Podwodne lotniskowce. Tajna broń Japonii

Japończycy zbudowali podczas II wojny światowej okręty podwodne, które miały dostarczyć w pobliże wybrzeży USA wodnosamoloty bombowo-torpedowe. Miały one zaatakować strategiczne cele w Stanach Zjednoczonych i w rejonie Kanału Panamskiego.

Naukowcy z Hawaii Undersea Research Laboratory poinformowali, że w trakcie podmorskich badań ich pojazd "Pisces V" natknął się na wrak japońskiego okrętu podwodnego z II wojny światowej. Jednostkę odkryto 1 sierpnia 2013 roku w pobliżu wyspy Oahu, ale informację o tym upubliczniono na początku grudnia, po wcześniejszych konsultacjach z Departamentem Stanu i władzami Japonii. Badacze ustalili, że to szczątki I-400, pierwszej jednostki typu Sen Toku. Bliźniaczy okręt, I-401, naukowcy z Hawajów namierzyli 17 marca 2005 roku w pobliżu Barbers Point.

Admirał Isoroku Yamamoto, głównodowodzący Połączoną Flotą, która była trzonem Japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej, tuż po przystąpieniu Japonii do II wojny światowej po stronie Niemiec i Włoch postanowił przenieść działania wojenne w okolice Stanów Zjednoczonych. Idea admirała miała zostać zrealizowana dzięki potężnym okrętom podwodnym wyposażonym w wodoszczelne hangary dla samolotów.

Reklama

Na początku 1942 roku Yamamoto przedstawił koncepcję zbudowania floty 18 jednostek o wielkim zasięgu (mogły wykonać trzy rejsy w pobliże zachodniego wybrzeża USA bez potrzeby uzupełniania paliwa lub jeden dookoła świata). Każda miała transportować co najmniej dwa wodnosamoloty zdolne do przeniesienia torpedy lub 800-kilogramowej bomby lotniczej. Plany okrętu były gotowe w połowie marca 1942 roku, ale budowa pierwszej jednostki, I-400, ruszyła 18 stycznia 1943 roku w stoczni w Kure. Kluczowym wydarzeniem dla tego programu była śmierć Yamamoto (zginął 18 kwietnia 1943 roku w samolocie zestrzelonym przez amerykańskie myśliwce P-38 Lightning). Najpierw ambitne plany budowy 18 potężnych podwodnych lotniskowców zredukowano o połowę. Później zdecydowano się na pięć jednostek, ale ostatecznie postanowiono ograniczyć projekt do trzech.

Hangar pod wodą

Charakterystycznym elementem zewnętrznym konstrukcji okrętu typu Sen Toku był cylindryczny wodoszczelny hangar na śródokręciu o długości 31 metrów i średnicy 3,5 metra. Jego dach był podzielony na dwie części przez kiosk. Wewnątrz hangaru można było zmieścić trzy złożone wodnosamoloty typu Aichi M6A1 Seiran. Po zmontowaniu i uzbrojeniu maszyny te miały startować z 26-metrowej katapulty, zajmującej dziobową część pokładu. Po wykonaniu misji lądowałyby na pływakach, a później za pomocą żurawia byłyby podejmowane na pokład.

Nowością konstrukcyjną w I-400 był podwójny kadłub, podzielony wewnątrz na osiem przedziałów. Aby wyciszyć wnętrze okrętu i rozpraszać impulsy wrogich sonarów, kadłub od linii wodnej do kilu został pokryty specjalną powłoką, która była mieszaniną gumy, azbestu i różnego rodzaju klejów.

Okręt typu Sen Toku miał trzy radary. Jednym z nich był Mark 3 model 1 z dwiema odrębnymi antenami, mogący wykrywać samoloty w promieniu 80 kilometrów. Jednostkę wyposażono też w system demagnetyzacyjny. I-400 miał dwa ponad 12-metrowej długości peryskopy niemieckiej produkcji, a na I-401 zamontowano również sprowadzone z Niemiec chrapy, hydraulicznie podnoszone urządzenie, pozwalające okrętowi pobierać powietrze w zanurzeniu na głębokości peryskopowej. W okrętowej maszynowi umieszczono cztery silniki Diesla, każdy o mocy 2250 koni mechanicznych, oraz dwa elektryczne. Napęd w I-400 umożliwiał rozwinięcie prędkości 18-19 węzłów na powierzchni i 6,5 węzła w zanurzeniu (według niektórych źródeł 12). Paliwa w zbiornikach miało wystarczyć do wykonania półtora okrążenia Ziemi. Japończycy mieli zatem broń, którą mogli zaatakować cele na obu wybrzeżach Stanów Zjednoczonych.

Choć główną bronią I-400 miały być wodnosamoloty, okręt wyposażono również w osiem dziobowych wyrzutni torpedowych kalibru 533 milimetrów i 20 torped oraz silne uzbrojenie artyleryjskie. Na hangarze umieszczono trzy stanowiska potrójnych armat przeciwlotniczych typu 96 kalibru 25 milimetrów, dwa z tyłu kiosku i jedno przed nim. Dodatkowo za mostkiem znalazła się jeszcze pojedyncza armata 25-milimetrowa, a na pokładzie rufowym, za hangarem, armata typu 11, kalibru 140 milimetrów z lufą o długości 40 kalibrów (5,6 metra) o zasięgu ognia 15-16 kilometrów.

Konieczność spełnienia wyśrubowanych wymagań dotyczących zasięgu pływania oraz liczby transportowanych samolotów spowodowała, że jednostka miała, jak na owe czasy, gigantyczne rozmiary. Długość japońskiego okrętu wynosiła prawie 122 metry, a jego wyporność przekraczała 6500 ton. Były to największe jednostki podwodne, które powstały przed pojawieniem się tych z napędem atomowym.

Zmienne cele

Gdy koncepcja admirała Yamamoto nabierała realnych kształtów, Japonia odnosiła kolejne sukcesy w wojnie z aliantami. Do połowy 1942 roku opanowała należące do USA Filipiny oraz wyspy Guam i Wake, brytyjskie Malaje (wraz z Singapurem), Birmę i Hongkong oraz Holenderskie Indie Wschodnie (dzisiejsza Indonezja). W lipcu tegoż roku japońska armia rozpoczęła też ofensywę na Nowej Gwinei - ostatecznym celem była Australia.

Gdy kładziono stępkę pod pierwszy z okrętów typu I-400, sytuacja geostrategiczna w rejonie Pacyfiku się zmieniła. Czas błyskawicznych zwycięstw Japonii należał do przeszłości. Cesarska flota poniosła porażkę w bitwie o Midway, a na Nowej Gwinei armia została powstrzymana i zmuszona do odwrotu. Japończycy musieli też uznać się za pokonanych w bitwie o Guadalcanal. Teraz inicjatywę przejęli alianci.

Według planów admirała Yamamoto samoloty miały zaatakować z pokładu I-400 cele na terytorium USA. W nowej sytuacji wojennej dwaj oficerowie japońskiej marynarki wojennej - Chikao Yamamoto i Yasuo Fujimori − zaproponowali już latem 1943 roku, by zniszczyć wrota śluz na Kanale Panamskim. Tym samym zostałby przerwany najkrótszy szlak morski łączący oba wybrzeża Stanów Zjednoczonych, który ułatwiał Amerykanom przerzut okrętów i wojsk. Przygotowania do takiej operacji rozpoczęły się jednak dopiero po ponad roku. Japońskie dowództwo postanowiło wysłać z tą misją I-400 i I-401 oraz dwa mniejsze podwodne lotniskowce typu AM, I-13 i I-14, które miały na pokładzie po dwa Seirany. Nalot wykonałoby więc dziesięć samolotów.

Po analizie planów konstrukcyjnych kanału japońscy specjaliści wojskowi uznali, że lepsze efekty może przynieść uderzenie po jego atlantyckiej stronie. Wyznaczony na dowódcę operacji komandor Tatsunosuke Ariizumi stwierdził natomiast, że szansa na sukces będzie większa, gdy piloci przeprowadzą atak w stylu kamikadze niż konwencjonalne bombardowanie.

Sytuacja na froncie (upadek Okinawy) znowu przyniosła zmianę planów. Japońskie dowództwo zrezygnowało z ataku na śluzy Kanału Panamskiego, a jako nowy cel dla zgrupowania podwodnych lotniskowców został wyznaczony atol Ulithi w archipelagu Karolinów - zamierzano uderzyć na znajdujące się tam amerykańskie okręty, głównie lotniskowce. Samoloty Seiran, których piloci mieli przeprowadzić samobójczą misję, zostały przemalowane na kolor srebrny i otrzymały amerykańskie oznaczenia.

Pierwszy atak na atol zaplanowano na 17 sierpnia 1945 roku, ale 16 lipca amerykańskie samoloty Avenger uszkodziły okręt I-13, który następnie niszczyciel eskortowy USS "Lawrence C. Taylor" zatopił bombami głębinowymi. Ponadto kilka dni przed planowanym atakiem na atol Amerykanie zrzucili bomby atomowe - 6 sierpnia na Hiroszimę i 9 sierpnia na Nagasaki - co zmusiło Japonię do kapitulacji. Operację "Arashi" (górska burza) zatem odwołano.

Smutny koniec

22 sierpnia 1945 roku załogi japońskich okrętów dostały rozkaz, aby zniszczyć całe uzbrojenie. Torpedy wystrzelono, a samoloty zrzucono do morza. W ręce Amerykanów wpadły 24 japońskie okręty podwodne, w tym trzy typu Sen Toku. I-400 poddał się 28 sierpnia niszczycielom USS "Blue" i "Mansfield", a pod koniec miesiąca podwodny USS "Segundo" przejął I-401. I-402, który przerobiono w podwodny zbiornikowiec mający przewozić do Japonii ropę naftową z Azji Południowo-Wschodniej, wszedł do służby dopiero 27 lipca 1945 roku, a 11 sierpnia został uszkodzony w ataku lotniczym na bazę morską Kure.

Amerykanie nic wcześniej nie wiedzieli o japońskich gigantach. Tak byli zaskoczeni tym odkryciem, że I-400 i I-401 znalazły się grupie pięciu zdobycznych okrętów podwodnych, które postanowiono poddać szczegółowym badaniom. Konstrukcje chciał też poznać Związek Sowiecki, który powoływał się na wcześniejsze uzgodnienia z czasów wojny. Tymczasem drogi dotychczasowych sojuszników rozchodziły się coraz bardziej. Amerykanie w marcu 1946 roku postanowili, że wszystkie zdobyczne japońskie okręty podwodne będą zatopione, aby uniemożliwić Rosjanom poznanie tajemnic jednostek typu Sen Toku. US Navy wykorzystała je do testowania uzbrojenia.

Już 1 kwietnia 1946 roku koło wysp Gotō na Morzu Wschodniochińskim Amerykanie posłali na dno I-402. Okręt był celem dla niszczyciela USS "Everett F. Larson". 31 maja 1946 roku koło południowo-zachodniego wybrzeża Oahu zatonął I-401, trafiony dwoma torpedami Mark 18, które wystrzelił okręt podwodny USS "Cabezon". W podobny sposób 4 czerwca trzy torpedy odpalone z innego amerykańskiego okrętu podwodnego, USS "Trumpetfish", zatopiły I-400.

Japońskie rekordy

Choć w czasie II wojny światowej najwięcej okrętów podwodnych miała Trzecia Rzesza, to spośród 56 jednostek o wyporności ponad 3000 ton, aż 52 pływały pod japońską banderą. W Japonii powstały wszystkie z 39 zbudowanych do 1945 roku okrętów, których moc napędu spalinowo-elektrycznego przekraczała 10 tysięcy koni mechanicznych, oraz 57 najszybszych jednostek podwodnych, rozwijających na powierzchni prędkość ponad 23 węzłów.

Przed zakończeniem wojny zbudowano pierwsze cztery, które rozwijały prędkość 19 węzłów w zanurzeniu (eksperymentalna jednostka z końca lat trzydziestych XX wieku osiągnęła 21 węzłów). Podobną zdolność miało 78 japońskich miniaturowych jednostek. W Kraju Kwitnącej Wiśni powstało aż 65 okrętów podwodnych, których zasięg pływania wynosił 20 tysięcy mil morskich.

Mankamenty konstrukcji

Ze względu na rozmiary oraz potężny hangar z kioskiem miały dużą sygnaturę radarową, co czyniło je łatwo wykrywalnymi przez wyposażone w sprzęt radiolokacyjny samoloty. Inne mankamenty to powolne zanurzanie, trwające prawie minutę, oraz możliwość zejścia pod wodę tylko na niewielką głębokość, mniejszą niż wynosiła długość I-400. Pojawiły się również problemy z manewrowaniem tak wielką jednostką.

Podobnie jak w przypadku innych japońskich okrętów podwodnych, zignorowano też potrzeby załogi. Choć jednostki typu I-400 miały przebywać w morzu ponad trzy miesiące, nie było na nich chłodni do przechowywania żywności, co miało wpływ na marynarską dietę. Brakowało też miejsca do spania, a toalety nie działały najlepiej. Co dziwniejsze, nie przewidziano klimatyzacji, choć okręty miały operować w wodach tropikalnych.

Tadeusz Wróbel

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: historia | Japonia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy