Bitwa w kraju Dziadoszan. Co wiemy o pierwszym wielkim zwycięstwie Polaków nad Niemcami?

Bitwa na ziemi Dziadoszan skończyła się wielkim triumfem wojsk Bolesława Chrobrego /domena publiczna
Reklama

Ten najazd na Polskę zdecydowanie nie wyszedł cesarzowi Henrykowi II. Kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1015 roku uciekał, zostawiając swoją armię na wrogiej ziemi, przeczuwał, że może być z nią źle. Nie sądził jednak, że zostanie dosłownie zmieciona z powierzchni.

Wrogość między niemieckim królem i polskim księciem narastała już od trzynastu lat. Wszystko zaczęło się w 1002 roku w Merseburgu. Doszło tam do próby zamachu na życie Bolesława Chrobrego, za który ten obwiniał Henryka II. Czy słusznie, nie wiadomo. W każdym razie od tego momentu wojowie obu władców zabijali się nawzajem, zagarniali grody i poddanych.

Konflikt, wprawdzie przerywany pokojami, rozejmami i przysięgami, zdawał się nie mieć końca. Niemieccy rycerze odnosili sukcesy, lecz nie potrafili postawić kroki nad "i". Odebrali Piastowi Czechy i Miśnię, zdołali dojść nawet pod Poznań, ale nie byli w stanie wykurzyć go z Łużyc, Milska i Moraw.

Reklama

W 1013 roku pojawiła się nadzieja, że przedłużająca się wojna dobiega końca. Zwaśnieni władcy zawarli w Merseburgu pokój. Niemiecki monarcha szykował się wówczas do wyprawy do Rzymu, gdzie zamierzał ozdobić skroń cesarską koroną. Polski śpieszył się do inwazji na Ruś, bo tamtejszy książę Włodzimierz uwięził jego córkę. Pozorna idylla trwała jednak zaledwie kilka miesięcy...

A więc wojna!

W 1013 albo 1014 roku Bolesław, który raz już zasmakował rządów nad Czechami, spróbował odzyskać władzę nad ojczyzną Szwejka. Rządził tam jego kuzyn Ołdrzych, lojalny wobec Henryka II. Polski książę, doświadczony intrygant, najpierw uciekł się do podstępu. Chciał wmanewrować krewniaka w antykrólewski spisek, a później wyrzucić go z Pragi... niemieckimi rękami! W tym celu   wysłał na rozmowy swojego ulubionego syna, Mieszka Lamberta.

Niestety, że Ołdrzych zorientował się, w czym rzecz, i uwięził Mieszka. Na wieść o tym niemiecki król zażądał wydania więźnia, co praski poddany z wielkim ociąganiem uczynił. I wtedy pamiętliwy i mściwy monarcha popełnił błąd. Zamiast odesłać zakładnika do ojca, jak sugerowali mu mądrzejsi doradcy, zatrzymał go pod kluczem. Dopiero po jakimś czasie przekazał go grupie możnowładców, którzy poręczyli za młodego księcia i odesłali do Chrobrego. Ten jednak dyszał już żądzą zemsty.

Wrogość Piasta było widać na każdym kroku. Kiedy Henryk kazał mu przysłać rycerzy na włoską wyprawę, odmówił. Kiedy po powrocie do Rzeszy, już jako cesarz, wezwał go przed swoje oblicze, odmówił. Kiedy kazał mu zwrócić Łużyce i Milsko, odmówił. Zresztą co tam odmówił! Zagroził najazdem na Rzeszę!

Było jasne, że wojna jest tylko kwestią czasu. Niemiecki władca przygotował się do niej wyjątkowo starannie. Latem 1015 roku na Polskę ruszyły aż cztery armie. Pierwszej przewodził sam cesarz, drugiej saski książę Bernard II, trzeciej - czeski książę Ołdrzych, a czwartej - margrabia austriacki Henryk Mocny. Pierwsza i druga szły z zachodu, by zgodnie z planem spotkać się gdzieś między rzeką Odrą a Poznaniem. Trzecia i czwarta otrzymały zadanie ataku z południa.

50 najważniejszych i najchwalebniejszych polskich zwycięstw opisanych przez czołowych historyków i najbardziej poczytnych publicystów znajdzie w bogato ilustrowanej publikacji "Polskie triumfy". To doskonały pomysł na prezent. Znajdziecie ją w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, gdzie krył się sekret morderczej skuteczności husarii Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, gdzie krył się sekret morderczej skuteczności husarii.

Miłe złego początki

Bolesław wydał rozkaz spowolnienia marszu najeźdźców, jednak starania książęcych wojów nie na wiele się zdały. Armia cesarza posuwała się do przodu. Przekroczyła bagna nad Sprewą i ruszyła w kierunku Krosna nad Odrą, około 83 kilometry na wschód od Lubinia. Już 3 sierpnia 1015 roku Niemcy przeprawili się przez Odrę, zapewne korzystając z jakiegoś niestrzeżonego brodu, po czym dosłownie zmietli broniący przejścia oddział Polaków pod wodzą Mieszka.

Kronikarz Thietmar, opierający się na relacjach naocznych świadków, podaje, że po stronie cesarskiej poległo zaledwie trzech rycerzy. Tymczasem "liczba zabitych po stronie nieprzyjaciela nie była mniejsza od sześciuset". Po tym zwycięstwie droga do Poznania stała otworem. Należało tylko poczekać na armie Bernarda, Ołdrzycha i Henryka Mocnego...

Niestety, żadna z nich nie przybyła. Niedługo po zwycięstwie koło Krosna Odrzańskiego stawili się przed obliczem cesarza wysłannicy z armii Ołdrzycha i Henryka Mocnego. Okazało się, że w międzyczasie morawscy wojownicy Chrobrego urządzili wypad na Austrię. Wprawdzie Henryk Mocny rzucił się za nimi w pościg i zwyciężył w krwawym boju, ale nie było szans, by na czas dotarł ze swoimi ludźmi do Wielkopolski. Z kolei Ołdrzych zdobył Bieżuniec i - jak pisze nieoceniony Thietmar - "wziął tam do niewoli co najmniej tysiąc mężów, nie licząc kobiet i dzieci, po czym spaliwszy go, powrócił do siebie jako zwycięzca".

Nie był to dla cesarza koniec rozczarowań. Wkrótce do jego obozu dotarli piesi wysłannicy księcia saskiego Bernarda II. Przekazał on, że po wyminięciu Bolesława, który bronił przeprawy na rzece, udało mu się puścić z dymem kilka miejscowości. Później jednak... i on uznał, że nie będzie w stanie połączyć się z armią cesarską, więc wrócił do domu!

Tak rozwiały się nadzieje Henryka o marszu na Poznań. Z niewielką liczbą rycerzy, którą miał przy sobie, i bez wsparcia feudałów, mogł o tym tylko pomarzyć. Pozostało mu jedynie zarządzić odwrót i zrobić wszystko, by nie wpaść na polskich wojów.

W kraju Dziadoszan

Wielu spodziewało się, że cesarz wycofa się tą samą drogą, którą przyszedł. Tak myślał przede wszystkim sam Chrobry. Jego przeciwnik odbił jednak sprytnie na południe. Sforsował rzekę prawdopodobnie w okolicy miejscowości Cigacice (dzisiejszy powiat zielonogórski) i znalazł się ze swoim wojskiem na ziemi plemienia Dziadoszan (Dziadoszyców).

Tereny te należały do monarchii Piastów zapewne od czasów Mieszka I, ojca Chrobrego. W praktyce oznaczało to przede wszystkim obowiązek płacenia danin oraz goszczenia księcia i jego świty na swój koszt. A także, rzecz jasna, ścigania uchodzącego z kraju przeciwnika.

Do tego ostatniego zadania podchodzono różnie, ale tym razem Dziadoszanie byli gotowi sumiennie wywiązać się ze swojej powinności. Pięć lat wcześniej, w 1010 roku, w czasie jednej z poprzednich wypraw przeciwko polskiemu władcy ich ziemie zostały dotkliwie spustoszone przez wojska Henryka II. Żądza zemsty tym razem okazała się silniejsza od strachu.

Armia niemiecka rozbiła obóz w zupełnym pustkowiu, ale polskim zwiadowcom udało się go zlokalizować. Aby zyskać na czasie, Chrobry wysłał tam opata Tuniego, swojego zaufanego doradcę. Mnich oficjalnie przedstawił propozycje pokojowe. Oczywiście, był to blef. Kiedy Tuni negocjował z cesarzem, wojowie Piasta pędzili w stronę obozu, a emisariusze księcia wzywali Dziadoszan, by stawili się uzbrojeni i wypełnili swój obowiązek walki z nieprzyjacielem.

Monarcha znał jednak dobrze swojego wroga i od razu zwietrzył podstęp. Wiedział, że bitwa jest kwestią dni, a może nawet godzin. Zatrzymał siłą Tuniego, czekając aż wojsko przejdzie przez bagna, korzystając ze zbitych naprędce mostów. Zwolnił go dopiero, kiedy cesarscy ludzie poczuli twardy grunt pod nogami.

Władca Rzeszy chciał za wszelką cenę uniknąć rozprawy na wrogiej ziemi, z liczniejszym przeciwnikiem. Niestety, pochód jego armii zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wąskie leśne drogi sprawiały, że rozciągała się na kształt długiego węża. Marsz opóźniała też konieczność torowania dróg dla wozów, na których wieziono ekwipunek, prowiant i łupy, zdobyte w bitwie koło Krosna Odrzańskiego.

Wreszcie Henryk nie wytrzymał. Wydzielił hufiec konnych rycerzy i ruszył przodem, opuszczając swoją armię. Na jej czele pozostawił arcybiskupa magdeburskiego Gerona, margrabiego Gerona i palatyna saskiego Burcharda. Przed odjazdem zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Smutną ironią jest fakt, że co najmniej dwóch pierwszych sprzeciwiało się wcześniej wojnie z Chrobrym.

Wojowie ukryci w lesie

We wczesnym średniowieczu Słowianie generalnie unikali otwartych bitew. Szansy na zwycięstwo szukali w leśnych gęstwinach. Bolesław do tej pory stosował tę samą strategię. W trwającym od 1003 roku konflikcie ani razu nie odważył się wyprowadzić wszystkich sił naprzeciw wroga i zmierzyć się w walnej bitwie. Wolał cofać się, chować w grodach, uprawiać "wojnę szarpaną".

Jednak w sierpniu 1015 roku polski władca zwietrzył swoją szansę. Jeżeli kiedykolwiek miał zniszczyć cesarską armię, to właśnie teraz! Przygotował zasadzkę, z której nie powinien wyjść żywy żaden Niemiec.

Polski książę wykorzystał fakt, że wojska pod wodzą obu Geronów i Burcharda zdążały zwykłą, wyciętą w lesie ścieżką. Jego ludzie usadowili się po obu jej stronach. Znaleźli się tam między innymi jego drużynnicy, najlepsi z najlepszych, drodzy w utrzymaniu, ale warci swojej ceny. Uzbrojeni byli w kosztowne, choć niezbyt długie miecze służące do rąbania, ubrani zachodnim wzorem w skórzane kaftany nabijane żelazem, ze stożkowymi hełmami na głowach.

Większość oddziałów Chrobrego stanowili natomiast Dziadoszanie z pospolitego ruszenia. W ich rękach pojawiały się topory, włócznie, łuki, proce, a nawet maczugi. Chroniły ich drewniane tarcze, pokryte skórą. Znali doskonale okoliczne lasy.

"...rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo..."

Do decydującego spotkania doszło 1 września 1015 roku. Tak polsko-niemieckie starcie opisał kronikarz Thietmar:

"Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele, nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał."

W feudalnej Europie zwykle opłacało się wziąć rycerza do niewoli, aby uzyskać wysoki okup, a nie zabijać. Jednak Dziadoszanie, pamiętający o wydarzeniach sprzed pięciu lat, o spalonych domach, zabitych krewnych, zgwałconych matkach, żonach i córkach, nie mieli litości.

W bitwie zginęło, jak zanotował Thietmar, "dwustu najprzedniejszych rycerzy, o których imionach i duszach niechaj Bóg wszechmogący w swym miłosierdziu pamięta!". Poległ też niechętny wojnie margrabia Gero. Wzmianka o jego śmierci pojawiła się w "Rocznikach kwedlinburskich", niezwykle cennej kronice z tego okresu. Ślad po bitwie znalazł się zresztą nawet w dalekim Weissenburgu w północno-wschodniej Francji. W klasztorze benedyktyńskim zapisano: "Udo komes wraz z innymi został zabity".

Do niewoli dostała się zaledwie garstka Niemców. Może to jakiś znaczniejszy polski dowódca zwietrzył w tym interes? Nieliczni zdołali uciec, pędząc w nieznane, wyrąbując sobie drogę mieczami i chroniąc się tarczami przed zatrutymi strzałami. Wśród uciekinierów znaleźli się arcybiskup Gero i ranny palatyn Burchard.

Pierwsze wielkie zwycięstwo

Ocalała z rzezi garstka z dwoma pozostałymi przy życiu dowódcami zdołała dogonić hufiec cesarza Henryka II. Na wieść o klęsce władca Rzeszy chciał ruszyć na pole bitwy, ale odwiedziono go od tego pomysłu. Wysłano tam tylko biskupa miśnieńskiego Idziego z niewielką obstawą.

Polacy, widząc nadjeżdżający oddział, schowali się w lasach.  Gdy zauważyli, że to ledwie kilku ludzi z duchownym w łachmanach (Idzi w przeciwieństwie do innych hierarchów kościelnych nie dbał o dobra tego świata), przepuścili ich bez problemu. Biskup za zgodą Chrobrego pochował poległych, a następnie odjechał na zachód z ciałem margrabiego Gerona.

Bitwa stoczona 1 września 1015 roku na ziemi Dziadoszyców była pierwszym polskim zwycięstwem nad cesarską armią. Nie zakończyła jednak działań wojennych. Wprawdzie cesarz Henryk II bezpiecznie dotarł do Rzeszy, ale niebawem jego śladem wyruszył Mieszko Lambert. Przeprawił się przez Łabę i rozpoczął oblężenie Miśni. Nie trwało to długo. Na widok wzbierającej rzeki młody książę zwinął je już następnego dnia. Nie chciał nie zostać odcięty na wrogim terytorium.

W 1017 roku cesarz Henryk II ponownie najechał Polskę, ale tym razem jego armia utknęła pod bohatersko broniącą się Niemczą. Wreszcie w styczniu 1018 roku w Budziszynie zawarto pokój. Przypieczętowano go małżeństwem 51-letniego Bolesława Chrobrego z młodziutką Odą, najmłodszą siostrą margrabiego Gerona. Tego samego, który poległ na ziemi Dziadoszan.

50 najważniejszych i najchwalebniejszych polskich zwycięstw opisanych przez czołowych historyków i najbardziej poczytnych publicystów znajdzie w bogato ilustrowanej publikacji "Polskie triumfy". To doskonały pomysł na prezent. Znajdziecie ją w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, gdzie krył się sekret morderczej skuteczności husarii Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, gdzie krył się sekret morderczej skuteczności husarii.

Michael Morys-Twarowski -  Absolwent prawa i amerykanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, na tej samej uczelni obronił doktorat z historii. Współautor 3 monografii i kilkudziesięciu publikacji naukowych, poświęconych głównie historii Śląska Cieszyńskiego. W lutym 2016 ukazała się jego najnowsza książka pod tytułem "Polskie Imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą". Stały współpracownik Polskiego Słownika Biograficznego. Publikuje m.in. w "Focusie Historia".

 

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy