Sepp Roehrl. Człowiek gestapo z Kasprowego Wierchu

Sepp Roehrl - austriacki trener, narciarz i kolaborant III Rzeszy /Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego
Reklama

Na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej na Kasprowym Wierchu otwarto Szkołę Narciarstwa Zjazdowego PZN. Jednym z dwóch głównych szkoleniowców placówki został Austriak Sepp Roehrl. Jak się później okazało, jego nadrzędnym zajęciem wcale nie było szlifowanie talentów polskich sportowców.

Swastyka na Mnichu. Brawurowa akcja taterników

To była jedna z najważniejszych inwestycji w przedwojennym Zakopanem. Późną zimą 1936 roku ukończono budowę kolejki na Kasprowy Wierch, która z marszu stała się magnesem, przyciągającym w Tatry tłumy turystów.

Kolejka strzałem w dziesiątkę

Pierwszy wagonik wyruszył z Kuźnic w stronę szczytu Kasprowego 15 marca. 

Budowa trwała 227 dni i kosztowała ponad 3,5 mln złotych, czyli - jak na owe lata - fortunę! Opłaciło się. Już w pierwszym roku eksploatacji kolejką wjechało na górę 165 tys. osób, a inwestycja zwróci się zaledwie po trzech latach.

Reklama

Kolejka była strzałem w dziesiątkę nie tylko dla ruchu turystycznego w Zakopanem. W znaczący sposób poprawiła również pozycję miasta na tle zimowych kurortów Starego Kontynentu, a także ułatwiła życie narciarzom.

Zarówno przeciętni amatorzy dwóch desek, jak i sportowcy przygotowujący się do najważniejszych zawodów mogli odtąd trenować w komfortowych warunkach, a do tego nie tracili czasu i energii na mozolne podchodzenie w wyższe partie Tatr.

Butny szkoleniowiec z Austrii

Z myślą o tej grupie sportowców i amatorów Polski Związek Narciarski uruchomił na Kasprowym Wierchu Szkołę Narciarstwa Zjazdowego. Szefem placówki i jednym z dwóch wiodących instruktorów został utytułowany olimpijczyk Bronisław Czech.

Częstą praktyką w okresie dwudziestolecia międzywojennego było zapraszanie do kraju szkoleniowców ze Skandynawii i państw alpejskich. Doświadczona kadra miała szkolić zawodników i doradzać polskim trenerom.

Tak też było w przypadku Seppa Roehrla. Austriak przyjechał do Polski na zlecenie PZN. Specjalista od narciarstwa zjazdowego został przydzielony do pomocy Bronisławowi Czechowi w prowadzeniu szkoły na Kasprowym Wierchu.

Zakopiańczyk od początku kręcił nosem na butne zachowanie Austriaka, patrzącego z wyższością na Polaków, ale poza brakiem klasy nie miał mu nic do zarzucenia.

Gestapowiec z Kasprowego Wierchu 

Gdy wybuchła wojna, okazało się, że Bronisław Czech nie mylił się co do Seppa Roehrla. Austriacki szkoleniowiec był tajniakiem. Teraz mógł wreszcie pokazać swe prawdziwe oblicze. 

Jesienią 1939 roku przechadzał się po Zakopanem w gestapowskim mundurze. Na tyle dobrze opanował język polski, że służył za tłumacza w trakcie brutalnych przesłuchań prowadzonych w hotelu “Palace", gdzie hitlerowcy urządzili siedzibę tajnej policji i miejsce licznych zbrodni.

Niemało młodych zakopiańczyków wpadło w ręce Niemców dzięki wskazaniom Seppa Roehrla, który pracując przez kilka lat na Kasprowym Wierchu miał świetne rozeznanie w nastrojach wśród zakopiańskiej młodzieży i sportowców. 

Wiedział, kto może chwycić za broń, zejść do podziemia, ruszyć w Tatry z misją kurierską lub w inny sposób zechce zagrozić interesom III Rzeszy. 

Jednym ze sportowców, którzy wpadną w ręce okupanta ze względów wyłącznie profilaktycznych okaże się Bronisław Czech. Niemcy, chociaż niczego mu nie udowodnią, skażą Polaka na obóz KL Auschwitz. Zza drutów nigdy nie wyjdzie. Umrze z wycieńczenia w czerwcu 1944 roku.

Agenci Hitlera na przeszpiegach

Terror gestapo zrobił swoje. Ruszyły masowe aresztowania. Zakopane, tętniące jeszcze niedawno życiem, z początku opustoszało, a później zaroiło się od Niemców, coraz chętniej wypoczywających pod Tatrami. 

Osób takich jak Sepp Roehrl było w Zakopanem więcej. 

Część kolaborantów działała w kraju od lat, część stanowili Polacy, jak górale, którzy mamili rodaków na Podhalu wizją Goralenvolku. Wybitny skoczek narciarski Stanisław Marusarz wspominał po latach, że jesienią 1939 roku zrozumiał, dlaczego Niemcy na zawody FIS w lutym tego samego roku przysłali do Zakopanego tak liczną delegację. 

To byli agenci na przeszpiegach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy