Rheiwiesenlager. Alianckie obozy jenieckie

Znane są losy polskich, brytyjskich, czy radzieckich jeńców wojennych umieszczonych w Stalagach. Co jednak działo z niemieckimi żołnierzami w alianckich obozach?

Większość żołnierzy, którzy dostali się do niemieckiej niewoli było zmuszonych do pracy na rzecz III Rzeszy. Wynikało to głównie ze znacznego natężenia prac budowlanych i inżynierskich prowadzonych w Niemczech i na terenach okupowanych. Z robót tych byli zwolnieni jedynie oficerowie.

Z dokumentów powojennych procesów, a także z akt Czerwonego Krzyża wynika, że jeńcy nie byli traktowani równo. Najlepsze warunku bytowe mieli Anglosasi, nieco gorsze Polacy, Francuzi, czy Czechosłowacy. Najgorsze -  Sowieci i Jugosłowianie.

Jak pisze o obozach w Norwegii Michael Stokke: "Wszyscy jeńcy i więźniowie musieli ciężko pracować w trudnych i niesprzyjających warunkach - po dziewięć, dziesięć godzin dziennie włącznie z niedzielą - najczęściej w kamieniołomach, przy budowach dróg, kolei czy rozbudowie portów. W wielu obozach spotykali się z szykanami i brutalnością strażników."

Reklama

Pod koniec wojny role się odwróciły. Dotychczasowi ciemiężyciele sami znaleźli się w obozach.

Rheiwiesenlager

Rheinwiesenlager był zespołem amerykańskich obozów jenieckich budowanych od kwietnia 1945 roku wzdłuż biegu Renu pod egidą Alianckich Wojsk Okupacyjnych. Około 50 procent niemieckich żołnierzy, którzy poddali się na froncie zachodnim trafiła do właśnie do nich. Pozostali zostali osadzeni w obozach francuskich i brytyjskich.

W sumie Amerykanie wybudowali 19 obozów, w których osadzono od 2 do 3 milionów jeńców. Po czerwcu 1945 roku część z nich znalazła się w pozostałych strefach okupacyjnych. Francuzi ze swojej wywieźli ponad 180 tysięcy Niemców na roboty przymusowe do Francji. Brytyjczycy "swoich" trzymali zamkniętych za drutem kolczastym.

Jedno łączyło te obozy: w każdym panował głód i szerzyły się choroby. Dzienna racja wynosiła 1000 do 1550 kcal. Co nie było niczym niezwykłym w obozach jenieckich tego okresu. Alianccy żołnierze otrzymywali podczas wojny 1100 do 1200 kalorii dziennie. Na taką dietę składał się: obiad z pół litra zupy warzywnej z ziemniakami w łupinach lub brukwią, albo burakami; rzadziej z kaszą. Na śniadanie i kolację dawano chleb z marmoladą i wyrób kawopodobny. Żołnierzy karmiono tym, co było najtańsze: kapustą, marchwią, brukwią, kalarepą, burakami i rzepą. Dlatego przypadkach niebagatelną rolę odgrywały paczki z Czerwonego Krzyża. Każdy jeniec mógł otrzymać 5 kilogramów produktów.

Nic natomiast nie można było poradzić na brak higieny i szerzące się choroby. Osłabione organizmy bardzo szybko zapadały na tyfus, malarię, czy dyzenterię. Jak obliczył James Bacque, w alianckich obozach jenieckich, zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie, mogło umrzeć do połowy 1946 roku nawet milion osadzonych.

Zemsta

Bacque zakładał, że Eisenhower świadomie rozkazał ograniczyć racje pokarmowe, a także nie reagował na sygnały dotyczące znęcania się nad jeńcami z powodu chęci zemsty. Aby zbadać tę tezę w Eisenhower Center na University of New Orleans zorganizowano konferencję naukową, której celem było zgłębienie wiedzy o Rheinwiesenlager. W konferencji wzięło udział wielu historyków i ekspertów z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Austrii, specjalizujących się w tym okresie historii Niemiec.

Podsumowanie prac opracował wybitny historyk, autor bestselerowej "Kompanii Braci", Stephen E. Ambrose. Wnioski były wstrząsające dla amerykańskiej opinii publicznej. Okazało się, że jeńcy byli z premedytacją bici, ograniczano im dostęp do pożywienia i wody. Trzymani byli na otwartym terenie nadmiernie stłoczeni i narażeni na warunki atmosferyczne. Dowództwo nie dopuszczało do obozów inspektorów Czerwonego Krzyża, ani nie zezwalało na przesyłanie paczek żywnościowych.

Bacque triumfował. Jednak Ambrose zwrócił uwagę także na inny aspekt, o którym Bacque nie wspomniał: W kwietniu 1945, Eisenhower napisał do Szefów Połączonych Sztabów, że sytuacja żywnościowa w Niemczech jest tragiczna i bardzo trudno będzie ją opanować po kapitulacji. Wkrótce jego prognozy miały się spełnić z naddatkiem: Zachodnim aliantom poddało się więcej żołnierzy, niż dowództwo przypuszczało. W dodatku z sowieckiej strefy okupacyjnej uciekło na zachód około 13 milionów niemieckich cywilów. Klęska głodu stawała się coraz bardziej realna.

W sumie do amerykańskiej strefy okupacyjnej trafiło ponad 17 milionów osób więcej, niż się spodziewano.

Nieścisłości

Ambrose w podsumowaniu nie neguje przypadków znęcania się nad jeńcami i wykorzystywania fizycznej przemocy wobec osadzonych. Jednak zwraca uwagę, że Bacque błędnie odczytuje, a nawet ignoruje większość dokumentacji obozowej. Jak twierdzi Bacque dowództwo wykorzystało kategorię "inne straty" w swoich aktach więźniów ukryć śmierć około miliona osób.

Ambrose zwraca uwagę, że Bacque za zmarłych uważa tysiące członków Volkssturmu, którzy zostali zwolnieni z powodu wieku. Do zmarłych zaliczył również jeńców, którzy po utworzeniu stref okupacyjnych znaleźli się pod kuratelą Wielkiej Brytanii i Francji. Po porównaniu brytyjskich, francuskich i amerykańskich archiwaliów okazuje się, że w obozach zmarło nie więcej niż 56 tysięcy niemieckich jeńców.

W podsumowaniu napisano, że warunki nie odbiegały znacznie od warunków w innych obozach jenieckich na zachodzie Europy, a były znacznie lepsze niż w sowieckich. Nie zmienia to jednak faktu, że Amerykanie mogli się zachować bardziej humanitarnie.

Mimo takiego podsumowania oburzenie opinii publicznej nie zmniejszyło się. Na honorze zwycięzców pojawiła się kolejna plama, a społeczeństwo zaczęło uświadamiać sobie, że wojna nie jest czysta i honorowa. W żadnym przypadku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy