Klasztor pod specjalnym nadzorem

Pocysterski klasztor w Lubiążu i związane z tym obiektem hipotezy, należą dla klasyki tematyki eksploracyjnej. Jego historia zawiera bowiem w sobie wszystko co powinna, więc hitlerowską podziemną fabrykę zbrojeniową, ukryte depozyty nazistów i tajne laboratoria zaawansowanych technologii.

Przez ostatnie 30 lat powiedziano i napisano na ten temat już chyba wszystko co było możliwe, a nawet więcej. Dzięki temu jest jednym z lepiej przebadanych tematów, zarówno pod kątem terenowym jak i archiwalnym. Dlatego też obecnie nie budzi już takich emocji jak niegdyś. Tym bardziej, że mimo intensywnych działań jakie przy obiekcie były prowadzone, nie udało się potwierdzić żadnej z głównych tez. Podziemi nie odnaleziono, tajnych laboratoriów również, skarby co prawda były, ale nie takie jakich się spodziewano.

Bursztynowa Komnata, tajemnicze skrzynie i inne skarby

Podczas systematycznych kwerend przeprowadzanych w Instytucie Pamięci Narodowej udaje się co jakiś czas odnaleźć interesujące materiały dotyczące tropów znanych historii "skarbowych". Jest to mozolna i często niewdzięczna praca, gdyż stanowią one marginalny zasób archiwalny, często zdekompletowany i rozproszony. Są to jednak materiały pozwalające w znaczący sposób uzupełnić dotychczasową wiedzę, a także zweryfikować funkcjonujące od lat nieścisłości.

Reklama

Zwłaszcza w tematyce eksploracyjnej, gdzie jakość źródeł przeważnie bywa dyskusyjna. O ile oczywiście jakiekolwiek istnieją. Dlatego też od dekad właśnie relacje świadków zdominowały świat tropicieli tajemnic. Wielokrotnie powielane, zniekształcają pierwotny przekaz w setkach mutacji, popularyzowanych również na łamach prasy. To z kolei często wywoływało efekt błędnego koła, czytelnicy bowiem sugerując się artykułami identyfikowali własne wspomnienia z przeczytanymi przeżyciami innych.

Stąd też masowo do redakcji poszczególnych gazet, począwszy od lat 60., zgłaszali się świadkowie ukrycia... Bursztynowej Komnaty, zakopywanych przez nazistów skrzyń, znikających w sztolniach ciężarówek, czy też budowy gigantycznych podziemnych fabryk drążonych przez Niemców w czasie II wojny światowej.

Wiara w moc służb specjalnych jest wciąż silna

W efekcie powstał chaos - mniej lub bardziej zamierzony, gdyż często obieg tego typu treści był manipulowany, np. przez służby specjalne chcące pozyskać konkretne informacje. Tak, tak, nie wiedzieć czemu resort MSW, wbrew zdrowemu rozsądkowi, logice i przeznaczeniu, angażował się w poszukiwania skarbów. Dziś jest to wiedza ogólnie dostępna, niegdyś o tym szeptano z wypiekami na twarzy, spekulując na temat odkryć jakich dokonują poszukiwacze w mundurach.

Tymczasem były to wyjątkowo nieudolnie prowadzane działania, które kończyły się każdorazowo całkowitym fiaskiem. Jak inaczej miały się kończyć, skoro inspektorzy, śledczy, funkcjonariusze operacyjni, nawet jeżeli świetni w swoim fachu - o poszukiwaniach skarbów nie mieli zielonego pojęcia. Z czasem jednak wytworzył się (albo wytworzyły go same służby) swoisty mit o wyjątkowej skuteczności specjalnych komórek SB, uganiających się za depozytami III Rzeszy.

Ba, nawet wśród sporej części dzisiejszych poszukiwaczy wiara w moc służb specjalnych jest wciąż silna, zaś powiązania z dawnym resortem stanowią gwarancję wyższego stopnia wtajemniczenia. Zasadzie tej hołdują również od lat dziennikarze, którzy przyczynili się do ugruntowania takiego wizerunku. Mieli zresztą ku temu powody. Bo któż by pogardził źródłem informacji zbliżonym do służb specjalnych? Takim źródłem niewątpliwie był emerytowany major wrocławskiej SB Stanisław Siorek.

Legenda o podziemnej fabryce

Jego barwna przeszłość i jednocześnie granicząca z szaleństwem pasja uwiodły pod koniec lat 80. zarówno media jak i poszukiwaczy skarbów. Owładnięty ideą odkrywania podziemnych fabryk i nazistowskich depozytów przyczynił się, dzięki niewątpliwej charyzmie, do powstania oraz utrwalenia wielu legend i mitów dotyczących wojennej przeszłości Dolnego Śląska. Dzisiaj, dzięki dostępowi do niegdyś tajnych materiałów archiwalnych mamy możliwość je zweryfikować.

W najbliższych numerach postaramy się prześledzić proces powstawania legendy o podziemnej fabryce w Lubiążu - najbardziej chyba z "Siorkowych" tematów. Okazja ku temu jest wyborna, gdyż udało się odnaleźć w Instytucie Pamięci Narodowej część materiałów dotyczących powyższej sprawy. Do tej pory bowiem wiedza nasza bazowała na archiwaliach, które mjr SB wytworzył lub zabrał ze sobą odchodząc z resortu.

Jakąż niespodzianką było pojawienie się w katalogu IPN teczki zatytułowanej "Skarby". Cóż, opisy inwentarzowe materiałów archiwalnych bywają mniej lub bardziej rozbudowane - ten był wyjątkowo lakoniczny. Zbiór mógł dotyczyć wszystkiego, jednak w takim wypadku istniała spora szansa, że treść będzie odpowiadała podpisowi. Po dwóch miesiącach od złożenia wniosku, zamówiony w Warszawie materiał dotarł w wersji cyfrowej do Wrocławia.

Temat stary i długi jak rzeka

Liczy aż 144 karty dokumentów! Przeglądamy. Strona pierwsza - pusta, nieopisana, następna - skan szarej teczki, potem kolejna pusta kartka i kolejny skan szarej, tym razem koperty. Co u licha? Dopiero kolejna strona wykluczyła ewentualność możliwej pomyłki. Na starej kartce, wyczerpującym się najwyraźniej flamastrem koloru błękitnego, ktoś napisał drukowanymi literami "SKARBY".

Zaraz potem wszystko staje się jasne, pojawiają się fotografie i opisy klasztoru w Lubiążu, czarno białe zdjęcia bryły budynku, wykopów i szczegóły nie do końca dających się zidentyfikować elementów konstrukcyjnych.

Po ok. 50 stronach zaczyna się właściwa część złożona z dokumentów. Całość otwiera siedmiostronnicowy "Plan realizacji sprawy krypt. "Klasztor"" z sierpnia 1985 roku, sporządzony przez zastępcę naczelnika Wydziału II mjr. Mgr. St. Siorka oraz st. Inspektora Wydziału II por. K. Skawrę z KW MO we Wrocławiu. Materiał dotyczy organizacji i przebiegu poszukiwań hitlerowskiej fabryki podziemnej, mającej hipotetycznie istnieć na terenie Lubiąża.

Temat stary i długi jak rzeka, znany każdemu chyba miłośnikowi tajemnic. Wydaje się również wyczerpany, dzięki obszernej publikacji "Wojenne sekrety Lubiąża" J.M. Kowalskiego, R.J. Kudelskiego i Z. Rekucia. Autorzy bazując na licznych materiałach źródłowych dość sprawnie rozprawili się z licznymi legendami związanymi z tym miejscem w oparciu, m.in. o materiały archiwalne pozyskane od uczestników prowadzonych tam w latach 80. i 90 poszukiwań.

1352 srebrnych i złotych monet

Od tego momentu minęło jednak sporo czasu, dlatego też mimo wszystko warto powyższą historię odświeżyć. W przypadku odnalezionych w IPN materiałów ma to o tyle sens, że stanowią zbiór przejęty z archiwum MSW. Nie jest to oczywiście pełna dokumentacja, lecz na jej podstawie można temat nieco uzupełnić. Co ciekawe, pozyskane dokumenty są ułożone w dość przypadkowej kolejności, bez zachowania jakiejkolwiek chronologii.

Po uporządkowaniu widać, że materiały obejmują zagadnienia z lat 1983-1986. Zacznijmy od początku, a więc od "Raportu dot. zlokalizowania hitlerowskiej podziemnej fabryki zbrojeniowej w Lubiążu", jaki w listopadzie 1983 roku mjr St. Siorek przesłał Naczelnikowi Wydziału III Departamentu II MSW oraz z-cy Szefa ds. Wywiadu i Kontrwywiadu MSW płk. S. Gronieckiemu. Przedtem jednak krótko przypomnijmy, że w 1981 i 1982 roku na terenie Lubiąża zostały przeprowadzone zaawansowane poszukiwania przez specjalną grupę operacyjną MSW i MON. Celem było odnalezienie ukrytych walorów bankowych III Rzeszy. W efekcie udało się m.in. odkryć skarb... 1352 szt. monet srebrnych i złotych.

SB wprowadzona do ziomkostw

Nie miał co prawda wiele wspólnego z nazistowskim depozytem, jednak utwierdził władze w przekonaniu, że tego typu akcje należy kontynuować. Mniej więcej w tym samym czasie na scenie pojawił się, pozostający do tej pory w cieniu, mjr Stanisław Siorek - od 1976 roku z-ca naczelnika Wydziału II SB KW MO, który z racji wykonywania obowiązków służbowych na "odcinku niemieckim", wykazywał spore zainteresowanie tematami pohitlerowskich tajemnic Dolnego Śląska. Z czasem stracił dla nich głowę, lecz w omawianym okresie do zadań podchodził stosunkowo rzetelnie. Wspomniany raport jest warty omówienia, gdyż rzuca nieco światła na okoliczności w jakich narodziła się tajemnica podziemnej fabryki w Lubiążu.

Temat wypłynął przypadkowo. Gdy po podpisaniu w 1970 roku układów normalizujących stosunki z RFN otworzyły się granice pomiędzy obu państwami, do Polski zaczęli tłumnie przyjeżdżać obywatele Niemiec Zachodnich. Na otwarciu granic zyskali członkowie licznych ziomkostw, mogący bez specjalnych przeszkód odwiedzać swoje "utracone ojczyzny". Mimo odprężenia w stosunkach dwustronnych, wizyty takie wiązały się z potencjalną możliwością penetracji wywiadowczej, której należało przeciwdziałać.

Jednym ze sposobów było wprowadzenie do ziomkostw tajnych współpracowników SB, którzy pod przykrywką kontaktów towarzyskich, inwigilowali je od wewnątrz. "W 1972 r. tw. ps. "Andrzej" - osoba duchowna, jednostka sprawdzona i całkowicie związana ze Służbą Bezpieczeństwa - na nasze zlecenie nawiązał kontakt z ziomkostwem "lubiążan", które po zawarciu układów z RFN w /1970/ stało się niezwykle aktywne w organizowaniu wycieczek do Trzebnicy i Lubiąża. Miejscowości te związane są z kultem św. Jadwigi" - pisał w swym raporcie major Siorek.

Co duchowny słyszał w konfesjonale

"Realizując zadania tw. ps. "Andrzej" bliżej zaprzyjaźnił się z niejaką Elizabeth Pohl, której matka przed wojną i w okresie wojny była gosposią u miejscowego proboszcza w Lubiążu ks. Nowaka, później przesiedlonego do RFN, a po wojnie pracowała w szpitalu radzieckim mieszczącym się w budynkach dawnego klasztoru Cystersów". Agent w sutannie sumiennie wykonywał swoje zadanie, zdobywając i raportując do centrali cenne informacje dotyczące nastrojów panujących wśród członków, konfliktów między nimi, nastrojów rewizjonistycznych i nastawienia do Polski. Najwyraźniej zaintrygowały go również zasłyszane od dawnych mieszkańców Lubiąża historie o podziemnej fabryce.

"W rozmowach z matką E. Pohl, jak również przy jej spowiadaniu, uzyskał informacje, że w okresie wojny klasztor był wykorzystywany jako fabryka zbrojeniowa. Miał on podziemne połączenie z fabryką zbrojeniową funkcjonującą pod ziemią przyległych pól uprawnych. Wejście do podziemi miało znajdować się w rejonie furty, zaś kilkukilometrowy system korytarzy miał wylot na wzgórzu trzech krzyży w rejonie tzw. lasku św. Jadwigi, gdzie była kaplica drogi krzyżowej".

Zaiste dziwne acz ciekawe rzeczy słyszał nasz duchowny w konfesjonale, lecz najwyraźniej to właśnie one szczególnie zainteresowały prowadzącego go oficera SB. Tym samym, obok zasadniczego zadania jakim było inwigilowanie dawnych mieszkańców Lubiąża, pojawiło się kolejne - dyskretne zdobywanie informacji na temat II wojennych tajemnic Leubus.

Kosztowności zdeponowane w klasztorze

Podczas jednej z rozmów dowiedział się o kolejnej ciekawej sprawie, tym razem ze skarbami w tle: "Pod koniec wojny mieszkańcy Lubiąża zostali zmuszeni do zdeponowania w klasztorze, zarządzanego przez wojsko, wszystkich swoich kosztowności. Złożono tam również dobra materialne kościoła katolickiego i ewangelickiego, a także cenne rzeczy z klasztoru, zwłaszcza z części zwanej pałacem opata. (...) Kosztowności te łącznie z dowiezionymi w skrzyniach przedmiotami pochodzącymi z innych regionów Dolnego Śląska zostały ukryte w tunelach fabryki, która została skutecznie zamaskowana, a wzgórze trzech krzyży zniwelowane celem zatarcia śladów".

W 1983 roku taka informacja mogła robić wrażenie, dziś nie mamy pewności czy powyższa historia nie została podkolorowana i to raczej przez sporządzającego raport Stanisława Siorka, niż donoszącego TW. "Andrzeja". Tymczasem ten ostatni w ciągu kolejnych miesięcy zdobył zaufanie również księdza Nowaka, blisko się z nim zaprzyjaźniając. Na tyle, iż w 1975 roku niemiecki duchowny najwyraźniej zaniepokojony, wysłał do polskiego kolegi niezwykłe ostrzeżenie: "Zawiadomienie! Proszę nie dopuścić do przyjazdu na teren Lubiąża żadnego autobusu w m-cu maju. Ci ludzie Gerhard Wojschke i Paul Jenach z żoną chcą w niegodziwy sposób wykraść zachowane w tajemnicy dobro co do nich nie należy. Czy będą jechać pociągiem, czy autobusem, proszę nie pozwolić wjechać do Polski. Policja powinna uważać na granicy".

Wszyscy chcieli znaleźć skarb

Niemiecki duszpasterz, albo wiedział, że wiadomość dotrze do właściwych rąk za pośrednictwem tajnego współpracownika, którego być może zdekonspirował, albo liczył na zwykłą ludzką życzliwość polskiego przyjaciela. Jak możemy się domyślić Służba Bezpieczeństwa z miejsca zainteresowała się sprawą. Wydział Zabezpieczenia Operacyjnego "B" objął podejrzanych obserwacją. Rzeczywiście obywatele Niemiec przejawiali podczas wizyty wzmożone zainteresowanie zakamarkami wokół Lubiąża, do których nie trafiali raczej zwykli turyści. Co więcej, penetrowane przez nich miejsca pokrywały się z wymienianymi przez TW "Andrzeja" jako kluczowe tropy prowadzące do wejścia podziemnej fabryki.

W świetle omawianego raportu klasztor w Lubiążu cieszyć się miał szczególnym zainteresowaniem niemieckich turystów. Uwagę Służby Bezpieczeństwa zwracała częsta obecność w okolicy dziennikarzy z RFN, którzy wypytywali miejscowych o tutejsze tajemnice. Pojawiali się także zachodnioniemieccy dyplomaci. Wątpliwe jednak jest, aby wszyscy byli zainteresowani skarbami i podziemną fabryką. To miejsce i bez tego jest wyjątkowe - największe opactwo cysterskie na świecie, jeden z większych obiektów tego typu w Europie.

Pamiętajmy jednak, że autorowi raportu niezwykle zależało na tym, aby jego ustalenia i wnioski zyskały uznanie przełożonych. Na tyle by zdecydowali się wznowić kolejny etap poszukiwań, przerwanych zaledwie rok wcześniej. Czy się to udało? To już historia na inną opowieść.

Piotr Maszkowski

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: klasztor | skarb | II wojna światowa | Niemcy | tajemnica
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy