Krwawy odwet za Warszawę. Akowcy gromią pułk SS

Wymarsz kompanii lotniczej por. Tadeusza Gaworskiego „Lawy” Grupy Kampinos AK na wypad. Zdjęcie i podpis z książki „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej” /materiał partnera
Reklama

Jeden Polak na dwunastu esesmanów. I wielki sukces zbrojny, o którym zbyt rzadko się mówi. „Natłukliśmy ich tam, chyba koło trzysta trumien wywieźli. Zemściliśmy się za Warszawę” – wspominał bez ogródek jeden z uczestników bitwy.

Oddziały partyzanckie wielokrotnie musiały stawiać czoła przeważającym siłom wroga, wychodząc obronną ręką z licznych obław oraz zasadzek. Zdarzali się jednak dowódcy, którzy sami inicjowali walkę ze znacznie liczniejszym nieprzyjacielem, odnosząc mimo wszystko spektakularne sukcesy. W nocy  z 2 na 3 września 1944 r. 80 żołnierzy z Grupy AK "Kampinos" pod dowództwem cichociemnego por. Adolfa Pilcha "Doliny" rozbiło w Truskawiu zgrupowanie esesmanów z pułku szturmowego brygady SS RONA (a więc oddziału kolaboracyjnej Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej) liczące około 1000 osób.

Reklama

Pod koniec sierpnia 1944 r. dowództwo niemieckie, w celu odcięcia powstańców warszawskich od pomocy z zewnątrz na szlaku wiodącym z Puszczy Kampinoskiej do miasta, ulokowało pododdziały pułku szturmowego brygady SS RONA. Szczególnie uciążliwe dla partyzantów w Kampinosie okazały się oddziały artylerii usytuowane w Truskawiu oraz Siarakowie, które ostrzeliwały pozycje akowskie w pobliskiej Pociesze.

Na początku września "Dolina" przedstawił dowódcy grupy mjr. Alfonsowi Kotowskiemu "Okoniowi" śmiały plan wykonania w nocy z 2 na 3 września ataku na pozycje wroga w obu miejscowościach. Początkowo "Okoń" był przeciwny pomysłowi, ale upór Pilcha w końcu zwyciężył. Cichociemny miał dowodzić akcją w Truskawiu, a dowódca grupy w Sierakowie.

Zgodnie z wykonanym rozpoznaniem wywiadowczym w wiosce miało się znajdować około 500 ronowców oraz kilka dział. Była to dość duża siła. Mimo to Pilch z 600 żołnierzy, którzy na ochotnika zgłosili się do akcji, wybrał jedynie 80 najlepiej uzbrojonych partyzantów. Wymarsz z obozu nastąpił 2 września o zmroku. Jak wskazywał dowódca:

"Do czołowych placówek podwiozły nas podwody, byśmy mogli zaoszczędzić jak najwięcej sił na właściwą robotę. Dojazd piaszczystymi dróżkami leśnymi trwał około dwóch godzin. Konie z wielkim wysiłkiem ciągnęły załadowane wozy. Bractwo siedzące na furmankach drzemało, pragnąc jeszcze trochę odpocząć przed pracowicie zapowiadającą się gorącą nocą. Jechałem z kilkoma chłopcami konno. Miarowy i monotonny ruch działał usypiająco. Trzeba było wytężyć całą siłę woli, aby nie zapaść w sen, tym bardziej że nie doszedłem jeszcze do siebie po przebytej czerwonce."

Podwody zatrzymały się w Zaborowie Leśnym, około 5 kilometrów od Truskawia. Dalej oddział poszedł pieszo. Żołnierze obeszli miejscowość, tak aby wykonać atak od strony Warszawy, skąd, jak sądzono, nieprzyjaciel nie będzie się spodziewał zagrożenia. Pilch podzielił żołnierzy na trzy grupy. Pierwsza pod dowództwem cichociemnego por. Tadeusza Gaworskiego "Lawy" szła prawym skrajem wsi, środkiem podążali ludzie por. Aleksandra Wolskiego "Jastrzębia", a na lewo od nich grupa pod komendą cichociemnego por. Lecha Zabierka "Wulkana". "Dolina" z kilkoma żołnierzami trzymał się "Lawiaków".

Partyzanci poruszali się z zachowaniem kompletnej ciszy, aby jak najbliżej dotrzeć do kwater esesmanów. Po drodze sprawdzano poszczególne domy w poszukiwaniu mieszkańców, którzy mogliby podać lokalizację stanowisk nieprzyjaciela. W końcu udało się znaleźć sędziwego staruszka. Tyle że niemal kompletnie głuchego. W celu nawiązania kontaktu został sprowadzony do jednej z piwnic, gdzie "Jastrząb" wykrzykiwał mu pytania do ucha, aby cokolwiek usłyszał. Informacje, które udało się zdobyć, nie napawały jednak optymizmem. Okazało się, że 2 września do Truskawia przybył drugi oddział RONA, zwiększając liczbę żołnierzy do 1000. "Dolina" nie zamierzał jednak wycofywać się.

Oddziały posuwały się dalej. Około godz. 1.00 padły pierwsze strzały, po których rozpoczął się szturm. Żołnierze ostrzeliwali kolejne domy, a następnie wrzucali do środka granaty. Ronowcy byli całkowicie zaskoczeni atakiem od strony Warszawy. Starali się ratować ucieczką, niektórzy w samych majtkach. Władysław Maciejczak "Lwowski" wspominał:

"Pijane to wszystko było, darli (przepraszam, że się wyrażę) mordy, ale byli pijani w drebiazgi (sic!). A ponieważ już się przyzwyczaili, że nie pytać, tylko strzelali, to nasi już wiedzieli. Dlatego myśmy użyli tej ich metody - nie pytać, tylko walić. Nasi strzelali jak z sita. Podobnież natłukliśmy ich tam, chyba koło trzysta trumien wywieźli. Zemściliśmy się za Warszawę, bo to byli ci wycofani z Ochoty i niby to na odpoczynek i zniszczyć bandytów w Puszczy Kampinoskiej."

Część esesmanów próbowała się jednak bronić. Odezwały się granatniki oraz broń maszynowa, jednak dość szybko wszystko ucichło. Po rozprawieniu się z ostatnimi maruderami, partyzanci wzięli się za likwidację dział. Przez lufy wrzucano granaty oraz podpalano pod nimi wiązki słomy z pociskami artyleryjskimi. Jedno działo zostało zabrane wraz z oddziałem. Zdobyto także cekaem, kilkanaście erkaemów i peemów, dwa moździerze, amunicję oraz szereg innych materiałów. Wioska cała płonęła. Zajęły się także wozy z amunicją, które przyjechały poprzedniego dnia. Słychać było, jak wybuchają pociski.

Następnego dnia mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy odważyli się przyjść do Truskawia, zobaczyli prawdziwe pobojowisko:

"Widok był straszny. Wszędzie, na całej długości wsi, leżały ludzkie i końskie trupy. Widać je było na drodze i wśród zabudowań gospodarskich, leżały też na polach poza wsią. Wiele domów zamieniło się w pogorzelisko. Wyrwane drzwi i okna świadczyły, że w budynkach ocalałych z pożaru toczono walkę na śmierć i życie."

Wysokość strat nieprzyjaciela nie została jednoznacznie określona. Rozbieżność w polskich źródłach waha się od 91 do 250 zabitych. Także liczba zabitych partyzantów nie została ustalona. W literaturze przedmiotu wskazywane jest od 7 do 10 żołnierzy poległych oraz kilku rannych.

Sukces odniesiony w Truskawiu 8 września opisany został w powstańczym wydaniu "Biuletynu Informacyjnego". W tekście Pomyślne walki o Puszczę Kampinowską (sic!) czytamy:

"W nocy 3 bm. oddziały A.K. przeprowadziły własny wypad na nieprzyjaciela skoncentrowanego w Truskawiu i Sierakowie. Zdobyto działo wraz z amunicją oraz sprzęt maszynowy. Na polu walki naliczono 91 trupów niemieckich i ukraińskich. W wyniku walki nieprzyjaciel opuścił Sieraków."

Wspominany atak na Sieraków, którym miał dowodzić "Okoń", nie doszedł do skutku. Oddziały RONA wcześniej opuściły miejscowość.

Zainteresował cię artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o tym, jak żołnierzom AK wystarczyło 90 sekund na likwidację sadystycznego kata Pawiaka 

Wojciech Königsberg - Historyk zajmujący się dziejami AK, ze szczególnym uwzględnieniem akcji zbrojnych, cichociemnych oraz kontrwywiadu. Zdobywca Nagrody im. Prof. Tomasza Strzembosza dla autora najlepszej debiutanckiej lub drugiej w karierze książki dotyczącej najnowszej historii Polski (2012). Właśnie ukazała się jego najnowsza książka pod tytułem "AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej".

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy