Lend Lease: Jak Wujek Sam pomógł wielkiemu bratu

W obliczu niemieckiej agresji na ZSRR, alianci zdecydowali się na błyskawiczną pomoc, by odeprzeć siły wroga /East News
Reklama

Wbrew sowieckiej propagandzie Związek Radziecki nie wygrał wielkiej wojny ojczyźnianej tylko dzięki bohaterstwu swoich żołnierzy i ogromnemu poświęceniu wszystkich obywateli. Prawda jest taka, że o zwycięstwo byłoby trudno, gdyby nie wydatna pomoc "zgniłych kapitalistów" z USA.

W połowie 1941 roku Adolf Hitler otworzył drugi front w Europie: na wschodzie. Po podbiciu m.in. Polski i Francji, pomimo zaangażowania wielkich sił w bitwie o Anglię, 22  czerwca Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. Tysiące czołgów, samolotów i  miliony żołnierzy ruszyły w  głąb potężnego kraju. W  pierwszych miesiącach wyzwania rzuconego ZSRR postępy Wehrmachtu były wręcz oszałamiające: już wczesną jesienią 1941 roku zdobył Kijów, a niedługo później zajął całą Ukrainę. Wojska III Rzeszy dotarły nad Morze Azowskie, a do Moskwy pozostał tylko krok...

Reklama

Na ratunek

Wraz z podbojem terytorium naziści przejmowali zakłady produkcyjne w  zachodniej części Związku Radzieckiego. W obawie, że cały przemysł wpadnie w ręce wroga, Józef Stalin podjął decyzję o przeniesieniu kompletnych fabryk za Ural. Istniał jednak poważny problem, gdyż linie kolejowe zostały "zapchane" składami pełnymi żołnierzy jadących na front. By w miarę szybko przeprowadzić ewakuację, Sowieci zupełnie zmienili zasady ruchu pociągów: kursowały one non stop, jeden za drugim, niekiedy w odległości zaledwie kilkuset metrów, co było skrajnie niebezpieczne.

Do końca 1941 roku Rosjanom udało się jednak przenieść na obszar zauralski, m.in. na Syberię - głównie z uprzemysłowionej Ukrainy - ponad półtora tysiąca dużych zakładów, a  łącznie nawet 2,5 tysiąca przedsiębiorstw. W tak olbrzymim wyzwaniu logistycznym nie udało się oczywiście uniknąć chaosu. Zdarzało się, iż fabryki ewakuowano bez planu i miejsca docelowego, a składy widmo, pełne sprzętu i  surowców, krążyły tygodniami, pokonując gigantyczne odległości. Przenoszony naprędce przemysł potrzebował też czasu na rozruch, a tego przecież nie było. Już w październiku 1941 roku hitlerowskie czołgi znalazły się na przedpolach Moskwy.

Wydawało się, że zdziesiątkowana stalinowskimi czystkami generalicja Armii Czerwonej i niewydolna zbrojeniówka ZSRR nie będą w stanie przeciwstawić potędze Wehrmachtu wojska zdolnego do zwycięstwa. Ale właśnie wtedy ze Stanów Zjednoczonych zaczęły płynąć olbrzymie dostawy dosłownie wszystkiego, co potrzebne do prowadzenia wojny: od konserw i butów dla żołnierzy, przez amunicję oraz czołgi, po samoloty czy lokomotywy.

Sowiecka studnia bez dna

Jedenastego marca 1941 roku Senat USA przyjął tzw. Lend-Lease Act - ustawę umożliwiającą udzielanie wszelkiego rodzaju materialnej pomocy państwom walczącym z III Rzeszą. W grę wchodziła sprzedaż, pożyczka, wynajem, a także nieodpłatne zaopatrzenie w broń, ekwipunek, sprzęt transportowy czy surowce.

Na początku głównymi odbiorcami dostaw byli Brytyjczycy, jednak gdy Hitler rozpoczął operację na wschodzie, Waszyngton postanowił wesprzeć również ZSRR. Stany Zjednoczone - zwłaszcza po ataku Japończyków na Pearl Harbor w grudniu 1941 roku - zdawały sobie sprawę, iż każda tona sprzętu przerzucona do broniącej się przed nazistami Europy to szansa na szybsze zakończenie konfliktu.

 - Skala pomocy amerykańskiej była i nadal jest trudna do wyobrażenia. Było to m.in. niemal pół miliona samochodów, 12 tysięcy rozmaitych pojazdów pancernych (w tym 7 tysięcy czołgów) i ponad 11 tysięcy samolotów. Ale nie tylko, USA dostarczyły Sowietom prawie 2 tysiące lokomotyw i 4 tysiące wagonów, dzięki czemu radziecki przemysł mógł skoncentrować się na produkcji zbrojeniowej. Warto dodać, że w 1943 roku w całym czerwonym imperium zbudowano dosłownie dziewięć lokomotyw! - tłumaczy historyk wojskowości, prof. Krzysztof Kubiak.

Do portów w Murmańsku i Archangielsku, ale także szlakami przez Pacyfik oraz Ocean Indyjski do ZSRR trafiło również ponad 2,5 miliona ton produktów naftowych (wraz z wysokooktanową benzyną lotniczą) czy 4,5  miliona ton żywności (konserw, cukru, olejów spożywczych itp.). Sowieci otrzymywali też surowce, w tym skórę na buty, wyposażenie przemysłowe, takie jak obrabiarki, i statki (np. całą serię lodołamaczy pracujących na syberyjskich rzekach). Łącznie było to 17,5 miliona ton rozmaitych dóbr, z czego 94% dostarczyły Stany Zjednoczone.


Nie można bowiem zapominać o dostawach brytyjskich: 7 tysiącach samolotów, ponad 5 tysiącach czołgów czy 15 milionach par butów. Potężna rzeka wsparcia aliantów dla sojusznika ze wschodu płynęła do samego końca wojny. - Sprzętu amerykańskiego używano wszędzie. Jednorazowo pomoc USA odegrała największą rolę bodajże w trakcie sowieckich operacji desantowych przeciw Japonii późnym latem 1945 roku. W zasadzie z tych dostaw pochodziła cała sowiecka Flota Oceanu Spokojnego. Rosjanie otrzymali około 180 okrętów, w tym 30 korwet, 34 duże trałowce i ponad setkę mniejszych jednostek. Bez tego wsparcia Sowieci nie mieliby czym zaatakować na przykład Wysp Kurylskich - tłumaczy prof. Kubiak.

Ogółem w ramach polityki Lend-Lease do ZSRR trafiła jedna piąta amerykańskiej pomocy (trzy piąte otrzymała Wielka Brytania, a resztę - pozostali sojusznicy).

Niewdzięczny wielki brat

Po wojnie gigantyczne wsparcie "zgniłego", kapitalistycznego Zachodu Sowieci starali się ze względów propagandowych bagatelizować. Twierdzili, że dostawy z USA stanowiły jedynie kilka procent zasobów potrzebnych do zwycięstwa, całą resztę miał dostarczyć podobno ich własny przemysł. Marszałek Gieorgij Żukow utrzymywał z kolei, że sprzęt amerykański był miernej jakości. Zamiast pomagać - szkodził. Według niego czołgi zza oceanu na polu walki "paliły się niczym pochodnie".

Czy faktycznie pomoc Waszyngtonu dla Moskwy była tak mało znacząca? Współcześni historycy, także rosyjscy, są przeciwnego zdania. Borys Sokołow, autor książki "Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945", dowodzi, iż radzieckie władze na papierze zawyżały własne wyroby, a zaniżały wysokość "darów". W  rzeczywistości skala amerykańskiego wsparcia wynosiła aż 32% całkowitej produkcji wojennej ZSRR, w  tym 25% w  przypadku samolotów. A  konwojami płynął nie tylko sprzęt bojowy: same konserwy "made in USA" stanowiły aż 20% sowieckich zapasów mięsa. Paliwa lotniczego - ponad połowę. Oprócz tego były to również szyny kolejowe, nikiel, aluminium, ołów, kauczuk, opony itd. - w wielkościach znacznie przekraczających udział tych dóbr wytworzonych w  Związku Radzieckim.


- Rola dostaw, zwłaszcza amerykańskich, jest trudna do przecenienia. Jeżeli nawet sowiecki żołnierz walczył rodzimą bronią, to jadł amerykańskie konserwy przywiezione amerykańską ciężarówką, nosił mundur z amerykańskiego sukna i buty z amerykańskiej skóry. Duża część słynnych "katiusz" zachowana na rozmaitych pomnikach to wyrzutnie osadzone na amerykańskich studebakerach. Nie sądzę, by Niemcy, biorąc pod uwagę ich polityczną ślepotę, arogancję i rasistowskie zaczadzenie, uporali się nie tyle z sowiecką armią, co rosyjską przestrzenią, ale wojna z pewnością wydłużyłaby się o lata - tłumaczy prof. Kubiak.

Wujek Sam wychodzi na swoje

Oprócz Wielkiej Brytanii i  ZSRR Amerykanie pomagali również m.in. Chińczykom. Także formujące się Ludowe Wojsko Polskie miało na stanie sprzęt zza oceanu (na przykład jeepy). Całkowitą wartość dostaw wojennych w ramach polityki Lend-Lease szacuje się na około 50 miliardów dolarów, co obecnie odpowiada kwocie około 700 miliardów dolarów! Czy Amerykanie rozkręcili tak gigantyczną machinę przemysłową z czystego altruizmu?

Nic bardziej mylnego. Decydenci w Waszyngtonie wiedzieli, że im bardziej doinwestują sprzymierzeńców, tym mniej zginie ich własnych żołnierzy, a  wojna potrwa krócej. Ponadto ożywiona produkcja dosłownie wszystkiego - od stali po zapałki - zagwarantowała USA olbrzymi wzrost koniunktury. Trzeba też pamiętać, że również pomoc dla Brytyjczyków nie była darmowa. Ostatnie raty pożyczki w  ramach Lend-Lease Londyn spłacił dopiero w... 2006 roku.

Na tym nie koniec. Gdy na Starym Kontynencie opadł bitewny kurz, Stany Zjednoczone zaproponowały niedawnym sojusznikom w walce z Hitlerem gigantyczny program odbudowy - zwany planem Marshalla. W ciągu czterech lat do krajów z  zachodniej części Europy popłynęło kolejnych 12  miliardów dolarów. Z  dobrego serca? Niekoniecznie. Za te pieniądze stające na nogi państwa musiały kupować najrozmaitsze towary (od stali po tekstylia) od amerykańskich firm. A to nie tylko nakręcało gospodarkę USA, lecz także wzmacniało pozycję dolara jako międzynarodowej waluty.

Teza ta brzmi prowokacyjnie, ale dziś właściwie nikt z nią nie dyskutuje: to właśnie dostawy wojenne - i te po upadku III Rzeszy - wysforowały Stany Zjednoczone na pozycję ekonomicznego supermocarstwa. Wujek Sam ostatecznie wyszedł na swoje...

Marcin Moneta

Artykuł pochodzi z magazynu "Świat Wiedzy Historia" 6/2019 (grudzień-styczeń)

***Zobacz także***

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy