Jak skradziono pół miliarda dolarów...

Dokładnie 20 lat temu, 18 marca 1990 r., dwóch mężczyzn przebranych za policjantów bez żadnego problemu wyniosło z małego muzeum w Bostonie 13 dzieł sztuki. Obrazów i antyków, wartych łącznie ponad 500 mln dolarów, nie odzyskano do dziś...

O godzinie 1.24 w nocy do głównych drzwi małego prywatnego muzeum sztuki w Bostonie w amerykańskim stanie Massachusetts, zapukali dwaj biali mężczyźni, ubrani w mundury miejscowej policji. W środku "Isabella Stewart Gardner Museum" było dwóch strażników, którzy mieli za zadanie pilnować przeszło 2,5 tys. zbiorów, w większości europejskiego, amerykańskiego i azjatyckiego malarstwa. Policjanci powiedzieli im przez zamknięte drzwi, że wezwano ich z powodu "zakłócenia porządku" w muzeum. Nie wiadomo dlaczego strażnicy złamali podstawową zasadę, że nie otwierają nikomu drzwi w nocy i wpuścili ich do środka. Mężczyźni podający się za policjantów bardzo szybko obezwładnili strażników, którzy nie posiadali broni, i zakutych, z zaklejonymi taśma ustami, sprowadzili do piwnicy...

Reklama

Dziwna kradzież

Wysocy mężczyźni, którzy - zgodnie z zeznaniami złożonymi przez strażników - mieli miedzy 20 a 30 lat, najprawdopodobniej najpierw wbiegli na drugie piętro, gdzie znajduje się "Sala holenderska". Wycieli tam z blejtramów trzy płótna Rembrandta, w tym jego jedyny pejzaż morski - "Burzę na jeziorze galilejskim". Próbowali ukraść także czwarty obraz holenderskiego mistrza, lecz nie mogli poradzić sobie z ciężką ramą. Z tej samej sali wynieśli również swój najcenniejszy łup - jeden z 34 znanych obrazów namalowanych przez Jana Vermeera - "Koncert". Zgarnęli też chińską brązową wazę.

Z sali naprzeciwko zabrali natomiast pięć szkiców narysowanych przez Edgara Degasa, a także wykonanego z brązu orła, który był zatknięty na końcu drzewca napoleońskiego sztandaru. Gdy schodzili na dół, ich łupem padł również obraz Goverta Flincka - "Krajobraz z obeliskiem". Ze znajdującej się na pierwszym piętrze "Sali niebieskiej" zabrali natomiast portret pędzla Edouarda Maneta.

W trakcie 90 minut, jakie złodzieje spędzili w muzeum, zdołali ukraść 13 dzieł sztuki: 6 obrazów, 5 szkiców oraz brązową wazę i orła. Prawdziwy przebieg wydarzeń nie mógł zostać odtworzony, bowiem przestępcy uciekając z budynku zabrali ze sobą również taśmę z nagraniem kamer monitoringu.

Co zadziwiające, mężczyźni przebrani za policjantów nie ukradli najcenniejszego płótna w zbiorach "Isabella Stewart Gardner Museum" - znajdującego się na trzecim piętrze obrazu "Porwanie Europy" namalowanego przez Tycjana. Mimo to wartość skradzionych dzieł sztuki ocenia się dziś na ponad 500 mln dolarów, a obraz "Koncert" Jana Vermeera jest uważany za najcenniejszy, jaki kiedykolwiek skradziono.

Największa kradzież dzieł sztuki w historii wyglądała tak:

Kto zrobił?

Do dziś tego nie wiadomo. Bostońska policja, a potem także FBI, które przejęło śledztwo, miały wiele hipotez. Jedna z nich wiodła nawet do Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), którą podejrzewano, że chciała kupić broń za pieniądze zarobione ze sprzedaży dzieł sztuki lub wymienić je na osadzonych w więzieniach członków ugrupowania. Pierwotnie trop ten wydawał się bardzo słuszny, bowiem w Bostonie istniej bardzo silna irlandzka diaspora, a sama IRA już raz dokonała spektakularnej kradzieży obrazów. W 1974 r. grupa bojowników ukradła 19 płócien z jednej posiadłości na przedmieściach Dublina. Za ich zwrot IRA zażądała uwolnienia 4 swoich członków, którzy znajdowali się w więzieniach w Ulsterze.

"Irlandzki trop" stosunkowo szybko odrzucono, koncentrując się na bostońskiej mafii - bez wiedzy której taka duża kradzież nie mogłaby zostać zorganizowana - oraz znanych złodziejach dzieł sztuki. FBI zaczęło podejrzewać, że za kradzieżą stoi niejaki Myles Connor, koneser sztuki, a także "specjalista" w jej nielegalnym zdobywaniu. Choć w dniu kradzieży w Bostonie odsiadywał on wyrok 15 lat więzienia za przemyt skradzionych antyków, to agenci federalni byli prawie pewni, że to właśnie on zaplanował skok. Jego wykonaniem miał się zająć natomiast jego podwładny - William Youngworth, który zapewne zlecił kradzież osobom dotychczas niezajmującym się tą złodziejską działką.

Ślepy trop

Choć Connor zapewniał, że gdyby to on zorganizował kradzież, to pierwszym obrazem, który by zniknął, byłoby "Porwanie Europy" Tycjana, to równocześnie chełpił się, że może odzyskać skradzione obrazy w pół godziny. FBI mu nie uwierzyło, bowiem już wcześniej przychodził do nich z różnymi rewelacjami dotyczącymi skradzionych antyków i żadne z nich nie okazały się prawdą. Natomiast Youngworth, który ponowił żądanie szefa, jak również oczekiwał wypłaty nagrody za zwrot antyków do bostońskiego muzeum, zabrał nawet jednego dziennikarza z lokalnej gazety w nieznane miejsce, by pokazać mu jeden ze skradzionych obrazów.

Zebrane przez dziennikarza próbki dowiodły jednak, że obraz jest kopią płótna skradzionego z bostońskiego muzeum. Youngworth nie odpowiedział także na apel FBI, by zwrócić jeden z obrazów i w ten sposób udowodnić swoją prawdomówność. Także Connor, który jest na wolności od 2000 r., nie doprowadził śledczych do skradzionych dzieł sztuki. Niedawno FBI zdecydowało, że wznawia śledztwo. Osoba, która doprowadzi śledczych do odnalezienia obrazów, otrzyma nagrodę w wysokości 5 mln dolarów.

Obecnie, o kradzieży sprzed 20 lat przypominają wiszące na muzealnych ścianach puste ramy. Dokładnie te same, z których wyjęto dzieła Rembrandta, Vermeera, Degasa, Flincka i Maneta.

Marcin Wójcik

P.S. Największa kradzież dzieł sztuki w historii miała miejsce 18 marca, a wiesz, co wydarzyło się 17 marca? Sprawdź koniecznie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzeum | trop | 20 lat | obraz | FBI | kradzież
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy