Defibrylator: Fantastyczna maszyna Frankensteina

Defibrylator - urządzenie które ziściło marzenia o przywracaniu umarłych do świata żywych /123RF/PICSEL
Reklama

Rozwój medycyny od wieków budził wiele emocji, szczególnie jeśli na horyzoncie pojawiał się temat nieśmiertelności. Marzenie człowieka o ożywianiu umarłych przerodziło się ze sfery fantasy do realności. Kiedy w 1818 roku światu ukazała się powieść o wskrzeszonym Frankensteinie, jej autorka opisała proces i mechanizm - impulsu elektrycznego przepuszczonego przez ciało człowieka. Tak działa właśnie znany nam defibrylator.

Oczywiście świat opisany w powieści to tylko wytwór umysłu autorki dzieła - Mary Shelley. Prawdopodobnie inspiracją dla tej historii były wydarzenia z dolnośląskiej miejscowości Frankenstein z początku XVII wieku i tzw. "afera grabarzy", którzy mieli się dopuścić bezczeszczenia zwłok oraz prace włoskiego fizyka Giovanniego Aldini, badającego wpływ elektryczności na ludzkie ciało.

Aldini za pomocą baterii ogniw galwanicznych demonstrował publiczności wpływ przepływającego prądu na mięśnie zmarłych ludzi. Takie pokazy urządził min. w Bolonii, Paryżu i Londynie, gdzie wzbudziły one wiele emocji, a szeroka opinia publiczna dowiedziała się o nich czytając relacje w The Times. Prawdopodobnie Shelley wtedy poznała osiągnięcia włoskiego badacza i umieściła ten wątek w swoim dziele.

Reklama

Prace nad tym "boskim urządzeniem" trwały równolegle w kilku ośrodkach i na początku impulsu elektrycznego nie wiązano bezpośrednio z ratowaniem życia. Dopiero w 1947 roku profesor Claude Beck po raz pierwszy zastosował defibrylację u człowieka. Co ciekawe była to defibrylacja wewnętrzna, gdzie elektrody przyłożono bezpośrednio do mięśnia sercowego chorego 14-latka. W tym celu otwarto klatkę piersiową, a zabiegu dokonano na sali operacyjnej.

Żeby jednak nieść szybką i skuteczną pomoc poza szpitalem, potrzebne było przenośne urządzenie do defibrylacji zewnętrznej, w sytuacji gdzie taki "impuls życia" uratuje kogoś na ulicy, w domu, czy sklepie. Pacjent z zatrzymaniem krążenia dopiero w latach 60. mógł liczyć na taki sprzęt. Defibrylatory pojawiły się w placówkach służby zdrowia, a z czasem też w karetkach pogotowia.

W tych ostatnich stał się podstawowym wyposażeniem ambulansów ratunkowych w zachodniej Europie i USA. W polskich karetkach pierwsze defibrylatory pojawiły dopiero pod koniec lat 60. wraz z tworzonymi wówczas specjalistycznymi zespołami "R" - reanimacyjnymi. W ich skład oprócz kierowcy i sanitariusza wchodził lekarz specjalista i pielęgniarka. Natomiast w latach 70. obserwując wzrost zachorowań na choroby układu krążenia i dużą liczbę zawałów pojawiły się też zespoły "kardiologiczne".

Niestety - w obu przypadkach trudno mówić o jakimś dobrym dostępie do tego urządzenia. Sprzęt tego rodzaju produkowany był głównie na zachodzie, czyli za trudno osiągalne dewizy. Rozwiązaniem były wyroby krajowe np. zabrzańskiego TEMED-u, których zasada działania była podobna, ale np. waga większa od zachodnich konkurentów. Najpopularniejszy w tym czasie defibrylator "wrk" ważył aż 47 kg!

W porównaniu ze sprzętem używanym dzisiaj, ludzi pracujących w zespole "R" można określić mianem - herosów! Wynieść cały sprzęt do mieszkania na 4 piętrze bez windy i jeszcze udzielić skutecznej pomocy było nie lada wyzwaniem. W dużych aglomeracjach PRL-u karetek "R" było kilka, niestety dużo gorzej wyglądało to poza nimi i na wsiach. Jeśli ktoś z rodziny albo gapiów nie udzielił pierwszej pomocy po kilkudziesięciu minutach jazdy do pacjenta, lekarzowi pozostało jedynie stwierdzić... zgon.

W latach 90. wraz z modernizacją pogotowia ratunkowego i myślenia o skutecznym ratownictwie pojawiły się pierwsze pomysły adaptacji zachodnich rozwiązań min. sieci automatycznych defibrylatorów AED. Obecnie programem "Impuls życia" jest objętych kilka dużych miast, defibrylatory pojawiły się też na stacjach benzynowych, zakładach produkcyjnych ale też gospodarstwach domowych i jednostkach OSP. Czas jest najważniejszy przy nagłych zachorowaniach, a technologia niegdyś fantastyczna została dostosowania do używania przez każdego.

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Jego artykuły o historii ratownictwa pojawiają się regularnie w serwisie Menway.interia.pl.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy