Partyzanci byli bezlitośni. W wielkim polowaniu wymordowali tysiące faszystów

Żołnierze partyzackiej 1º Gruppo Divisioni Alpine podczas walk z Niemcami /Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Uliczne łapanki, masowe egzekucje, trupy walające się na ulicach. Faszyści zapłacili wysoką cenę za ponad 20 lat swoich rządów. Ich przywódca został rozstrzelany, a jego ciało, wystawione na widok publiczny, sprofanowane przez rozgniewany tłum. Wraz z nim mogło zginąć nawet 20 tysięcy członków i sympatyków partii faszystowskiej.

Włochy pod koniec drugiej wojny światowej były podzielone nie tylko linią frontu, ale też politycznie. Północ kraju była okupowana przez Niemców, a południe zajęte przez Aliantów. Po jednej stronie barykady stali faszyści z Mussolinim na czele, z drugiej opozycja, pośród której znaczącą rolę odgrywała partyzantka komunistyczna.

Czas Mussoliniego kończył się, zarówno za sprawą postępów wojsk alianckich, jak też akcji włoskich partyzantów. W tej sytuacji Duce, za pośrednictwem kardynała Ildefonso Schustera, podjął rokowania z przedstawicielami włoskiego ruchu oporu. Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem.

Reklama

24 kwietnia 1945 r. Włoski Komitet Wyzwolenia Narodowego wezwał do ogólnonarodowego powstania, aby wyzwolić części kraju nadal znajdujące się pod okupacją niemiecką. Doszło do ataków na kolumny nieprzyjacielskich wojsk, a 25 kwietnia partyzanci wyzwolili Mediolan.

Faszystowski dyktator ubzdurał sobie wówczas, że na czele lojalnych mu oddziałów stoczy z Aliantami ostatnią bitwę w dolinie Valtellina, tuż przy granicy ze Szwajcarią. Ten w gruncie rzeczy samobójczy plan również się nie powiódł z dość prozaicznego powodu: zabrakło mu żołnierzy. Mussoliniemu pozostawała tylko ucieczka.

W towarzystwie garstki oddanych przyjaciół, w tym wieloletniej kochanki Clary Petacci, dołączył do małego niemieckiego oddziału mającego przebić się do Szwajcarii. Jednak 27 kwietnia kolumna pojazdów Wehrmachtu została zatrzymana przez włoskich partyzantów. Duce, mimo iż był w przebraniu niemieckiego żołnierza, został przez nich natychmiast rozpoznany.

Egzekucja dyktatora

28 kwietnia Mussoliniego i Clarę Petacci wywiózł z górskiej kryjówki mężczyzna przedstawiający się jako pułkownik Valerio. Rzekomo miał im przybyć na ratunek. W rzeczywistości był to Walter Audisio, komunistyczny partyzant i zagorzały antyfaszysta.

Audisio zapakował w pośpiechu Duce i jego towarzyszkę do samochodu. Auto nie ujechało więcej jak sto metrów, kiedy kierowca zatrzymał się. Kazał opuścić pasażerom pojazd i stanąć pod murem ogrodzenia przydrożnej willi. Audisio przeładował Stena i niewyraźnie wymamrotał słowa wyroku śmierci w imieniu narodu włoskiego.

Ostatnie chwile życia włoskiego dyktatora i jego kochanki opisuje Nicholas Best w książce "Pięć dni które wstrząsnęły światem":

"Sten zaciął się, kiedy Audisio chciał otworzyć ogień. Przeklinając, Audisio wyciągnął rewolwer, lecz ten zaciął się również. Widząc, co się dzieje, Mussolini (...) rozchylił poły płaszcza, stanął przed Audisiem i prowokował go do najgorszego.

- Strzelaj mi w pierś - powiedział.

Jeden z ludzi Audisia pospiesznie podał mu swoją broń. Tym razem padły celne strzały. Pierwsze kule dosięgły Clarę Petacci, która zginęła od razu. Mussoliniego rzuciło na mur tuż obok niej i osunął się na ziemię, wciąż żywy. Audisio podszedł i strzelił doń ponownie z bliska. Mussolini drgnął konwulsyjnie, a potem znieruchomiał (...)."

Ten sam los spotkał również 15 innych osób pojmanych wraz z Mussolinim, w tym Alessandro Pavoliniego, sekretarza partii faszystowskiej, czterech ministrów oraz kilku najbliższych przyjaciół Duce.

Następnie zwłoki Mussoliniego i Clary Petacci przewieziono potajemnie do Mediolanu, gdzie wystawiono je na widok publiczny, wieszając głową w dół przed budynkiem stacji benzynowej na Pizzale Loreto. Ciała zostały zbezczeszczone przez żądny odwetu tłum i tak zmasakrowane, że trudno je było rozpoznać. Audisio sam omal nie przypłacił tej podróży życiem, gdy wraz ze swoimi ludźmi zostali przez innych partyzantów wzięci za faszystów i ustawieni pod murem.

Krwawe dni w Mediolanie

W Mediolanie rozgrywały w tym czasie prawdziwie dantejskie sceny. Wspomniany już Nicholas Best pisze dalej:

"Nastała wtedy orgia zabijania; masowo aresztowano faszystów i wyrównywano dawne porachunki. Zginęły setki ludzi i trwały walki, gdyż rywalizujące ze sobą ugrupowania starały się zapanować w tym mieście."

Ten stan rzeczy potwierdzał generał Willis Crittenberger z IV Korpusu Amerykańskiego, który zastał tam kompletny chaos. W całym mieście znajdowano ludzkie zwłoki, często bez jakichkolwiek przedmiotów czy dokumentów umożliwiających ich późniejszą identyfikację. Brytyjski ambasador podsumował to następująco:

"Trudno zatem stwierdzić, czy ofiary te to faszyści rozstrzelani przez partyzantów, czy partyzanci zlikwidowani przez faszystów, czy może są to ofiary osobistych porachunków."

Jak obliczyły brytyjskie służby, od momentu wyzwolenia Mediolanu 25 kwietnia do 9 maja 1945 r. w mieście "stracono" co najmniej 5 tys. ludzi. I z pewnością są to dane niedoszacowane.

Sprawiedliwość wg włoskich partyzantów

Całe północne Włochy pogrążyły się w szaleństwie krwawej zemsty. Do największej liczby aktów przemocy wobec faszystów doszło w regionach Piemontu, Emilii-Romanii i Wenecji Euganejskiej. Tylko w Turynie zabito co najmniej tysiąc osób. Śmierć spotykała nie tylko członków Republikańskiej Partii Faszystowskiej, ale nawet tych, co do których istniały podejrzenia, że są w jakikolwiek sposób z nią powiązani, choćby pracowników administracji państwowej.

Najczęściej były to zbrodnie nagłe, w afekcie. Inne miały charakter bardziej zorganizowany, bowiem działały też grupy partyzantów, które poszukiwały konkretnych, wytypowanych wcześniej osób. Tworzono nawet doraźne, improwizowane sądy, po wyroku których skazaniec stawał przed plutonem egzekucyjnym.

O rozstrzeliwaniach tych wspominała Rachele Mussolini, żona dyktatora, przetrzymywana w więzieniu w Como, której relację przytacza Nicholas Best w "Pięciu dniach, które wstrząsnęły światem":

"Dosłyszałyśmy coś z tego, co działo się na zewnątrz. Ktoś na dziedzińcu odczytał z listy nazwiska, po czym rozległa się seria z broni maszynowej i po chwili przerwy odgłos dudnienia kół wozu. Powtarzało się to bez ustanku i trwało przez całą noc."

Zbrodnia i kara

Władze alianckie wydawały się zaskoczone takim obrotem sprawy i w zasadzie nie robiły nic, aby zapobiec rozlewowi krwi. Więcej, w niektórych rejonach Włoch partyzanci dostali wyraźne przyzwolenie na tego typu działania od oficerów państw sprzymierzonych.

Działo się tak np. w Turynie, gdzie pułkownik John Stevens poinformował lokalnego dowódcę ruchu oporu: "Niech pan posłucha, panie przewodni, niech pan załatwi sprawy w dwa, trzy dni, ale na trzeci dzień nie chcę widzieć trupów na ulicach."

Odwet wcale nie ustał wraz z zakończeniem wojny. Partyzanci wyraźnie nie wierzyli we włoski wymiar sprawiedliwości w którym, mimo obalenia faszyzmu, nadal wysokie funkcje sprawowali funkcjonariusze obalonego reżimu. Powszechne były sytuacje, kiedy po skazaniu faszystowskich zbrodniarzy ich wyroki były anulowane przez włoski sąd najwyższy - Sąd Kasacyjny.

Nic dziwnego, że bojownicy w dalszym ciągu brali sprawy we własne ręce. Posunęli się nawet do tego, że wdarli się do więzienia w Schio w prowincji Vicenza i zamordowali tam 55 aresztantów. Jak stwierdził po wielu latach uczestnik tej akcji: "dla mnie to, że zostali zabici, było aktem sprawiedliwości."

Skala odwetu

Nigdy chyba nie dowiemy się, ilu faszystów i kolaborantów bądź osób podejrzanych o kolaborację zabito w czasie opisanych czystek. Liczbę ofiar określa się w przybliżeniu na 12 do 20 tys. Amerykański historyk Frank Joseph pisze nawet o 300 tys. zamordowanych, co wydaje się jednak mocno przesadzone. Pewne jest jedno: w żadnym innym kraju europejskim nie było odwetu na taką skalę. Jak to wyliczył Keith Lowe:

"Na każdych 100 tysięcy ludzi w danym kraju w Holandii zabito tylko jednego podejrzanego o kolaborację, w Belgii więcej niż trzech, we Francji ponad dwudziestu dwóch, a we Włoszech od dwudziestu sześciu do czterdziestu czterech."

Warto przytoczyć też inne dane, które mogą usprawiedliwiać niektóre działania włoskich partyzantów. Do 1946 r. włoskie sądy prowadziły postępowania wobec 394 tys. pracowników administracji państwowej. Z tej liczby zdymisjonowanych zostało 1580 osób, z których większa część i tak wróciła na zajmowane wcześniej stanowiska.

Z kolei na 50 tys. aresztowanych faszystów wyroki więzienia otrzymała tylko niewielka ich część. Co więcej, wkrótce ogłoszono amnestię dla skazanych na mniej niż pięć lat odsiadki i wypuszczono ich na wolność. Trudno więc uznać, że włoski romans z faszyzmem został sprawiedliwie osądzony.

Zainteresował cię ten artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o tym, ile Francuzek i Niemek zgwałcili amerykańscy żołnierze.

Dariusz Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Od 2014 roku stały publicysta "Ciekawostek historycznych.pl". Wielbiciel zlotów militarnych, zespołu Dżem i talentu aktorskiego Clinta Eastwooda. Autor książki "Czerwona Zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski".



Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy