Jelcz 005m: Cola, która gasiła nie tylko pragnienie!

Jelcz 005m, ale tak naprawdę to Star 244 /Muzeum Ratownictwa w Krakowie
Reklama

Muzeum Ratownictwa w Krakowie wzbogaciło się o wyjątkowy i zasłużony wóz pożarniczy – Jelcz 005m. Zbudowany na bazie legendy z okresu PRL-u terenowego stara 244, nazywano w straży pożarnej „pepsą” lub „colą”. Egzemplarz ma za sobą niesamowitą historię i udział w największej akcji gaśniczej w Polsce. Paradoksalnie ten jelcz to… star - w tym przypadku nazwa handlowa pojazdu pożarniczego nie przeszkodziła w tym, by na masce nadal widniał emblemat fabryki ze Starachowic.

Romans dwóch największych polskich producentów ciężarówek - Star (podwozie) i Jelcz (zabudowa pożarnicza) rozpoczął się pod koniec lat 50. modelem 001 na podwoziu star 21. Kolejne wersje były rozwojowe i cały czas ulepszane na mocy doświadczeń jednostek straży pożarnej. Prawdziwą rewolucją był opracowany na początku lat 70. model 005 na podwoziu terenowego stara 244, dający realną siłę w walce z ogniem nawet w najtrudniejszym terenie.

Rywalizacja między tymi fabrykami była bardzo duża, na korzyść zakładu w Jelczu-Laskowicach, gdzie produkowano pojazdy cięższe i bardzo ważne dla władzy ludowej - miejskie autobusy. W czasach złotej dekady Gierka dodatkowym atutem była licencyjna linia pojazdów Berliet i duże doświadczenie w produkcji nadwozi dla straży pożarnej. I tak muzealny egzemplarz w dowodzie rejestracyjnym ma co prawda nazwę "Jelcz 005", ale już w polu VIN numer "P244..." przypisany do aut rodem ze Starachowic.

Reklama

Strażacy nazwali pojazd pieszczotliwie "colą" (niekiedy "pepsą") od charakterystycznych rolet umieszczonych w zabudowie. Była to nowość w porównaniu do poprzedników nadająca nowoczesny wygląd, a przy tym funkcjonalność. Pierwotnie 005 miał dużo elementów pochodzących z kooperacji z austriacką firmą Rosenbauer, ale pod koniec lat 70. w związku z kryzysem gospodarki PRL decydenci postanowili spolonizować konstrukcję w oparciu o krajowe komponenty - tak powstała odmiana 005m.

Egzemplarz podarowany przez Gminę Zabierzów do zbiorów Muzeum Ratownictwa w Krakowie ma za sobą niesamowitą historię służby. Wyprodukowany w 1987 roku początkowo trafił na stan Zawodowej Straży Pożarnej w Krakowie, skąd został pozyskany dla Ochotniczej Straży Pożarnej w Kobylanach, a następnie w Karniowicach. Ale największym dla niego wyzwaniem była gigantyczna akcja gaśnicza w Kuźni Raciborskiej.

Katastrofalny pożar był największym tego typu zdarzeniem w powojennej Polsce, ale też w tej części Europy. Trwający 4 dni kataklizm (26-30 sierpnia 1992 roku) pochłonął aż 9062 hektarów lasu i niestety troje ludzi. W akcję były zaangażowane ogromne siły: 10000  ratowników, 1100 pojazdów strażackich, kolej - 6 lokomotyw i 50 cystern kolejowych, śmigłowce i 26 samolotów. Żywioł przybrał niespotykane rozmiary powodując ogromne straty materialne i niszcząc przy okazji 15 wozów gaśniczych, 26 motopomp i aż 70 km węży strażackich!

Rajdowy "Dominik"

W 1987 roku fabryka Star postanowiła wejść na pole sportów motorowych, co mogło przysporzyć marce splendoru i potencjalnie nowych klientów. Inspiracją była współpraca z węgierską firmą Csepel, która wykorzystywała w swoich ciężarówkach polskie kabiny. Z Węgier natomiast docierały do Starachowic niektóre podzespoły, dużo lepsze niż krajowe. Takim sposobem korzystając z zaproszenia do wyścigu ciężarówek na torze Hungaroring powstał specjalny ciągnik siodłowy - Star c200 sport.

Pojazd wzbudził dużą ciekawość i zainteresowanie nie tylko na rynku polskim czy węgierskim, ale też w odległej Finlandii. To właśnie fińscy kierowcy upatrywali w rajdowych starach szansę na swój udział w tak prestiżowych zawodach jak Paryż-Dakar.

Star przygotował na ten trudny wyścig dwa egzemplarze terenowych 266, załogom postawiła jeden cel - przyjechać na metę przed Jelczem! Obie załogi dojechały szczęśliwie do mety co już samo w sobie było dużym sukcesem. Stało się jasne, że ten popularny wojskowy model jest zdolny do wszelkich powierzonych zadań, sportowych też. Na bazie tych doświadczeń fabryka opracowała na potrzeby rajdów sportowego stara 4x4.

Tak powstała legenda i wyjątkowa wersja popularnego stara 244 - UniStar a244 turbo. Obcięto ramę i odjęto jeden most z modelu 266, czym obniżono masę do 5,5 tony, zastosowano podwójne amortyzatory, blokady przedniego i tylnego mostu, zbiornik schowany w ramie, dwie sprężarki - zapewniające bezpieczne hamulce i wyniesiony wydech. Zdumiewający był turbodoładowany silnik o mocy prawdopodobnie aż 240 km (fabrycznie tylko 150 km), co dawało mu prędkość w terenie sięgającą 135 km/h!

Powstały tylko 4 sztuki tej niesamowitej ciężarówki - 3 prototypy i jeden testowy, a ten ostatni właśnie jest prawdopodobnie jedynym ocalałym! Pojazdy brały udział jako testowe w rajdzie Elmot i rajdzie Jelcza w 1989 roku, ale w związku z oficjalnym statusem prototypowym nie mogły wystartować w Paryż-Dakar. Ostatni właściciel rajdówki nazwał ją pieszczotliwie "Dominik" od imienia podarowanego mu na jednej z wypraw pluszowego misia.

Poza wersjami stricte strażackimi w oparciu o doświadczenia z modelem 244 i terenowymi rajdówkami firma Star zaproponowała serię nazwaną unistar, jako polski odpowiednik legendarnego wielozadaniowego pojazdu Mercedes unimog. Zbudowano dwa prototypy specjalnych wiertnico-koparek, oraz kilka wersji kolejowych dla PKP - jest to najszybszy pojazd drogowo-torowy na świecie, osiągający prędkość 80 km/h, do tego mogący uciągnąć aż 1000 ton po szynach!

Oba te nietuzinkowe pojazdy można będzie w przyszłości oglądać razem - na wystawie Muzeum Ratownictwa w podkrakowskich Tomaszowicach. Oprócz nich prezentowane będą inne wyjątkowe wozy strażackie, pojazdy policyjne, karetki pogotowia ratunkowego, a nawet sprzęt lotniczy.

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Jego artykuły o historii ratownictwa pojawiają się regularnie w serwisie Menway.interia.pl.

***

#POMAGAMINTERIA

Hubert ma roczek. Pierwsze sześć tygodni życia spędził w szpitalu, walcząc o każdy dzień. Urodził się z ciężkimi wadami - między innymi z brakiem kości w rękach. Pojawiła się jednak nadzieja na operację, która umożliwi mu normalny rozwój. Wystarczą dwa kompleksowe zabiegi, dzięki którym jego dłonie i przedramię ukształtują się w sposób prawidłowy, a ręce będą mogły prawidłowo rosnąć z zachowaniem pełnej funkcjonalności kończyn. Pomóż Hubercikowi przybić piątkę w przyszłości! Sprawdź szczegóły >>>

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama