"Morze było czerwone od krwi"

W listopadzie 1942 roku koło Guadalcanalu miało miejsce pierwsze z dwóch starć amerykańskich i japońskich pancerników podczas wojny na Pacyfiku.


Bitwa o kontrolę nad wyspą Guadalcanal trwała od sierpnia 1942 do lutego 1943 roku. W tym czasie na okalających ją wodach walczyły ze zmiennym szczęściem floty USA i Japonii. W listopadzie 1942 roku pierwszy raz w historii konfliktu na Pacyfiku spotkały się ich najpotężniej uzbrojone okręty - pancerniki.

Niezatapialny lotniskowiec

7 sierpnia 1942 roku amerykańskie dowództwo zaskoczyło Japończyków, wysadzając desant na Guadalcanalu, należącym do archipelagu Wysp Salomona. Znaczenie strategiczne wyspy było tak wielkie, że kontradmirał Richmond K. Turner po raz pierwszy użył w odniesieniu do niej określenia "niezatapialny lotniskowiec".

Reklama

Japońscy sztabowcy zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jakim była obecność marines na Guadalcanalu, i próbowali go odzyskać. Niemniej jednak bardzo długo błędnie oceniali wielkość sił USA i przerzucali na wyspę niezbyt liczne oddziały. Dlatego kolejne szturmy Japończyków na kontrolowany przez 1 Dywizję Piechoty Morskiej rejon lotniska Henderson Field kończyły się masakrami atakujących. Równolegle z działaniami lądowymi prowadzili naloty i ostrzał z ciężkich okrętów.

Jesienią 1942 roku do japońskich dowódców dotarło wreszcie, że oddziały amerykańskie na Guadalcanalu są o wiele liczniejsze niż zakładali. I tym razem postanowili wysłać tam większe siły. Jednak generałowie Kraju Kwitnącej Wiśni nadal nie byli świadomi, że przeciwnik ma tam znacznie ponad 20 tysięcy żołnierzy. Dlatego przekonani o wielkiej bitności swych ludzi Japończycy uważali, że wystarczy jedna dywizja, by przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę.

Głównodowodzący flotą japońską admirał Isoroku Yamamoto planował wysadzić w nocy z 14 na 15 listopada 1942 roku desant w rejonie Przylądka Tassafaronga. W poprzedzające ten zamiar noce Henderson Field miało być bombardowane przez japońskie okręty. Z misją tą Japończycy postanowili wysłać dwa pancerniki typu Kongo, "Hiei" i "Kirishimę". W zespole wiceadmirała Hiroakiego Abego znalazły się jeszcze lekki krążownik "Nagara" i 14 niszczycieli. Osłonę miały im zapewnić dwa lotniskowce: "Hiyo" i "Junyo", w których eskorcie były dwa następne pancerniki - "Kongo" i "Haruna".

Amerykanie mieli świadomość, że Japończycy nie zrezygnują z prób wyrzucenia ich z Guadalcanalu i starali się utrzymywać grupy okrętów tak silne, jak tylko byli w stanie. Na kilka dni przed ich kolejnym uderzeniem przybył tam zespół kontradmirała Daniela J. Callaghana, pod którego komendą było pięć krążowników - ciężkie "San Francisco" (okręt flagowy) i "Portland", lekkie "Atlanta", "Helena" i "Juneau" oraz osiem niszczycieli.

Japończycy nie wiedzieli, że w rejon wyspy wyruszyły też nowoczesne i potężnie uzbrojone amerykańskie pancerniki "South Dakota" i "Washington", każdy z dziewięcioma działami kalibru 406 milimetrów; "Hiei" i "Kirishima" miały po osiem dział kalibru 356 milimetrów.

Krwawe noce

W nocy z 12 na 13 listopada 1942 roku japoński zespół, który zmierzał w kierunku lotniska Henderson Field, natknął się w kanale między Guadalcanalem a wyspą Savo na okręty kontradmirała Callaghana. Amerykańskie jednostki były wprawdzie wyposażone w radary, ale część z nich nie działała poprawnie, do tego szwankowała też łączność, co spowodowało, że wróg zbliżył się na odległość zaledwie kilku kilometrów.

Jako pierwsze walkę z Japończykami rozpoczęły krążownik "Atlanta" i cztery niszczyciele. Te ostatnie próbowały storpedować "Hiei", ale im się to nie udało. Szybko z walki został wyeliminowany amerykański krążownik. Na pokładzie "Atlanty" zginął kontradmirał Norman Scott.

W świetle eksplozji Callaghan dostrzegł wrogie pancerniki i wydał rozkaz, który przeszedł do historii: "Chcemy wielkich sztuk. Dawajcie najpierw wielkie sztuki". Rozpoczęła się wymiana ognia między "San Francisco" i "Hiei", które dzieliło zaledwie około dwóch kilometrów. Mała odległość zwielokrotniała szanse krążownika, gdyż jego 203-milimetrowe działa były o wiele groźniejsze dla pancernika niż w pojedynku z większego dystansu. Z drugiej strony czyniła go łatwym celem.

Pociski "Hiei" zabiły już na początku starcia dowódcę krążownika i kontradmirała Callaghana oraz kilku starszych oficerów. Dlatego dowodzenie musiał przejąć dopiero siódmy w kolejności komandor podporucznik Bruce McCandlless. Tymczasem "Hiei" zaczął być ostrzeliwany przez "Portland". Jednak amerykański krążownik też został trafiony.

Światło poranka 13 listopada ukazało rozmiar zniszczeń. Uszkodzenia na "Atlancie" były tak ogromne, że Amerykanie musieli zatopić ten okręt. Bardzo mocno pokiereszowane zostały oba ich ciężkie krążowniki. "Portland" miał niesprawny mechanizm sterowy. US Navy straciła też w nocnej bitwie cztery niszczyciele. I to nie był jeszcze koniec.

Przed południem 13 listopada 1942 roku japoński okręt podwodny posłał na dno krążownik "Juneau", na którym zginęła niemal cała załoga (ocalało tylko dziesięciu marynarzy). Wśród około 700 zabitych było pięciu braci Sullivanów. Po tej tragedii w amerykańskiej marynarce wojennej postanowiono rozdzielać członków najbliższej rodziny między różne okręty.

Japończycy pozostawili na polu bitwy dwa niszczyciele. Ogromne uszkodzenia były na pancerniku "Hiei", który podobnie jak "Portland" utracił sterowność. Los okrętu dopełnił się w dzień po nocnej bitwie. Najpierw pancernik trafiły dwie torpedy zrzucone przez samoloty Avenger, a potem bomba z latającej fortecy B-17. Wieczorem 13 listopada japońskie niszczyciele zdjęły z "Hiei" żyjących członków załogi, a sam okręt poszedł na dno na północny zachód od wyspy Savo.

Amerykanie nie mieli czasu na wytchnienie, gdyż rozpoznanie doniosło, że wróg ma zamiar ponowić atak na lotnisko na Guadalcanal. W jego rejon zmierzał z ciężkimi krążownikami "Atago" i "Takao" dowódca 2 Floty wiceadmirał Nobutake Kondō. Podporządkowano mu jednostki zespołu Abego, które przetrwały nocną bitwę. Wcześniej pojawił u wybrzeży wyspy wiceadmirał Gunichi Mikawa z 8 Floty, który miał do dyspozycji cztery krążowniki ciężkie, dwa lekkie i sześć niszczycieli. Misję ostrzelania lotniska powierzył on trzem ciężkim krążownikom, którymi dowodził kontradmirał Nishimura.

Te, w nocy z 13 na 14 listopada 1942 roku, wystrzeliły w kierunku Henderson Field blisko 1400 203-milimetrowych pocisków. Japończycy zniszczyli lub uszkodzili 50 amerykańskich samolotów, ale nie udało im się sparaliżować lotniska. Do tego wycofujący się zespół Mikawy dopadło lotnictwo wroga i utracił on jeden ciężki krążownik "Kinugasa", a drugi został uszkodzony.

Kolejny cios amerykańscy lotnicy zadali konwojowi wiozącemu na Guadalcanal japońską piechotę. W kierunku wyspy szło 11 transportowców eskortowanych przez 12 niszczycieli kontradmirała Raiza Tanaki. Nim 14 listopada zaszło słońce, Amerykanie posłali na dno siedem z nich. Co prawda eskorcie udało się uratować większość członków załóg i żołnierzy, ale utracono ciężkie uzbrojenie, zapasy żywności i amunicji. Jednostki odeszły z rozbitkami na wyspy Shortland. Pozostały cztery transportowce i cztery niszczyciele eskorty.

Japoński admirał zdecydował się na desperacki krok - postanowił osadzić statki transportowe na mieliźnie przy brzegu wyspy. Tanaka uznał, że choć je straci, stworzy szansę dostarczenia na Guadalcanal przewożonego przez nie uzbrojenia i zaopatrzenia. Z jednostek wysadzono na brzeg dwa tysiące żołnierzy z lekką bronią, 260 skrzyniami amunicji i 1500 workami ryżu. Reszta ładunku została zniszczona przez amerykańskie lotnictwo i artylerię. Na sito podziurawił transportowce przybyły w rejon półwyspu niszczyciel US Navy.

Decydujące minuty

W nocy z 14 na 15 listopada między Savo a Guadalcanalem doszło do nocnego spotkania gigantów. Pancerniki kontradmirała Willisa Augustusa Lee spotkały się z "Kirishimą". Wiceadmirał Kondo miał jeszcze cztery krążowniki i dziewięć niszczycieli. Japoński dowódca podzielił swe siły na grupy. Najmocniejszą z nich tworzyły pancernik, dwa ciężkie krążowniki i dwa niszczyciele. Amerykanie poza pancernikami mieli tylko cztery niszczyciele.

O zbliżającym się wrogu uprzedził Lee jeden z okrętów podwodnych, które patrolowały wody wokół Guadalcanalu. 14 listopada o godzinie 23.17 "Washington" otworzył ogień w kierunku lekkiego krążownika "Sendai" i jednego z niszczycieli. To historyczny moment, gdyż były to pierwsze od 1898 roku pociski wystrzelone przez amerykański pancernik w kierunku wrogich okrętów.

Niemniej jednak na początku starcia to Japończycy odnieśli sukces, eliminując z walki niszczyciele Lee. Próbowali też storpedować "South Dakotę". Ta utraciła niebawem kontakt z "Washingtonem" i rozpoczęła samotny pojedynek ogniowy z pancernikiem i ciężkimi krążownikami wroga.

Skoncentrowani na niej Japończycy nie dostrzegli w porę ukrytego w ciemnościach "Washingtona", którego trzecia salwa z głównej artylerii trafiła "Kirishimę". Jego średnie działa zaczęły bić w krążowniki, udzielając wsparcia "South Dakocie", która ze względu na uszkodzenia wycofała się z bitwy. Po kolejnych trafieniach "Washingtona" na "Kirishimie" wybuchły pożary, uszkodzeniu uległ mechanizm sterowy. Całe starcie gigantów trwało zaledwie siedem minut. Amerykański admirał nie ścigał wroga i po północy zmienił kurs. Jednak "Kirishima" był nie do uratowania. Towarzyszące mu niszczyciele zdjęły załogę pancernika, otworzono zawory denne i 15 listopada o godzinie 3.20 dumny okręt pogrążył się w odmętach, niedaleko miejsca, gdzie na dnie spoczął jego brat bliźniak "Hiei".

Poza "Kirishimą" Japończycy utracili w nocnym starciu jeden niszczyciel. Straty amerykańskie to trzy niszczyciele. W czasie walki "Washington" otrzymał tylko trafienie. "South Dakota" miała mniej szczęścia - zginęło lub odniosło rany około stu członków załogi tego pancernika.

Propagandowy sukces

Amerykanie osiągnęli w trzydniowej konfrontacji strategiczny sukces. Ich flota nie dopuściła, by na Guadalcanalu wylądowało silne zgrupowanie armii japońskiej. Co więcej, zadała wrogiej marynarce wojennej na tyle ciężkie straty, że ta zrezygnowała z wypraw przeciwko tamtejszemu lotnisku. Japońskie wojska nadal nocami zaopatrywały na wyspie małe jednostki, w tym niszczyciele. Ostatecznie Japończycy uznali, że nie mają szans odzyskać Guadalcanalu i pod koniec stycznia 1943 roku wycofali stamtąd niedobitki swych oddziałów.

Po listopadowej porażce u wybrzeży Guadalcanalu w cesarskiej flocie pojawiły oznaki zwątpienia. Padały pytania o bierność dwóch lotniskowców. Bardzo krytycznie oceniano działania admirałów Abego i Kondy, którzy utracili dwa z tuzina pancerników należących do Japonii. Tymczasem po stronie amerykańskiej liczba tych okrętów rosła. Niedługo po starciu na Pacyfik przybyły następne dwa nowe pancerniki, bliźniak "Washingtona" - "North Carolina", oraz "Indiana" (typ South Dakota). Do sił walczących z Japończykami dołączyły też dwie wyremontowane jednostki, weterani z Pearl Harbor, "Colorado" i "Maryland".

Nie bez wpływu na sytuację na morzu była siła gospodarcza walczących stron. Japonia zbudowała na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku tylko dwa nowe pancerniki typu Yamato. US Navy zaś została wzmocniona w latach 1941-1944 aż dziesięcioma nowymi, z których największe były okręty typu Iowa. Na pokładzie jednego z nich, "Missouri", Japonia podpisała 2 września 1945 roku swą kapitulację.

Tadeusz Wróbel

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: historia | II wojna światowa | wojna | pancernik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy