

(...) Katastrofa promu "Sewol" stała się traumą całego kraju. Wielu Koreańczyków zaczęło zadawać pytania o tożsamość władzy, która nie dba o obywateli i próbuje tuszować niejasne powiązania finansowe i niewygodne fakty. Co to za władza, której nie można ufać? Co to za władza, która skazuje na potworną śmierć własne dzieci? I co to za media, które jawnie kłamią? Młodzi myśleli: "Przecież to mogłem być ja"; starsi myśleli: "Przecież to mogło być moje dziecko". Wobec tragedii "Sewola" nie można było pozostać obojętnym. 

INTERIA.PL/materiały prasowe
Dowiedz się więcej na temat: Korea Południowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy