Rodney Alcala - morderca z "Randki w ciemno"

Na planie teleturnieju potrafił być czarujący i bawił telewidzów do łez. Ci nie wiedzieli, że Rodney Alcala w wolnych chwilach gwałcił i dusił kobiety!

Los Angeles, rok 1968. Pewien klient tankujący motocykl na stacji benzynowej przy Bulwarze Zachodzącego Słońca zauważył młodego mężczyznę, który podszedł do małej dziewczynki i chwilę z nią rozmawiał. Następnie oboje wsiedli do zaparkowanego w pobliżu samochodu i odjechali. Zaniepokojony motocyklista ruszył ich śladem. Podążał za nimi przez kilkanaście kilometrów, dopóki auto nie zatrzymało się pod budynkiem przy De Longpre Avenue. Kiedy kierowca wszedł z dzieckiem do mieszkania, śledzący ich człowiek pobiegł do najbliższej budki telefonicznej i wezwał policję.

Reklama

Po kilkunastu minutach na miejscu zjawił się patrol. Jeden z funkcjonariuszy, Chris Camacho, na podłodze w kuchni mieszkania znalazł dziewczynkę. Leżała w kałuży krwi. Ktoś zmasakrował ją leżącym obok metalowym prętem.

W pierwszej chwili policjant był przekonany, że dziecko jest martwe, jednak nagle zaczęło się krztusić, rozpaczliwie połykając powietrze. Jego oddech był płytki, ale żyło. Kiedy dziewczynkę przewieziono do szpitala, lekarze potwierdzili przypuszczenia obecnych na miejscu przestępstwa policjantów - została brutalnie zgwałcona. Ofiarą była zaledwie 8-letnia Tali Shapiro.

Tymczasem oprawca wykorzystał zamieszanie i ulotnił się tylnymi drzwiami. Camacho i jego koledzy wściekli się. Pocieszali się tym, że gdyby nie ich interwencja, Tali by zginęła. Niestety, sadysta, który doprowadził ją do takiego stanu, wystrychnął ich na dudka.

Zwyrodnialec na wolności

Podejrzanym był Rodney Alcala, 25-letni student sztuk pięknych na renomowanej kalifornijskiej uczelni UCLA. Kiedy policjanci zaczęli przesłuchiwać jego znajomych, nikt nie chciał uwierzyć, że ten towarzyski, zawsze uśmiechnięty i inteligentny facet mógł mieć coś wspólnego z makabrycznym atakiem na dziecko. Policja tropiła go nie tylko w Kalifornii, ale także w Meksyku, jednak mężczyzna zapadł się pod ziemię. Takie postępowanie nie pasowało do osoby niewinnej...

By wzmóc poszukiwania, FBI wpisało Alcalę na listę najgroźniejszych przestępców i po całym kraju rozesłano za nim listy gończe. Jednak na pierwszy konkretny ślad pedofila udało się trafić dopiero 3 lata (!) po okrutnym gwałcie, i to przypadkowo.

Latem 1971 roku pewien mężczyzna, John Burger, zatrudnił się jako wychowawca na obozie plastycznym dla młodzieży w New Hampshire. Dwie dziewczynki, uczestniczki warsztatów, zauważyły na miejscowej poczcie list gończy z jego podobizną i zawiadomiły policję. Okazało się, że opiekunem jest w rzeczywistości Rodney Alcala, który przybrał fałszywe nazwisko. Mężczyzna został aresztowany. Wkrótce wyjaśniło się, co robił przez ostatnie 3 lata...

Po tragicznych wydarzeniach z 1968 roku gwałciciel nie zaszył się w Meksyku, tylko uciekł do Nowego Jorku. Posługiwał się nowym nazwiskiem i, jak zawsze czarujący i towarzyski, szybko nawiązał znajomości w miejscowym środowisku artystycznym. Rozpoczął też naukę w nowojorskiej szkole filmowej (jednym z jego wykładowców był reżyser Roman Polański).

Podczas przesłuchań Alcala nie chciał wracać do tego, co zrobił Tali Shapiro na drugim końcu Ameryki. Na pytania śledczych odpowiadał zdawkowo albo wcale. Policjanci wspominali potem, że zdecydowanie odcinał się od historii sprzed lat, a momentami sprawiał wrażenie, jakby sam uwierzył w swoje nowe alter ego.

Prokuraturze brakowało twardych dowodów pozwalających na oskarżenie go o gwałt i ciężkie pobicie. Sytuację dodatkowo utrudniała decyzja rodziny Tali, która niedługo po brutalnej napaści wyprowadziła się z Los Angeles, przeniosła do Meksyku i odmawiała jakichkolwiek zeznań w tej sprawie.

Dostrzegając szansę na niski wyrok, Alcala zdecydował się przyznać jedynie do molestowania niepełnoletniej dziewczynki. W końcu trafił za kratki, ale w związku z popularną wówczas w USA polityką resocjalizacyjną miał prawo ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie z więzienia już po krótkim czasie spędzonym w zakładzie karnym. Gwałciciel bez wahania skorzystał z tej możliwości i skutecznie zmylił komisję do spraw zwolnień warunkowych, że zrozumiał swój błąd i żałuje popełnionych czynów. Niespełna 3 lata po ogłoszeniu wyroku znowu był wolnym człowiekiem.

Po opuszczeniu celi wrócił do Los Angeles. Nie ukrywał się, nie stronił od ludzi. Mimo statusu przestępcy seksualnego, nie miał żadnych problemów ze znalezieniem pracy. Jako zapalony fotograf amator dorabiał na weselach, przez pewien czas pracował również jako zecer w lokalnej redakcji "Timesa".

Kawaler do wzięcia

W 1978 roku Alcala postanowił zgłosić się do... telewizyjnej "Randki w ciemno". Pozytywnie przeszedł kwalifikacje - nikt nawet nie pomyślał, by sprawdzić jego kartotekę - i dostał się na plan popularnego show, w którym wystąpił jako jeden z trzech kawalerów rywalizujących o względy atrakcyjnej brunetki, Cheryl Bradshaw.

Program wyemitowano we wrześniu. Prowadzący, Chuck Barris, tak przedstawił Alcalę: - Przed państwem świetny fotograf, który poza zdjęciami interesuje się także spadochroniarstwem i motocyklami!

Alcala, opalony, z długimi, starannie ułożonymi włosami, w modnym garniturze, serdecznie się uśmiechnął do kamery. Chwilę później, witając się z Bradshaw przez tradycyjną zasłonę, zachęcał kobietę, by wybrała właśnie jego: - Z pewnością będziemy się razem świetnie bawili!

Potem nastąpiła seria typowych dla "Randki w ciemno" pytań, na które Alcala odpowiadał z właściwym sobie humorem i wdziękiem.

Podczas nagrania Alcala był rozluźniony. Kokietował publiczność, sypał dowcipami i flirtował z Bradshaw. Kiedy Cheryl zapytała, kim chciałby być, gdyby zaprosiła go na kolację, uśmiechnięty od ucha do ucha odpowiedział: - Bananem, który wygląda naprawdę świetnie i tylko czeka, aż obierzesz go ze skórki...

Rubaszne żarty przypadły do gustu bohaterce wieczoru, bo w wielkim finale programu Bradshaw wybrała właśnie Alcalę. Jednak kiedy za kulisami poznała go trochę lepiej, zmieniła zdanie i zrezygnowała z udziału w ufundowanej przez stację telewizyjną randki.

Alcala, choć przystojny, wydał jej się "dziwny", a jego zachowanie "nazbyt niepokojące". Po kilkunastu minutach rozmowy Cheryl dała mu jasno do zrozumienia, że telewizyjna przygoda nie będzie miała ciągu dalszego. Mężczyzna robił dobrą minę do złej gry, ale był wyraźnie rozczarowany i zaskoczony. Nie przywykł do tego, że kobiety mówiły mu "nie".

Zabójstwo 12-latki

Dwudziestego czerwca 1979 roku Alcala wybrał się z aparatem fotograficznym na plażę Huntington w Los Angeles. Kręcił się po okolicy, dopóki jego uwagi nie zwróciły 12-letnia Robin Samsoe i jej przyjaciółka, Bridget Wilvert. Dziewczyny zabijały nudę w upalny dzień, bawiąc się, opalając i kąpiąc w oceanie. Kiedy zbierały się do domu, Alcala podszedł do nich, powiedział, że jest zawodowym fotografem i zapytał, czy nie zechciałyby pozować do zdjęć.

W tej samej chwili na plaży pojawił się sąsiad Bridget, którego zaniepokoił widok obcego mężczyzny rozmawiającego z dziewczynkami. - Wszystko w porządku? - zapytał je, po czym zwrócił się do nieznajomego: - Kim pan jest?

Alcala nie zamierzał odpowiadać. Spuścił tylko głowę, burknął coś pod nosem i natychmiast się oddalił. Przejęte całą sytuacją plażowiczki wróciły do domu Bridget, skąd Robin miała się udać do szkoły baletowej. Pożyczyła rower od swojej koleżanki i ruszyła w drogę. Nigdy tam nie dotarła.

Nauczycielka baletu, zaniepokojona nieobecnością uczennicy, zawiadomiła w końcu jej rodziców, a ci policję. Bliscy Robin natychmiast rozpoczęli poszukiwania. Bez skutku. 12-latka zniknęła bez śladu. Jej zwłoki znaleziono dopiero na początku lipca. Porzucone na pustkowiu ciało było tak zmasakrowane przez mordercę oraz dzikie zwierzęta, że śledczy potrzebowali aż 3 dni, by je zidentyfikować.

Na podstawie zeznań Bridget Wilvert policja szybko wytypowała podejrzanego - fotografa, który zaczepił nastolatki na plaży - i stworzyła portret pamięciowy. Niewiele później do śledczych zgłosił się jeden z miejscowych kuratorów sądowych. Był przekonany, że rysunek przedstawia jego podopiecznego - Rodneya Alcalę.

Polował na ofiary

Alcala został aresztowany w mieszkaniu swoich rodziców 24 lipca 1979 jako główny podejrzany w sprawie zabójstwa Robin Samsoe. Nie przyznał się do winy.

W poszukiwaniu dowodów śledczy przeczesali dom rodziców Alcali. Wśród rzeczy należących do mężczyzny znaleźli rachunek za wynajęcie magazynu w Seattle - podejrzany wykupił usługę kilka dni po zaginięciu Robin Samsoe.

Jak się okazało, pomieszczenie było pełne kartonowych pudeł z kliszami fotograficznymi i zdjęciami, głównie dziewcząt i młodych kobiet, często pozujących w strojach kąpielowych lub nago. Jedna z fotografii ukazywała nastolatkę w bikini, jadącą na wrotkach w pobliżu plaży Huntington, na której Alcala - jak twierdził - nie bywał.

Sfotografowaną dziewczynę udało się odnaleźć i przesłuchać. Dokładnie pamiętała dzień, w którym zrobiono jej zdjęcie. Spędzała wówczas popołudnie razem z przyjaciółką, kiedy zaczepił je nieznajomy gość i poprosił o zgodę na zrobienie kilku ujęć. Twierdził, że pracuje w jednej z miejscowych gazet...

Do spotkania z fotografem doszło 20 lipca - o podobnej porze, nieopodal miejsca, w którym Alcala zagadnął Samsoe i Wilvert. Policja szybko ustaliła, że to nie przypadek. Tego dnia Alcala przez kilka godzin cierpliwie wyszukiwał odpowiedniej ofiary. Podchodził do nastoletnich plażowiczek, przedstawiał się jako fotograf, oferował swoje usługi, a następnie próbował zwabić chętne do samochodu. Prawdopodobnie właśnie w taki sam sposób udało mu się w czerwcu dopaść 12-letnią Robin.

W wynajętym magazynie, poza setkami zdjęć, znaleziono także torebkę z damskimi kolczykami. Choć Alcala próbował przekonać śledczych, że wszystkie należą do niego, jedna z par do złudzenia przypominała tę, którą nosiła zamordowana uczennica szkoły baletowej.

Podejrzenia śledczych wzbudziło również kilka innych spraw. Kiedy policja opublikowała portret pamięciowy z jego podobizną, ściął i wyprostował swoje długie, kręcone włosy. Wymienił też pokrycie bagażnika w samochodzie. Te dowody wystarczyły, żeby postawić go przed sądem i formalnie oskarżyć o zamordowanie 12-latki.

Zabawy z prawem

Proces rozpoczął się na początku 1980 roku. Trwał 2,5 miesiąca i zakończył się orzeczeniem kary śmierci dla Alcali. Najbliżsi Robin Samsoe odetchnęli z ulgą. Ale tylko na moment, bo wkrótce miało się okazać, że w tej sprawie o sprawiedliwość nie będzie łatwo...

W 1984 roku wyrok skazujący został uchylony z powodów formalnych. Kalifornijski Sąd Najwyższy uznał bowiem, że popełniono błąd, informując przysięgłych o wcześniejszych problemach Alcali z prawem, ponieważ wiedza ta mogła wpłynąć na ostateczną decyzję ławników.

Podczas drugiego procesu - w 1986 roku - Alcalę znowu skazano na karę śmierci, a następnie... wyrok ponownie unieważniono, raz jeszcze z przyczyn formalnych (jeden z kluczowych świadków cierpiał na amnezję). Kolejnych kilkanaście lat morderca spędził w więzieniu, umiejętnie wykorzystując kruczki prawne i unikając egzekucji. Za kratkami napisał nawet książkę. Przedstawił własną wersję wydarzeń z lat 70. i utrzymywał, że oskarżono go o zbrodnię, której nie popełnił.

Kiedy wydawało się, że manipulując systemem uniknie sprawiedliwości, nastąpił nagły zwrot wydarzeń. W 2003 roku sprawa ponownie trafiła do prokuratury, która tym razem miała do dyspozycji narzędzie niedostępne wcześniej śledczym - nowoczesne technologie umożliwiające badania kodu DNA. Wkrótce, dzięki analizie próbek genetycznych, Alcalę udało się powiązać nie z jednym, a z pięcioma zabójstwami! 

Mocne dowody wskazywały na to, że oprócz Robin Samsoe Alcala najprawdopodobniej brutalnie zgwałcił i uśmiercił także cztery inne osoby: 18-letnią Jill Barcomb, 27-letnią Georgię Wixted, 31-letnią Charlotte Lamb oraz 21-letnią Jill Parenteau. Wszystkie kobiety zginęły między 1977 a 1979 rokiem (Perenteau zaledwie kilka dni przed Samsoe), a okoliczności ich tragicznych śmierci przez długie lata pozostawały nieznane.

Nowe dowody potwierdziły najgorsze obawy prokuratury z Los Angeles - Alcala był seryjnym mordercą. Swoje ofiary bił i dusił do utraty przytomności, potem odczekiwał, aż ją odzyskają, i zaczynał od nowa. Następnie starannie układał nagie ciała w charakterystycznych pozach i robił im zdjęcia. Najprawdopodobniej zbierał również trofea, o czym miały świadczyć znalezione w Seattle kolczyki.

Do trzech razy sztuka

W 2010 roku rozpoczął się trzeci proces. Tym razem Alcala został jednocześnie oskarżony o popełnienie pięciu morderstw. Było to świadome posunięcie prokuratury, która w ten sposób mogła ukazać ławnikom oskarżonego przez pryzmat kilku odpowiednio udokumentowanych zbrodni.

Ku zaskoczeniu wszystkich zabójca postanowił bronić się sam. Na sali sądowej pojawił się w okularach i garniturze - z burzą długich siwych loków. Na rozprawach wyraźnie ignorował cztery z pięciu morderstw. Skupił się tylko na wydarzeniach z 1979 roku i zabójstwie Robin Samsoe.

- Jestem niewinny - utrzymywał. - A mój rzekomy związek z pozostałymi sprawami jest jedynie pobożnym życzeniem prokuratury.

Na sali sądowej Alcala przyjął kolejną w życiu rolę i dosłownie wcielił się we własnego adwokata. Nie tylko sam zadawał sobie pytania, ale także odpowiednio modulował głos, sprawiając wrażenie, jakby rozmawiały dwie różne osoby. Jego wątła linia obrony opierała się jednak głównie na zaprzeczaniu faktom. 

M.in. uparcie twierdził, że kolczyki, które znaleziono w wynajętym magazynie, należały do niego, a nie do brutalnie zamordowanej Samsoe. Na sali sądowej pokazał nawet fragmenty "Randki ciemno", próbując przekonać ławników, że już podczas nagrania miał w uszach kolczyki, zdaniem prokuratury należące do 12-latki, która zginęła dopiero rok później. Nie udało mu się.

Jakość zaprezentowanego materiału wideo pozostawiała wiele do życzenia, a świadkowie obecni w 1978 roku w studiu nie zapamiętali, by Alcala podczas nagrania miał tego typu biżuterię (bardzo charakterystyczną, bo wówczas mężczyźni rzadko nosili podobne ozdoby).

O ile kwestia kolczyków Robin Samsoe mogła być sporna, o tyle w wyniku analizy DNA udowodniono, że inna para odnaleziona w skrytce Alcali bez wątpienia należała do kolejnej z jego ofiar - Charlotte Lamb. Dodatkowo zebrany materiał genetyczny - m.in. próbki nasienia - nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że Alcala zgwałcił i maltretował także trzy inne kobiety.

Mimo przytłaczających dowodów zabójca ani na moment nie stracił panowania nad sobą. Jego wypowiedzi były rzeczowe, nie peszyły go tyrady prokuratora ani obecność rodzin ofiar. Nie okazał większych emocji nawet wtedy, gdy prokuratura powołała specjalnego świadka i ku zaskoczeniu wszystkich na sali rozpraw pojawiła się... Tali Shapiro, pierwsza znana ofiara zwyrodnialca.

- Pamiętam, jak zaproponował, że mnie podwiezie do szkoły. Odpowiedziałam, że nie wolno mi rozmawiać z obcymi, ale wtedy on zaczął przekonywać, że zna moją rodzinę - opowiadała na sali sądowej wówczas 52-letnia Shapiro. - Zwabił mnie do samochodu, obiecując, że pokaże mi piękny obrazek. To ostatnia rzecz, jaką pamiętam z tamtego dnia.

Po tym gdy skończyła zeznawać, Alcala zwrócił się bezpośrednio do niej... i przeprosił. A później znowu urządził w sądzie cyrk. Zamiast mowy końcowej z sobie tylko znanych powodów zdecydował się odtworzyć sędziemu i przysięgłym popularny w latach 60. protest song Arlo Guthriego "Alice’s Restaurant". Bohater tego antywojennego utworu trafia do psychiatry i mówi: "Doktorku, chcę zabijać. Poważnie, chcę mordować. Pragnę krwi i flaków między moimi zębami. Chcę pożerać spalone ciała. Chcę zabijać, zabijać, zabijać...".

Słysząc tekst piosenki i widząc nucącego pod nosem zabójcę swojej siostry, jeden z braci Robin Samsoe wyszedł z sali sądowej. Chwilę później niczym niezrażony morderca zwrócił się do ławy przysięgłych:

- Przed wami najprawdopodobniej najważniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podejmiecie. Bądźcie rozważni w swoich wyborach.

Przysięgli nie mieli jednak najmniejszych wątpliwości. Wystarczyło zaledwie kilka godzin, by doszli do porozumienia i wydali jednogłośny wyrok: winny. W marcu 2010 roku Rodney Alcala po raz trzeci został skazany na karę śmierci.

Jednak wyrok ten wcale nie oznacza końca makabrycznej historii Rodneya Alcali. Śledczy podejrzewają, że może on mieć na koncie znacznie więcej ofiar - nawet kilkadziesiąt! W tej chwili łączy się go z co najmniej czterema brutalnymi zabójstwami kobiet, jakie miały miejsce w Nowym Jorku na początku lat 70. - w czasie, kiedy Alcala przebywał w tym mieście.

Niedługo po zakończeniu trzeciego procesu policja zdecydowała się opublikować dużą część archiwum zdjęciowego mordercy (utajniono jedynie najbardziej erotyczne materiały) w nadziei, że uda się zidentyfikować modelki znajdujące się na fotografiach - wciąż istnieje duże prawdopodobieństwo, że niektóre z nich padły ofiarą Alcali.

Michał Raińczuk

Źródła: Claire Luna, A Mother’s Torment Resumes, "Los Angeles Times"; Kristal Hawkins, Rodney Alcala: Extreme Serial Killer,

Crime Library; 48 Hours. Rodney Alcala: The Killing Game, CBS.

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy