Oddziały specjalne AK. Okupacyjni wymiatacze

Ich zadaniem było „sprzątanie” Warszawy z hitlerowskich agentów i konfidentów. Wywiązywali się z niego z ogromną skutecznością.

Obok słynnych oddziałów "Zośka" i "Parasol" na przełomie lutego i marca 1944 roku powstał trzeci batalion, podległy Kierownictwu Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, "Miotła". Zadaniem nowej formacji, oprócz prowadzenia działalności dywersyjnej i sabotażowej przeciwko Niemcom, było likwidowanie zdrajców i konfidentów. Nazwa batalionu wzięła się właśnie od "wymiatania" z Warszawy hitlerowskich agentów.

W imieniu Polski Podziemnej

Dowódcą "Miotły" został major Franciszek Mazurkiewicz "Niebora", a w jej skład wszedł istniejący od końca 1939 roku oddział "Anatol", nazwany tak od pseudonimu pierwszego jego dowódcy podporucznika Seweryna Skowrońskiego. Do batalionu dołączono też pluton "Niedźwiedzie" z Konfederacji Narodu oraz pluton z Powstańczych Oddziałów Specjalnych "Jerzyki".

Reklama

Pododdziały późniejszej "Miotły" od początku okupacji prowadziły walkę z Niemcami. Ich członkowie kolportowali prasę konspiracyjną, gromadzili i zdobywali broń, wysadzali niemieckie transporty wojskowe. Nasilenie akcji nastąpiło po wybuchu w 1941 roku wojny niemiecko-sowieckiej.

Jedną z najsłynniejszych akcji dywersyjnych "miotlarzy" było wysadzenie w nocy z 6 na 7 kwietnia 1944 roku pod Jaktorowem pociągu wojskowego wiozącego zaopatrzenie dla armii niemieckiej na wschodzie. Akcją, w której wzięli udział żołnierze z grupy Kazimierza Jackowskiego "Hawelana" i Henryka Gawlikowskiego "Sarmaka", dowodził porucznik Witold Przyborowski "Kulesza". Polegała na założeniu min na torach i odpaleniu ładunku w momencie przejazdu pociągu.

Jedną z grup ubezpieczających akcję dowodził sierż. pchor. Jan Romańczyk "Łata". Po latach wspominał ją tak ( zapis z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego): "Słychać ciężki odgłos zbliżającego się pociągu. Błysnęła czerwona latarka obserwatora. Kapral »Hawelan« zawołał: »Ognia!«. Przywarci do ziemi członkowie grupy zobaczyli silny błysk i usłyszeli przeciągły odgłos detonacji. Po chwili parowóz skręcił, rozległ się zgrzyt i łoskot spiętrzających się wagonów. Kompletnemu zniszczeniu uległ wagon z 25 konwojentami oraz trzy wagony z amunicją (...).". Akcja zakończyła się sukcesem, a oddziałowi udało się wycofać bez strat do Warszawy.

Żołnierze batalionu prowadzili też akcje sabotażu na kolei i w zakładach przemysłowych pracujących na potrzeby Niemców. Pasy transmisyjne w fabrykach smarowali ługiem potasowym, by się kruszyły, w zakładach w Ursusie uszkodzili tokarnie służące do obróbki tłoków silników lotniczych, a w Państwowych Zakładach Optycznych dolewali niszczące substancje do surowców mających konserwować przyrządy optyczne w okrętach podwodnych.

Głównym zadaniem, do jakiego został powołany batalion "Miotła", było jednak wykonywanie wyroków wydanych przez podziemne wojskowe sądy specjalne na zbrodniarzach niemieckich, zdrajcach i osobach współpracujących z Gestapo. Do czasu wybuchu Powstania Warszawskiego batalion wykonał kilkadziesiąt takich wyroków.

Zlikwidowano między innymi strażnika kolei, słynącego z zabijania przypadkowych przechodniów, oraz kilku Niemców, którzy znęcali się nad pracownikami zakładów w Pruszkowie. Członkowie "Anatola" wykonali też wyrok na Sabinie Bykowskiej, konfidentce zatrudnionej w kobiecym oddziale więzienia na Pawiaku, zwanym "Serbią". Kobieta była prawą rękę gestapowca Ernsta Weffelsa, kierownika zmiany na tym oddziale, znanego z sadyzmu i okrutnego traktowania więźniów.

Żołnierze "Miotły" 22 marca 1944 roku zlikwidowali również współpracującą z Gestapo Jadwigę Galewską, żonę znanego przedwojennego aktora Kazimierza Junoszy-Stępowskiego. Kobieta była konfidentką. Wyłudzała pieniądze od rodzin aresztowanych w zamian za obietnice załatwienia ich zwolnienia. 5 lipca 1943 roku oddział egzekucyjny polskiego podziemia pierwszy raz podjął próbę likwidacji zdrajczyni. Wtedy jednak aktor zasłonił żonę swoim ciałem i sam został śmiertelnie ranny.

Inną akcję opisał sierż. pchor. Romańczyk, który od 21 maja 1944 roku brał udział w rozpracowywaniu groźnego agenta Gestapo Zbigniewa Kotarskiego. Tydzień później do akcji przystąpił ośmioosobowy oddział z Kazimierzem Jackowskim "Hawelanem" na czele, który udał gestapowca i po niemiecku zapytał Kotarskiego, dlaczego nie wykonał tego, co mu polecił szef. "Ten zaczął się po niemiecku tłumaczyć. »Hawelan« już po polsku przerwał mu i poprowadził go do biurka. Znaleziono i zabrano jego legitymację i wiele materiałów przygotowanych dla Gestapo, a także zdjęcia w mundurze niemieckim. »Hawelan« zaprowadził go do łazienki, kazał schylić się nad wannę i tu nastąpiła egzekucja" - wspominał sierż. pchor. Romańczyk w wywiadzie dla Muzeum Powstania Warszawskiego.

Desant kanałami

Dwa miesiące później baon "Miotła" przygotowywał się do Powstania Warszawskiego. Oddział liczący około 300-350 żołnierzy (w tym 20-30 sanitariuszek i łączniczek) wszedł w skład Zgrupowania "Radosław" dowodzonego przez podpułkownika Jana Mazurkiewicza, brata "Niebory". "Miotlarze" walczyli na Woli, Powązkach i Stawkach. W pierwszych dniach walk żołnierze wsławili się opanowaniem budynku Polskiego Monopolu Tytoniowego. Brali też udział w ataku na Szkołę Świętej Zofii i zdobyciu dwóch niemieckich czołgów, które zostały przekazane do plutonu pancernego baonu "Zośka".

11 sierpnia żołnierze przebijali się z Woli. Dzięki skutecznemu kontruderzeniu utrzymano łączność ze Starym Miastem, ale w walkach oddział poniósł ogromne straty. Poległ między innymi jego dowódca major Mazurkiewicz i kilkudziesięciu członków "Zośki". Większość pozostałych żołnierzy weszła w skład batalionów "Czata 49" oraz "Igor" Zgrupowania "Radosław". W ich szeregach walczyli na Muranowie i Starym Mieście, gdzie od 22 do 25 sierpnia toczyły się ciężkie walki o kościół Świętego Jana Bożego.

"Było to niezwykle trudne zadanie, żeby utrzymać tę placówkę, Niemcy nas atakowali ze wszystkich stron" - tłumaczyła na nagraniu dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Historii Polski sanitariuszka Miotły Halina Jędrzejewska "Sławka".

Nocą z 30 na 31 sierpnia żołnierze mieli wykonać desant kanałowy z placu Krasińskich na plac Bankowy, żeby otworzyć drogę dla oddziałów ze Starego Miasta do Śródmieścia, przede wszystkim do przeniesienia rannych i przejścia oddziałów. "Naszym zadaniem miało być obsadzenie wylotów ulic prowadzących na plac Bankowy, umożliwienie natarcia żołnierzy ze Starego Miasta i spotkanie się z żołnierzami Śródmieścia, które równolegle miało podjąć natarcie od strony placu Grzybowskiego" -  opowiadał dla MPW plut. pchor. Edmund Baranowski "Jur" z plutonu Jerzyki.

Okazało się, że plac Bankowy jest zajęty przez Niemców. Wtedy zdecydowano, aby iść do Śródmieścia. "Wędrówka w kanale była dramatycznie trudna. Ta krótka droga, którą spacerkiem z dziewczyną można przejść w ciągu dwudziestu minut z placu Krasińskich do ulicy Wareckiej, trwała w sumie ponad sześć godzin. A po wyjściu... zaskoczenie. Szyby w oknach są. Dziewczęta niektóre podmalowane, chłopcy w butach z cholewami, wyczyszczonych. Inny świat" - relacjonował plut. pchor. Baranowski.

W Śródmieściu z trzech plutonów "Miotły" - "Jerzyków", "Niedźwiedzi" i "Torpedy" - utworzono kompanię pod dowództwem podporucznika Michała Panasika "Szczęsnego". Batalion walczył też w szeregach Zgrupowania "Radosław" na terenie Czerniakowa.

Kiedy tam dotarli 4 września, była to spokojna dzielnica. Kilka dni później rozpoczęły się ciężkie walki i przyczółek ścieśniał się coraz bardziej. "Na Czerniakowie było okropnie, tak nas Niemcy bombardowali. Nieraz tak nisko latały samoloty, że widziało się sylwetkę pilota przez osłonę kabiny" - opowiadała dla MPW starszy strzelec Barbara Rasz Miłecka "Nina", łączniczka i sanitariuszka plutonu "Sarmak".

Tradycje komandosów

W czasie 63 dni walk w Warszawie zabitych zostało ponad 60% żołnierzy batalionu. Za wybitne męstwo w powstaniu 33 zostało odznaczonych najwyższym bojowym odznaczeniem - Krzyżem Virtuti Militari. Dziś powstańców z "Miotły" upamiętnia kamień na rogu ulic Stawki i Dzikiej. "Tędy wiódł szlak między Wolą i Starym Miastem, przebity przez żołnierzy batalionu AK »Miotła« Zgrupowania »Radosław«. W zaciętych walkach 11 i 12 sierpnia poległo 25 żołnierzy wraz z dowódcą batalionu mjr. Franciszkiem Mazurkiewiczem »Nieborą«. Ci, którzy przeżyli, walczyli dalej, zaświadczając przelaną krwią swą wolę walki o niepodległość Polski" - głosi napis na pomniku.

Po kapitulacji powstania część żołnierzy "Miotły" ukryła się przed Niemcami i nie poszła do niewoli. Prowadzono dalej działalność konspiracyjną w podwarszawskich miejscowościach. "Miotlarze" wsławili się między innymi rozminowaniem 14 stycznia 1945 roku wiaduktu z Ursusa do Gołąbek i hal fabrycznych Państwowych Zakładów Inżynierii "Ursus", co uratowało te obiekty przed całkowitym zniszczeniem. Żołnierze dostali się na teren fabryki i przecięli przewody między gniazdami ładunków wybuchowych oraz kable do ich odpalania. Inna grupa batalionu, pod dowództwem kapitana Tadeusza Janickiego "Czarnego", stanowiła w tym czasie jeden z oddziałów ochrony Komendy Głównej Armii Krajowej w Częstochowie.

Po wojnie "miotlarze" byli prześladowani przez komunistyczne władze. Dziś tradycje bojowe ich batalionu dziedziczy jeden z oddziałów elitarnej Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca.Przejął je w lutym 2014 roku za zgodą Środowiska Byłych Żołnierzy Batalionu "Miotła". Dwie inne grupy tej jednostki kontynuują już tradycje baonów "Zośka" i "Parasol".

- Zadania naszej jednostki i batalionu "Miotła" są podobne, a nasi żołnierze identyfikują się z wartościami oddziałów Armii Krajowej - tłumaczy dowódca JWK z Lublińca, pułkownik Wiesław Kukuła.

Anna Dąbrowska

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: Powstanie Warszawskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy