Rakiety zamiast masła

Niemiecki naukowiec Wernher von Braun budował rakiety dla III Rzeszy, a po wojnie pomógł Amerykanom polecieć na Księżyc.

W III Rzeszy rządzonej od 1933 roku przez Adolfa Hitlera hasło "Armaty zamiast masła" stanowiło dla świata jasny komunikat, że czas pokoju mija. Dawny blask niemieckiej armii mieli przywrócić światowej sławy naukowcy, a wśród nich Wernher von Braun. To jemu powierzono zadanie zbudowania nowej broni rakietowej.

Zniszczyć Londyn

Von Braun urodził się w 1912 roku. Po ukończeniu studiów został zatrudniony w Urzędzie Uzbrojenia niemieckiej armii. W 1934 roku zbudował rakietę A-2, która wzbiła się na wysokość 2 kilometrów. Udane próby pozwoliły mu zyskać krajowy rozgłos, a to zaowocowało w 1937 roku powierzeniem stanowiska kierownika technicznego tajnego ośrodka badań rakietowych w miejscowości Peenemünde na wyspie Uznam.

Było to miejsce projektowania i produkcji tak zwanej broni odwetowej (po niemiecku Vergeltungswaffe), do której zaliczano: bezzałogowy samolot odrzutowy (V-1), rakietę balistyczną dalekiego zasięgu (V-2) oraz działo miotające pociski balistyczne (V-3), które zostało zainstalowane poza ośrodkiem (między innymi we Francji).

Reklama

Głównym zadaniem samolotu-pocisku V-1 było zniszczenie Londynu. Start odbywał się ze specjalnych wyrzutni w kształcie skoczni narciarskiej. Jednym z konstruktorów tej broni był właśnie Wernher von Braun. Pierwszy pocisk wystrzelono na stolicę Anglii w nocy z 13 na 14 czerwca 1944 roku. Łącznie wyprodukowano ich około 30 tysięcy, z czego użyto 10 492: 2419 spadło na Londyn, 800 na Antwerpię, a 341 na Liege.

Alianci nie wiedzieli o pracach nad nową bronią

Szczególnie niebezpiecznym narzędziem w rękach nazistów stał się jednak pierwszy rakietowy pocisk balistyczny zwany V-2 (A-4), skonstruowany również przez doktora von Brauna oraz jego pracowników. Pierwsza w pełni udana próba została przeprowadzona 3 października 1942 roku. Masowa produkcja tej broni rozpoczęła się rok później. Do 27 marca 1945 roku Niemcy wystrzelili 5,5 tysiąca rakiet V-2, z których 2894 spadło na Londyn, a około 1,6 tysiąca na Antwerpię i Brukselę.

Alianci przez kilka lat nic nie wiedzieli o pracach nad nową bronią. Dopiero w 1943 roku wywiad Armii Krajowej poinformował rząd Jego Królewskiej Mości o zaawansowaniu prac Niemców w tej dziedzinie. Sytuacja wymagała błyskawicznej reakcji. 17 sierpnia 1943 roku alianci, w ramach operacji "Hydra", z użyciem 596 samolotów, zbombardowali ośrodek w Peenemünde.

Zniszczenia zmusiły władze niemieckie do przeniesienia części prac w inne miejsca (między innymi do wsi Blizna). Kolejne naloty w 1944 roku znacznie zmniejszyły potencjał wytwórczy ośrodka na wyspie Uznam i w rezultacie został on zamknięty w lutym 1945 roku.

Sny Niemców o zakończeniu wojny na Zachodzie

Istniały też inne miejsca, w których miała powstawać "cudowna" broń Adolfa Hitlera. Jeden z nich znajdował się we Francji w rejonie Eperleques pod Calais, drugi w Wizernes (około 30 kilometrów od kanału La Manche). Prace rozpoczęto tam w 1943 roku, jednak oba ośrodki szybko zostały wykryte i częściowo zniszczone.

Podobny los spotkał kolejny wielki kompleks rakietowy umiejscowiony w Mimoyecques na północy Francji. To tu rozbudowano ostatnią z "broni odwetowych" - V-3. Nie była to rakieta, lecz działo, na stałe wycelowane w Londyn. Miało niezwykłą konstrukcję - do podziemnej 127-metrowej lufy co kilka metrów przyłączone były pod kątem 45 stopni rury z kolejnymi ładunkami, które, eksplodując, nadawały pociskowi coraz większą prędkość.

Nie był to pomysł pionierski, gdyż niemieccy inżynierowie wzorowali się na pracach Amerykanów, Azela Lymana oraz Jamesa Haskella, którzy w XIX wieku opracowali prototyp tego rodzaju działa. Nowa niemiecka broń, przed którą nie było obrony, miała zmusić ostatecznie rząd brytyjski do ustępstw. Trzysta pocisków na godzinę wystrzeliwanych przez każde z dział na Londyn musiałoby skłonić Anglików do rokowań, prowadzących ostatecznie do zawieszenia broni. Brytyjczykom udało się jednak wykryć ośrodek w Mimoyecques i w lipcu 1944 roku zniszczyć go nowymi bombami Tallboy - 5-tonowymi kolosami, których ciężar i siła rażenia sprawiły, że rozwiały się sny Niemców o zakończeniu wojny na Zachodzie.

Silniki nowej generacji

Prace niemieckich naukowców w ośrodkach badań rakietowych nie skupiały się tylko na tworzeniu nowych pocisków. Zespół von Brauna skonstruował też silnik rakietowy, który został wykorzystany w samolotach myśliwskich. Pionierskie próby przeprowadzano początkowo z samolotem He-112, dostarczonym przez Ernesta Heinkela. Nowy motor napędzany był ciekłym paliwem rakietowym (alkohol oraz ciekły tlen), zapewniającym znacznie lepsze osiągi niż te, które dawał zwykły silnik spalinowy.

Równocześnie z von Braunem prace w tej samej dziedzinie prowadził profesor Hellmuth Walter. Jego konkurencyjny silnik, wykorzystujący paliwo w postaci nadtlenku wodoru, był bardziej niezawodny, bezpieczniejszy i znacznie ułatwiał pilotom kontrolowanie maszyny. W 1939 roku oblatano pierwszy samolot napędzany silnikiem rakietowym na paliwo ciekłe - Heinkel He 176, który nie wszedł do masowej produkcji z powodu braku zainteresowania ze strony niemieckiego ministerstwa lotnictwa.

Pierwszy myśliwiec o napędzie odrzutowym

Pierwszym myśliwcem rakietowym użytym w misjach wojskowych był Messerschmitt Me 163 Komet z silnikiem Waltera. Prędkość maksymalna tego samolotu wynosiła około 1000 kilometrów na godzinę, znacznie przewyższając pod tym względem inne myśliwce o klasycznym napędzie. W czasie II wojny światowej Niemcy wyprodukowali około 350 tych maszyn (dla porównania, prędkość maksymalna brytyjskiego Supermarine Spitfire wyniosła 582 kilometrów na godzinę, radzieckiego Jak-1 - 560 kilometrów na godzinę, a francuskiego Blocha MB.152 - 520 kilometrów na godzinę).

Zaawansowane prace w tej dziedzinie doprowadziły do skonstruowania przez firmę Messerschmitt samolotu myśliwskiego Messerschmitt Me-262 Schwalbe - pierwszego o napędzie odrzutowym. Wprowadzony do użytku w końcowym okresie wojny (w latach 1944-1945 wyprodukowano ich 1430) stał się kolejnym dowodem technologicznego zaawansowania III Rzeszy, ale od klęski już jej nie uchronił.

Polowanie na naukowców

Pod koniec wojny rozpoczęło się wielkie polowanie na niemieckich konstruktorów i wynalazców. Amerykańskie Biuro Służb Strategicznych (OSS) rozpoczęło operację o kryptonimie "Paperclip" (lub "Overcast"), której celem było odnalezienie ukrywających się naukowców. Misja zakończyła się wielkim sukcesem. Przyczyniła się do tego niewątpliwie Armia Czerwona, która w szybkim tempie zbliżała się do Berlina.

W tej sytuacji niemieccy naukowcy, zgromadzeni wokół doktora Wernhera von Brauna, jego brata Magnusa oraz komendanta ośrodka badań rakietowych w Peenemünde generała doktora Waltera Dornbergera, znając okrucieństwo sowieckich żołnierzy wobec jeńców wojennych, postanowili oddać się w ręce Amerykanów. 2 maja 1945 roku, a zatem kilka dni przed kapitulacją III Rzeszy, przekazali im sprzęt oraz dokumentację rakiet.

Własny reaktor atomowy

Amerykanie nie zamierzali na tym poprzestać. Mając informacje o zaawansowanych pracach niemieckich naukowców nad skonstruowaniem bomby atomowej, w ramach specjalnej misji wojskowej "Alsos" rozpoczęli poszukiwanie fizyków nuklearnych, a także urządzeń i dokumentów. Na tym polu również odnieśli wielki sukces. Odnaleźli ośmiu niemieckich naukowców, wśród nich Otto Hahna oraz Carla Friedricha von Weizsäckera. Ponadto w Hechingen wykryli niekompletny reaktor atomowy, a w Stassfurcie natrafili na prawdziwy skarb: 1,2 tysiąca ton rudy uranu.

Był to wielki cios dla radzieckich sojuszników, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że prędzej czy później czas przymierza dobiegnie końca i że te cenne znaleziska będą rzutować na powojenną grę między mocarstwami. Gwoli ścisłości, Rosjanie również mieli pewne sukcesy poszukiwawcze. Udało im się mianowicie odnaleźć wielu techników oraz pokaźną liczbę sprzętu, między innymi naddźwiękowy samolot rakietowy DFS 346, rakietowe myśliwce Me-163 B, 41 rakiet na paliwo stałe i osiem na płynne. Odkryli również w berlińskiej farbiarni 130 ton tlenku uranu, co znacznie przyczyniło się do uruchomienia ich własnego reaktora atomowego.

Czysta karta od Amerykanów

Po wojnie podstawową bronią wielkich mocarstw stała się nauka. Ogromną rolę w tej rywalizacji odegrał znów doktor Wernher von Braun, który teraz swoją wiedzą i talentem wsparł Amerykanów. Nagle okazało się, że jego nazistowska przeszłość (od 1935 roku von Braun był członkiem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników - NSDAP), przynależność do Waffen SS (w 1940 mianowany untersturmführerem, później awansowany na sturmbannführera) i śmierć tysięcy ludzi w wyniku użycia "broni odwetowej" zostały zapomniane.

Agencja wywiadu USA zatroszczyła się o zafałszowanie przeszłości von Brauna i jego współpracowników. W nowych papierach nie było żadnej wzmianki o NSDAP czy SS. W imię wyższego celu Amerykanie dali tym ludziom czystą kartę.

Wyścigu na Księżyc

Niedługo po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych von Braun rozpoczął działalność na rzecz US Army, koordynując prace związane z pociskami balistycznymi średniego zasięgu. Zespół niemieckiego naukowca opracował nową konstrukcję rakiety, zwaną Jupiter C, dzięki której w styczniu 1958 roku Amerykanie umieścili na orbicie okołoziemskiej pierwszego swojego sztucznego satelitę Explorer 1.

Wkrótce von Braun został zatrudniony w powstałej właśnie Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA), gdzie zrobił błyskotliwą karierę. Stał się jedną z najważniejszych postaci amerykańskich programów podboju kosmosu. Był to czas wyścigu na Księżyc. Amerykanie nie zamierzali ponownie dać się wyprzedzić Rosjanom, którzy w 1957 roku jako pierwsi wystrzelili na orbitę sztucznego satelitę Sputnik, a w 1968 roku wysłali w Kosmos pierwszego człowieka, Jurija Gagarina.

Nagroda od Amerykanów

Amerykański sen o wyprawie na Księżyc powoli stawał się rzeczywistością. 16 lipca 1969 roku ulepszona rakieta Saturn V pozwoliła załodze Apollo 11 wylądować na Srebrnym Globie i postawić tam flagę Stanów Zjednoczonych. Głównym architektem tej rakiety był właśnie Wernher von Braun.

W 1972 roku niemiecki naukowiec odszedł z NASA. Przez kilka ostatnich lat swojego życia pracował w firmie Fairchild Aircraft - wytwórni samolotów i sprzętu lotniczego. W roku 1975 roku otrzymał National Medal of Science - odznaczenie przyznane przez prezydenta USA "za prace nad płynnym paliwem rakietowym oraz wkład w ulepszanie pojazdów kosmicznych, które umożliwiły zrealizowanie programu >Apollo<".

Jacek Skrzypczyk

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: II wojna światowa | naziści | Księżyc | Kosmos | rakieta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy