Operacja Kijowska. Samoloty przeciw okrętom

Breguet 14A2 z 39. Eskadry Breguetów (16. eskadry wywiadowczej) w Kijowie, 1920 /Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Rozlewiska Dniepru mogły sięgać nawet 10 kilometrów szerokości. W 1920 roku bolszewicy rzeką przerzucali dziesiątki tysięcy żołnierzy i towarów. Aby sparaliżować ruch konwojów, Polacy wysłali do boju lotnictwo.

Podstawowym celem militarnym, zaplanowanej przez płk. Juliana Stachiewicza, rtm. Stanisława księcia Radziwiłła oraz rtm. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego wyprawy kijowskiej, było rozbicie szykującej się do rozprawy z Polską Armii Czerwonej na froncie południowym. Uderzenie ruszyło 25 kwietnia 1920 roku. Wkrótce okazało się, że zdemoralizowana i osłabiona Armia Czerwona nie stanowi żadnej przeszkody w marszu na wschód. W ciągu kilku dni zajęto: Czarnobyl, gdzie Marynarka Wojenna stoczyła zwycięską bitwę z okrętami wroga, Żytomierz, Berdyczów, ważny węzeł kolejowy Koziatyń i Winnicę.

Reklama

Płk. dypl. Jan Karcz pisał w "Zarysie historji wojennej 1-go Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego" (zachowano oryginalną pisownię):

"7 maja o godzinie 6, porucznik Olszewski wyruszył z podjazdem na Kijów i od strony Złotej Bramy przybył na Kreszczatik, witany owacyjnie. Był to pierwszy oddział, który wkroczył do Kijowa. Koło 9 zajął dworzec towarowy i osobowy.

Nieco później od strony Kureniowki wkroczył szwadron jazdy tatarskiej z rotmistrzem Podhorskim.

Wślad za porucznikiem Olszewskim wkroczył koło godziny 10 dywizjon porucznika Głogowskiego i obsadził mosty na prawym brzegu Dniepra. Nieprzyjaciel bronił dostępu na most ogniem karabinów maszynowych i artylerji. Koło 10.15 przybyła reszta pułku do Kijowa, wśród morza głów ludzkich, kwiatów i owacyjnych okrzyków ludności. Całowano buty i strzemiona szwoleżerskie, a rotmistrzowi Głogowskiemu wręczono klucze od miasta na ratuszu."

Tuż za kawalerzystami i podhalańczykami do Kijowa wkroczyli marynarze por. mar. Przysieckiego, którzy natychmiast ruszyli w kierunku opuszczonego portu, z którego do Jekatierinosławia próbowały uciec radzieckie transportowce. Na szczęście cały czas pilnowało je polskie lotnictwo.

Samoloty nad frontem

W rejonie Kijowa Polacy dysponowali eskadrami 2. i 5. Dywizjonu. To one miały sparaliżować sowiecką żeglugę na Dnieprze. Polacy starali się jak mogli, aby utrudnić przeciwnikowi poruszanie się po środkowym Dnieprze. Jako pierwsze, od 3 maja samoloty 3. Eskadry Wywiadowczej 5. Dywizjonu zaczęły zwalczać sowiecką żeglugę na południe od Kijowa.

Tylko 7 maja 3. Eskadra Wywiadowcza startując z lądowiska koło wsi Stawiszcze przeprowadziła 9 lotów bojowych, w czasie których zrzuciły 400 kg bomb, nie uzyskując jednak trafień na jednostkach przeciwnika.

10 maja, kpt. pil. Crawford, amerykański ochotnik służący w 7. Eskadrze Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki, podczas lotu na rozpoznanie pod Czerkasami natrafił na 7 statków. W rezultacie kilkakrotnych ataków jeden z nich zapalił. Ofiarą ataku Amerykanina musiał prawdopodobnie paść jeden ze statków transportowych przydzielonych do dowództwa Frontu Południowo-Zachodniego.

Kontrofensywa

14 maja w radzieckich sztabach zaczęto opracowywać plan kontrofensywy na tym odcinku frontu, której wstępne założenia opracowali szef Zarządu Operacyjnego Sztabu Polowego Armii Czerwonej, Borys Szaposznikow i szef sztabu Frontu Południowo-Zachodniego, Nikołaj Pietin. W skutek tych prac została wydana 19 maja dyrektywa dowódcy Frontu Południowo-Zachodniego, Aleksandra Jegorowa, nakazująca 14. Armii i 1. Armii Konnej przygotowanie oddziałów do rozpoczęcia kontrofensywy. Podzielono wówczas oddziały radzieckie na Ukrainie na trzy grupy:

Pierwsza, znana jako Grupa Jakira w składzie: 44. i 45. Dywizja Strzelców i Oddział Południowy Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej miała działać na kierunku Chwastowa. Druga, która miała przeprowadzić główne natarcie na polskie pozycje wokół Kijowa składała się z 21., 41. i 60. Dywizji Strzelców. Ostatnia, złożona z 63. Brygady 21. Dywizji Strzelców, 60. Brygady 21. Dywizji Strzelców, 21. Brygady 7. Dywizji Strzelców i 8. Dywizji Czerwonego Kozactwa, miała działać na kierunku Żmierynki.

Bardzo ważną rolę wyznaczono okrętom Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej - miały one przerzucić na prawy brzeg Dniepru desant i wesprzeć ofensywę ogniem dział. Załogi okrętów rozpoczęły gorączkowe przygotowania do operacji. W stoczniach Jekatierinosławia przyspieszono prace na kanonierkach i trałowcach. Kolejna wielka bitwa nadciągała.

Obrona

Józef Piłsudski w rozkazie z 25 maja postawił przed wojskami Śmigłego-Rydza zadanie obrony zajmowanych pozycji za wszelką cenę. Otrzymując ten rozkaz 27 maja generał miał już przygotowany plan działania, jednak wobec nowych wytycznych musiał dokonać zmian w dotychczasowych koncepcjach prowadzenia operacji. Wynikało to m.in. z przydzielenia 3. Armii 7. Dywizji Piechoty.

Śmigły-Rydz osobiście chciał omówić plan działań z dowódcami podległych jednostek, dlatego niezwłocznie wyjechał do Chwastowa, gdzie mieściło się stanowisko dowodzenia płk. Karola Szuberta. Tam też znalazł się sztab Dywizji Jazdy z gen. ppor. Aleksandrem Karnickim na czele. Podczas, gdy omawiano  zasady współpracy jazdy i piechoty, do Śmigłego dotarły wiadomości o rozpoczęciu przez bolszewików kontrofensywy.

W następnych dniach lotnictwo rozpoczęło szeroko zakrojoną ofensywę przeciw radzieckim konwojom.

Samolot kontra okręt

Polskie lotnictwo pierwszy raz spotkało się z radzieckimi okrętami już rok wcześniej, na Prypeci.

CZYTAJ WIĘCEJ: Polskie lotnictwo na Polesiu. Pierwsze starcie

Później atakowały okręty Zachodnio-Dwińskiej Flotylli Wojennej na Dźwinie, jednostki na Berezynie i Soży, pod Homlem. Podczas wszystkich tych operacji nie udało się im zatopić żadnego okrętu przeciwnika. Tym razem jednak operacje miały być dużo bardziej intensywne. Na front przybyły nowe jednostki.

26 maja do 3. Eskadry Wywiadowczej, dołączyły załogi 16. Eskadra Wywiadowcza. Tym samym 5. Dywizjon Lotniczy znalazł się w całości w Kijowie. Został on utworzony w zimie 1919 roku z eskadr przybyłych z Francji jako  V Grupa Lotnicza. W kwietniu 1920 roku grupa przemianowana została na V Dywizjon Lotniczy, a eskadry otrzymały nazwy: 3., 16. i 17. Eskadra Wywiadowcza.

28 maja lotnicy zostali zaalarmowani, że Armia Czerwona ruszyła do ataku na prawym brzegu Dniepru. Mechanicy podwiesili na dwóch wyrzutnikach Michelin cztery bomby ważące po 11,5 kg. Kolejne obserwatorzy musieli włożyć do swojej kabiny. Breguety XIV w wersji rozpoznawczej A2 nie miały zbyt wielkiego udźwigu. Jednak po zdemontowaniu aparatu fotograficznego do tylnej kabiny można było zabrać dodatkowy ładunek, który obserwator wyrzucał ręcznie. Tak uzbrojone obie eskadry ruszyły do boju.

Ciężko obładowane niezdarnie toczyły się po trawiastym polu wzlotów. Po kolei nabierały prędkości, kołysząc się po nierównościach. Wznosiły się z wyciem silników i szerokim łukiem odchodziły na południowy-wschód.

Pod samolotami ciągnęła się srebrzysta wstęga Dniepru, poznaczona bliznami wysepek. Jego brzegi to pojawiały się, to niknęły w gęstych zaroślach. Po półgodzinnym locie załogi zauważyły zespół okrętów przechodzący pomiędzy dnieprzańskimi wyspami. Samoloty zachwiały się, załogi obserwowały z uwagą cele. Prowadzący zamachał skrzydłami i obie eskadry ruszyły do ataku. Pomiędzy polskimi Breguetami pojawiły się chmurki wybuchów. Chwilę później pofrunęły w ich stronę paciorki świecących pocisków karabinowych. Na nic jednak to się zdało. Ku radzieckim okrętom poszybowały szaro-zielone cygara.

W pierwszym ataku został trafiony "Grozowoj". Na rufie kanonierki buchnął do wysokości masztów słup dymu u ognia. W powietrze wyfrunęły deski poszycia, wyposażenie marynarskich kajut i ubogi dobytek wojenmorów. Bomba eksplodowała dokładnie w rufowym kubryku, demolując go całkowicie. Pozostałe okręty miały więcej szczęścia. Bliskie wybuchy jedynie je obramowały, zalewając pokłady wodą.

Bolszewicy mieli szczęście, że pod skrzydłami Breguetów były podwieszone lekkie, 11-kilogramowe bomby. Musiałyby one trafić w czułe miejsce, aby zagrozić dużym, ponad piędziesięciometrowym okrętom. Co innego niewielkie dozorowce. One nie były tak solidne.

W kolejnym nalocie załogi 3. EW skoncentrowały się na zamykających szyk i ciągnących na holu berlinki z działami polowymi, "Minie" i "Kerczecie". Sunęły one powoli nie mogąc manewrować. Stanowiły, zdawałoby się, łatwy cel. Bombowce, po szerokim nawrocie, ponownie wyszły na kurs bojowy, próbując ustawić się wzdłuż osi wzdłużnej okrętów. Obserwatorzy przygotowali się do kolejnego ataku.

Po zrzuceniu bomb zawieszonych pod skrzydłami, to oni musieli zabrać się do pracy. Po kolei wychylali się poza kadłub samolotu i ciskali bombami w sunące poniżej okręty. Nie było to łatwe zadanie. Bomby padały dość daleko od celów, nie czyniąc im żadnej szkody. Kiedy już wydawało się, że Sowieci umkną, nagle na jednym z patrolowców wykwitł pióropusz ognia i dymu. Celnym rzutem mógł pochwalić się mechanik ostatniego z atakujących samolotów 3. Eskadry, szer. Bogdanowicz. Niewielka jednostka okryła się gęstym dymem, który jeszcze długo był widoczny z pokładów samolotów.

Po powrocie do Kijowa załogi zameldowały uszkodzenie dwóch okrętów i zatopienie jednego, które przyznano wspomnianemu mechanikowi. Jaki był los trafionego okrętu, i który z dozorowców został trafiony nie sposób ustalić z całą pewnością.

Pokiereszowany zespół Oddziału Południowego powrócił rano 29 maja do Kaniowa. Po nieudanym desancie i zatrzymaniu działającej na kierunku Kaharłyka Brygady Moskiewskiej 44. DS, radzieckie operacje zaczepne w tym rejonie zostały na kilka dni zatrzymane. Była to jednak cisza przed burzą.

Kolejne starcia

29 maja polski nasłuch przechwycił depeszę, z której dowiedziano się o planowanym natarciu na Trypole, w którym miała wziąć udział bolszewicka flotylla. Depesza została wysłana szyfrem znanym już polskiemu wywiadowi. Było to celowe działanie sowietów. Mieli oni zamiar wciągnąć polskie okręty w pułapkę.

Okręty podeszły zgodnie z planem pod Trypole, jednak polskie jednostki się tam nie pojawiły. Pojawiło się za to polskie lotnictwo. Czekające pod Trypolem bolszewickie statki uzbrojone odeszły w dół rzeki tuż po zmierzchu nie doczekawszy się przeciwnika. Zostały one odnalezione następnego dnia przez pchor. pil. Ciechońskiego z 16. Eskadry Wywiadowczej w rejonie Kaniowa. Pilot wykonał jeden nalot na zgrupowanie okrętów, jednak nie uzyskał żadnego trafienia. Obawiając się kolejnych ataków, bolszewicy wycofali się w dół rzeki.

30 maja samoloty 5. Dywizjonu zaatakowały w rejonie Rżyszczewa statki transportowe płynące w eskorcie statków uzbrojonych, meldując uszkodzenie jednego z nich.

Na północy

Bolszewicy nie próżnowali także na północ od Kijowa. Z Soży na Dniepr próbowały się przerwać okręty wojenmora Smirnowa. Radzieckie okręty regularnie sprawdzały czujność polskich straży u ujścia rzeki. Starając się zaradzić tym wypadom z lotniska Kozienki pod Mozyrzem przerzucono do Rzeczycy 10. Eskadrę Wywiadowczą, której samoloty rozpoczęły operacje przeciwko radzieckim liniom komunikacyjnym. Początkowo przeważnie przeciw transportom kolejowym, a po 25 maja, po przeniesieniu na lądowisko w pobliżu wsi Pereświet-Słoboda, przede wszystkim przeciw okrętom operującym na Soży i bazie w Homlu.

W operacjach tych uczestniczyli m.in. por. pil. Stanisław Rymkiewicz, który 20 maja uszkodził bolszewicki balon obserwacyjny umiejscowiony na lewym brzegu Dniepru. Kolejny balon uszkodził por. pil. Jan Wyrzykowski na trasie pomiędzy Rzeczycą a Homlem. Na loty rozpoznawcze i bombowe latali również  por. pil. Giedgowd, ppor. pil. Bem, sierż. pil.Gajewski.

Tuż przed 20 maja loty w rejon Soży zaczęli odbywać piloci 13. Eskadry Myśliwskiej, którzy mieli "wyczyścić" niebo z nieprzyjacielskich samolotów osłaniających okręty i latających na rozpoznanie Łojowa.

Podczas lotów na wymiatanie por. pil. Edmund Norwid-Kudło zestrzelił Nieuporta z dywizjonu flotylli rzecznej, a dwa dni plut. pil. Patalas prawdopodobnie uszkodził kolejnego. W dniach od 20 do 30 maja lotnictwo przydzielone do Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej i lotnictwo armijne podczas lotów na rozpoznanie Łojowa straciło 4 samoloty. Nie powstrzymało to jednak Smirnowa przed rozpoczęciem działań. Udało mu się przerzucić całą flotyllę na Dniepr, co przyspieszyło radziecką ofensywę.

Od 3 czerwca naloty na okręty Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej rozpoczęły samoloty 3. i 16. Eskadry Wywiadowczej oraz 7. Eskadry Myśliwskiej. Niestety eskadry Breguetów dysponowały wówczas tylko sześcioma samolotami: cztery znajdowały się na stanie 3. EW, a dwa sprawne w 16. EW.

Jednak już to wystarczyło, aby zaniepokoić Smirnowa, bowiem, jak pisał we wspomnieniach: "Tym nalotom flotylla mogła przeciwstawić jedynie jedno 37 mm i 47 mm działo przeciwlotnicze 'Trała' i 'Zapała' i karabiny maszynowe. (...) Polscy lotnicy dochodzili do takiej zuchwałości, że schodzili na 200 - 300 metrów. Ale ataki ich były mało skuteczne. We flotylli zostało ranionych 6 ludzi (...). Pośród oddziałów armijnych nie więcej niż 60 ludzi zostało rannych, 10 zabitych i 6 lub 10 koni.

Polskie lotnictwo nie próżnowało choć nie uzyskano żadnego bezpośredniego trafienia, to jednak zmusiło bolszewików do ściągnięcia w rejon przeprawy własnego lotnictwa. Mimo ciągłej obecności w powietrzu radzieckich myśliwców załogi 5. Dywizjonu Lotniczego wykonały w ciągu 3 dni 23 loty bojowe, zrzucając na nieprzyjacielskie okręty 1500 kg bomb.

Jak pisze historyk wojskowości, Krzysztof Tarkowski: "Łącznie podczas działań na Ukrainie od 1 maja do 6 czerwca 1920 r. załogi 5 dywizjonu wykonały ponad 100 lotów bojowych (w tym w maju 82 loty) i zrzuciły na pozycje sowieckie ponad 3500 kg bomb. Straty wyniosły dwóch poległych i trzech rannych lotników oraz 15 samolotów zniszczonych lub poważnie uszkodzonych."

Po 6 czerwca rozpoczął się żmudny odwrót, zatrzymany dopiero nad Wisłą. Lotnictwo wróciło do ataków na oddziały lądowe Armii Czerwonej. Nad Dnieprem jednak wykonało swoje zadanie z nawiązką.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy