Krwawi magnaci Rzeczpospolitej XVIII wieku

Sadyści, psychopaci i erotomani – oto nieznane oblicza największych magnatów Rzeczpospolitej w XVIII wieku. Czy cierpieli na poważne zaburzenia umysłowe? A może byli po prostu nieodrodnymi dziećmi swojej okrutnej epoki?

Było letnie popołudnie. Na placu zgromadziła się grupka ludzi. Ich uwagę przykuwała szubienica i stojący na małej, drewnianej beczce mężczyzna z pętlą zawieszoną na szyi. Czekano tylko na generała.

Gdy przybył, machnął ręką. Kopnięta przez służącego baryłka poturlała się między gapiów, sznur naprężył się, a nogi nieszczęśnika zatrzepotały w konwulsjach: – Teraz waćpan już zawsze będziesz mi na widoku – stwierdził Marcin Mikołaj Radziwiłł i udał się na podwieczorek. Czym zawinił powieszony? Magnat nazbyt często napotykał go na swej drodze...

Reklama

Holenderski historyk, Johan Huizinga, uważał, że w minionych epokach ludzie żyli w stanie nieustannego napięcia, przez co popadali w nastroje od warcholskiego rozbawienia po dziką brutalność.

Dziś wiemy, iż przewlekły stres powoduje huśtawkę emocjonalną, wywołuje lęki oraz zwiększa skłonność do agresji; może też prowadzić do poważnych chorób psychicznych, takich jak depresja, nerwica czy schizofrenia. A im dłużej taki negatywny stan się utrzymuje, tym gorzej człowiek sobie z nim radzi.

W końcu zestresowana osoba dociera do granic wytrzymałości. Jeśli przeżyje załamanie, skutki mogą być katastrofalne – nie tylko dla niej, ale i dla otoczenia. Jednak czy samo chroniczne napięcie jest wystarczającym usprawiedliwieniem faktu, że wśród przedstawicieli arystokracji roiło się od okrutników? A może sadyzm mieli zapisany w genach?

Nieświęty Mikołaj

Szczególnie wielu zwyrodnialców wydał w XVIII stuleciu słynny ród Radziwiłłów. Jednym z nich był wspomniany na początku tekstu Marcin Mikołaj. Młodzieńczy okres życia tego magnata i spadkobiercy ogromnej rodowej fortuny nie zapowiadał jego dalszej krwawej „kariery”.

Uchodził za człowieka bardzo dobrze wykształconego: pasjonował się chemią i fizyką, w kręgu jego zainteresowań znalazły się również alchemia oraz poszukiwania kamienia filozoficznego. Mógł też pochwalić się zdolnościami muzycznymi. Trudno powiedzieć, kiedy pojawiły się u niego objawy psychopatii – w pierwszej połowie XVIII wieku po prostu... nie dało się ich zdiagnozować.

Szeroko dyskutowano natomiast o niezwykłym okrucieństwie Marcina Mikołaja, jego perwersyjnych skłonnościach i „chorobie moralnej”. Ofiarą szlachcica padł ­m.in. powieszony nieszczęśnik. Według oficjalnej wersji u Radziwiłła przyczyną agresji oraz sadyzmu na tle seksualnym był rozwijający się obłęd, który młodzieniec miał odziedziczyć po ojcu. Jak było naprawdę?

Mroczne oblicze

Marcin Mikołaj słynął z kilku rzeczy. Pomijając pijackie hulanki, był skąpcem, nie tylko wobec przymierających głodem poddanych, lecz również dla własnej rodziny. Drugą żonę Marię oraz szóstkę dzieci zamykał w ciasnej komnacie. W tej „izolatce” panował ponoć okropny smród, ponieważ uwięzieni członkowie familii musieli tam załatwiać potrzeby fizjologiczne.

W tym samym czasie Radziwiłł korzystał z profitów wynikających z władzy i bogactwa – utrzymywał bowiem... prywatny harem. Był erotomanem, dlatego dla zaspokojenia swoich chorych zachcianek kupował dziewczęta w różnym wieku bądź zlecał służącym porwania.

Młodsze, nienadające się jeszcze do zapewniania mu wyuzdanych uciech cielesnych, przetrzymywał w lochach – nagie lub odziane w łachmany. Żałował im jedzenia i picia, kazał spać na gołej ziemi. Nazywał je „kadetkami”. Po latach, gdy dojrzały, trafiały do jego osobistego „domu uciech”. Jako nałożnice magnata żyły w dostatku, choć cena, którą musiały za to płacić, była olbrzymia.

Ale to nie wszystko! Również naukowa ciekawość Marcina Mikołaja okazała się mieć mroczną stronę. Badawcze pasje z czasem doprowadziły go do zwyrodniałych, barbarzyńskich eksperymentów. Destylował ciała zmarłych przy porodzie dzieci, próbując tworzyć różne preparaty. Niemowlęta „pozyskiwał” w swoim haremie.

Jego chorą działalność ostatecznie jednak ukrócono – w 1748 roku został ubezwłasnowolniony przez rodzinę i do końca życia był trzymany pod kluczem.

Kukułki pana Bazylego

Radziwiłł nie był jedynym potworem w ludzkiej skórze w szlacheckiej Rzeczpospolitej, szczycącej się przecież poszanowaniem wolności i tolerancją. Kolejny z sadystycznych oligarchów, Mikołaj Bazyli Potocki, prowadził podwójne życie: z jednej strony oddawał się surowym religijnym praktykom (na starość wstąpił nawet do zakonu), z drugiej – słynął z okrucieństwa.

Podobnie postępują wyprani z emocji, pozbawieni empatii psychopaci, którzy na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie osób miłych, uczynnych i dobrze wychowanych...

Potocki wcale nie ustępował Marcinowi Mikołajowi Radziwiłłowi. Mimo że w pewnym momencie został skazany na banicję, ogromna fortuna pozwoliła mu wykpić się od kary. Zresztą to właśnie dzięki majątkowi uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności za swe czyny. Przejawiał wręcz sadystyczne upodobanie do oglądania egzekucji. Nawet za błahe przewinienia stosował najokrutniejsze kary.

Prowadził kozacki styl życia: objeżdżał swoje włości wraz z „kompaniją”; bardzo często po pijanemu kazał miejscowym Żydom i chłopom wchodzić na gałęzie drzew, a następnie dawał rozkaz strzelania do tych „ptaszków”. – Będziesz ty mnie kukał! Będziesz ty mnie kukał! – wykrzykiwał do ludzi, którym wcześniej kazał udawać charakterystyczny odgłos kukułki.

Była to jedna z ulubionych „zabaw” magnata. Nieludzko zachowywał się zwłaszcza wobec poddanych wyznania mojżeszowego. Według relacji miał ich nawet „piec żywcem”.

Poczet psychopatów

Bicie, kopanie, przypalanie, ranienie – ulubione „rozrywki” zepsutych do cna szlachciców dziś profesor Zbigniew Lew-Starowicz określa objawami agresywnego sadyzmu seksualnego. Jednak skąd bierze się to zaburzenie? Co skłania człowieka do przekroczenia wszystkich moralnych granic?

Odpowiedzi na to pytanie może nam dostarczyć przypadek Hieronima Floriana Radziwiłła. Ten magnat trzykrotnie stawał na ślubnym kobiercu. Dwie pierwsze żony zdołały uzyskać rozwód i uwolnić się od męża psychopaty, trzeciej z ratunkiem przyszła przedwczesna śmierć.

Hieronim dawał upust swoim dewiacyjnym zapędom w małżeńskim łożu: poniżał, tyranizował, bił i zmuszał swoje partnerki do rozmaitych perwersji seksualnych. Przyczyny jego zwyrodniałego zachowania można upatrywać w... nieprawidłowo ukształtowanych preferencjach.

Profesor Andrzej Lipczyński sądzi, że seksualne wynaturzenia szlachcica miały podłoże fizjologiczne i psychiczne. Radziwiłł przez lata (być może od dzieciństwa) przyglądał się upodleniu swoich poddanych, których lubił dręczyć, i słuchał jęków trzymanych w lochach więźniów. Prawdopodobnie odczuwał wtedy satysfakcję płynącą z poczucia dominacji, którą jego umysł połączył z fizycznym podnieceniem. W taki sposób powstaje parafilia, czyli zaburzenie seksualne.

W przypadku Hieronima był to sadomasochizm. Dla psychopatycznych osobowości charakterystyczne jest poszukiwanie intensywnych, silnie pobudzających bodźców i przekraczanie granic związanych z przemocą.

Żadnych ograniczeń nie odczuwał szlachcic Tadeusz Żaba – dla własnej rozrywki rzucał hodowanym przez siebie niedźwiedziom chłopskie dzieci na pożarcie. Inny arystokrata, Tomasz Czapski, swoich poddanych, którzy wydawali mu się podejrzani (lub nie cieszyli się jego sympatią), wsadzał do beczki nabitej gwoździami, zabijał wieko, a następnie kazał stoczyć ją ze wzgórza.

Z kolei starosta żytomirski, niejaki Dobrzycki, dawał upust sadystycznym skłonnościom pod pretekstem walki z przestępczością: kobiety, które nagabywały mężczyzn do odwiedzin w domu publicznym, karał podobno przez obcięcie piersi – do tak zadanych ran miano przykładać rozżarzone żelazo.

Z czego wynikało tak nieludzkie okrucieństwo?

Posiadający ogromne majątki magnaci Rzeczpospolitej byli praktycznie nietykalni. Najczęściej ich ofiarą padali poddani, traktowani przez arystokratów jak własność – na równi z trzodą chlewną czy końmi.

Stojący na najniższym szczeblu drabiny społecznej chłopi nie mieli jak chronić się przed wynaturzonymi pomysłami panów. Zdarzało się jednak, że ekscesy bogaczy dotykały uboższą szlachtę, a nawet duchowieństwo.

Okrucieństwo oligarchów sięgnęło szczytu w XVIII wieku. Poczucie bezkarności za swoje czyny narastało w tej grupie przez kilka pokoleń, prowadząc do degeneracji oraz wydobywając na wierzch psychopatyczne osobowości, zakopane głęboko pokłady sadyzmu, skłonności do wynaturzeń seksualnych oraz inne zwyrodnienia.

Jak podkreślali Johan Huizinga i Andrzej Lipczyński – bestialskie usposobienie było wynikiem nie tylko czasów, w których żyli, ale i osobistych zaburzeń, mogących bez przeszkód rozwijać się w epoce szlacheckich swobód – szalonych magnatów nie izolowano bowiem od społeczeństwa. Nie było też nikogo, kto byłby w stanie ich powstrzymać.

Sprawiedliwy koniec?

Słuck, rok 1782. Okna w komnacie przesłonięto, jednak nawet w panującym wewnątrz półmroku można było dojrzeć leżącą w łóżku postać z siwymi, przerzedzonymi włosami. Migotliwe światło kaganka rozjaśniało pomarszczoną twarz mężczyzny.

Nagle ciałem starca wstrząsnął silny atak kaszlu. Chory zadrżał, lekko uniósł się z poduszek, po czym bezwładnie osunął. Zapadła grobowa cisza. Marcin Mikołaj Radziwiłł umarł spokojnie w wygodnej sypialni – jak wielu przed nim i po nim – nigdy nie ponosząc kary za swe uczynki.

Damian Płowy

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy