Kim Philby: Z miłości do komuny

Kim Philby - najdłużej działający szpieg tzw. "Piątki z Cambridge" /East News
Reklama

Najwybitniejszym i zarazem najdłużej działającym członkiem "Czerwonej Piątki z Cambridge" był Kim Philby (1912-1988), pochodzący z tzw. dobrej rodziny; jego przodkowie położyli wielkie zasługi dla Imperium Brytyjskiego. W pewien sposób on postąpił podobnie, tyle że służył Stalinowi.

Młody Kim bardzo przejmował się sytuacją społeczną Wielkiej Brytanii, zwłaszcza gdy na początku lat 30. XX wieku wybuchł Wielki Kryzys. Z przerażeniem obserwował rosnącą nędzę i zapaść gospodarczą, której skutki dotykały coraz szerszych warstw ludności. Podobnie jak inni idealistycznie nastawieni młodzi ludzie ratunek widział w socjalizmie.

Philby już jako 17-latek wstąpił do Socjalistycznego Towarzystwa Uniwersytetu w Cambridge. Z czasem jego poglądy się zradykalizowały i zaczął sympatyzować z komunizmem. Wtedy znalazł się w kręgu zainteresowania agentów NKWD.

Reklama

Oficjalnie został zwerbowany w 1934 roku przez Arnolda Deutscha. Od tej pory Philby głęboko ukrywał swoje prokomunistyczne poglądy, przedstawiając się jako konserwatysta.

Początkowo pracował jako dziennikarz, np. wyjechał jako korespondent dziennika "The Times" do rozdartej wojną domową Hiszpanii. Akredytował się przy sztabie gen. Franco, wysyłał do Londynu artykuły sławiące wojska Caudillo, zaś do Moskwy materiały wywiadowcze. Generałowi tak się podobały jego teksty, że przyznał mu wysokie odznaczenie wojskowe.

Kim Philby nie został szpiegiem dla zysku, naprawdę wierzył w komunizm. O jego ideowości świadczy choćby to, że po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow zaprzestał pracy dla Sowietów, ponieważ nie potrafił pojąć, dlaczego Stalin zawarł układ ze swoim arcywrogiem Hitlerem. Gdy w 1939 roku wybuchła wojna, Philby wyjechał na front jako korespondent, m.in. opisywał ewakuację wojsk brytyjskich z Dunkierki.

Po powrocie jego znajomy z Cambridge, Guy Burgess, już wtedy sowiecki agent, załatwił mu pracę w wywiadzie, słynnym MI6 (oczywiście na polecenie swoich mocodawców z ZSRR, którzy wierzyli w rychły powrót "syna marnotrawnego" na łono komunizmu).

I nie zawiedli się. Gdy londyński rezydent NKWD zaproponował Philby’emu wznowienie współpracy, ten się zgodził. Okazał się bardzo cennym nabytkiem dla Sowietów, ponieważ został szefem Sekcji V odpowiedzialnej za ochronę brytyjskiego wywiadu przed penetracją wrogich służb. Uzyskał też dostęp do wielu tajemnic MI6.

Najważniejszą okazał się wgląd do listy brytyjskich szpiegów działających za granicą, w tym w ZSRR. Philby zdradził ich nazwiska Moskwie, ludzi tych zabijano lub "odwracano" (odtąd pracowali dla służb komunistycznych).

Kamuflował się przy tym tak skutecznie, że jego brytyjscy zwierzchnicy bez żadnych obaw powierzyli mu kierowanie Sekcją IX zajmującą się obserwacją sowieckich służb i organizowaniem akcji przeciw ZSRR! Philby miał więc zwalczać kraj, któremu w rzeczywistości służył.

Kretowi udawało się unikać dekonspiracji, ponieważ wiedział o próbach przejścia sowieckich agentów na stronę Zachodu (ludzie ci mogli go wsypać). Philby natychmiast powiadamiał o tym NKWD czy GRU, które przystępowały do likwidacji zdrajców.

Od 1949 roku pracował w Waszyngtonie, gdzie miał dostęp do wielu sekretów CIA. Zimna wojna już trwała i jego praca stawała się coraz cenniejsza. Istnieje poważne przypuszczenie, że to dzięki informacjom od Philby’ego Sowieci zapobiegli prozachodniemu zamachowi stanu w komunistycznej Albanii rządzonej przez Envera Hodżę. Wpadła wtedy cała siatka amerykańskich i brytyjskich agentów organizujących przewrót.

Grunt spod nóg zaczął mu się usuwać po ucieczce do Moskwy dwóch członków "Piątki z Cambridge", Burgessa i MacLeana w maju 1951 roku. Philby’ego podejrzewano, że uprzedził ich o grożącym niebezpieczeństwie wpadki. W MI6 wszczęto przeciw niemu śledztwo, lecz niczego nie udowodniono. Musiał jednak odejść z wywiadu. Wrócił do pracy dziennikarza.

Do dekonspiracji Philby’ego doszło ponad 10 lat później w Libanie, gdzie był korespondentem. Zdołał jednak zbiec na pokład sowieckiego statku handlowego, w ten sposób dotarł do ojczyzny światowego proletariatu. Dostał mieszkanie w centrum Moskwy, stopień generała KGB, dobre uposażenie i nową tożsamość. Aż do śmierci (1988) nie zwątpił w słuszność wyznawanych idei. W 1991 roku kraj, któremu zawierzył, przestał istnieć.

Jacek Inglot

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy