"Nie ma zadań niewykonalnych". Gdy wróg mówi po rosyjsku

Izrael od samego początku swego istnienia musiał zmagać się z wieloma przeciwnikami, którzy przez pewien czas byli wspierani przez ZSRR. Na początku jedynie sprzętowo, a później pojawili się także radzieccy żołnierze. W kwietniu 1970 roku doszło do starcia pomiędzy izraelskim lotnictwem a radzieckimi pilotami. Piszą o tym Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal w książce "Nie ma zadań niewykonalnych". Poniżej fragment tego dzieła.

18 kwietnia 1970 roku, w szczytowym okresie wojny na wyczerpanie, dwaj izraelscy piloci phantomów, Ejtan Ben Elijahu oraz Rami Harpaz, wracali z rozpoznania fotografi cznego nad Egiptem. Wojna na wyczerpanie wybuchła krótko po zakończeniu wojny sześciodniowej i początkowo walki toczyły się głównie w rejonie wokół Kanału Sueskiego, ale ich obszar stopniowo się rozszerzał i izraelskie lotnictwo przeprowadzało zuchwałe wypady w głąb terytorium egipskiego.

Tego ranka, kiedy Ben Elijahu i Harpaz lecieli w stronę Izraela, na dużej wysokości pojawiło się kilka egipskich myśliwców MiG-21. W tym spotkaniu nie było nic szczególnego, ale tym razem urządzenia nasłuchowe należącej do wywiadu wojskowego Jednostki 515 (później Jednostki 8200) zarejestrowały dziwne głosy mówiące w nieznanym języku.

Reklama

Język ten jednak rozumiał, jak się okazało, młody człowiek imieniem Dawid, który służył w bazie Umm Hasziba na Synaju. Bezzwłocznie zadzwonił do swojego dowódcy, majora Tuwii Feinmana, i zameldował podekscytowany:

- Nagraliśmy rozmowy sowieckich pilotów myśliwskich. Feinman odpowiedział barwnym przekleństwem. Wiedział, że w Egipcie pracują rosyjscy technicy, instruktorzy i doradcy - ale nie piloci - i wysunął przypuszczenie, że Dawid oraz jego koledzy nagrali rozmowę między nimi.

- Nie, Tuwia - odparł Dawid. - To coś innego.

Feinman natychmiast wysłał do Umm Hasziby helikopter po taśmy z nagraniami rozmów. Ponieważ mówił biegle po rosyjsku, przesłuchał je, po czym pospieszył do szefa wywiadu wojskowego, generała Aharona Jariwa. O 20.00 Jariw odbył nie planowaną rozmowę z premier Goldą Meir, która jeszcze tej nocy przekazała nagrania prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Richardowi Nixonowi.

Nagrania były niezbitym dowodem: Sowieci nie tylko dostarczali broń Egiptowi, ale także wysyłali tam w tajemnicy oddziały wojskowe i eskadry myśliwców. Samoloty miały znaki egipskich sił powietrznych, ale latali nimi piloci radzieccy!

Oznaczało to niebezpieczny obrót spraw. Izrael nie chciał się wplątać w konflikt z supermocarstwem. Związek Radziecki był głównym dostawcą broni do Egiptu i Syrii (a później Iraku), począwszy od połowylat pięćdziesiątych XX wieku, i ponownie po pokonaniu armii egipskiej przez Siły Obronne Izraela w 1967 roku. Moskwa na prośbę prezydenta Egiptu wysłała specjalistów wojskowych, doradców, kontrolerów ruchu powietrznego i pilotów. Utrzymywano to w tajemnicy do czasu odkrycia ich obecności przez Izrael. (...)

Reakcja

Podniosło to utajony konflikt między Izraelem a Związkiem Radzieckim na niebezpieczny poziom. Izrael starał się go jeszcze bardziej nie eskalować. Minister obrony Mosze Dajan polecił dowódcy sił powietrznych, Mordechajowi Hodowi, wstrzymanie ataków w głąb Egiptu. Amerykanie również doradzali ostrożność - w końcu, mówili, Izrael nie chce konfrontacji z supermocarstwem. Ale pewność siebie Sowietów tylko rosła: zainstalowali swoje baterie rakietowe na brzegach Kanału Sueskiego, a ich samoloty prześladowały izraelskie odrzutowce, które prowadziły rozpoznanie fotograficzne lub naloty, próbując wciągnąć je w walkę. Raz trafili nawet rakietą powietrze-powietrze w ogon skyhawka; pilot zdołał wylądować w bazie lotniczej Refidim na Synaju.

Meir i Dajan wciąż się wahali. Ale 25 lipca, kiedy izraelskie skyhawki zaatakowały egipskie pozycje przy Kanale Sueskim, na niebie pojawiły się sowieckie migi i przegoniły je nad Synaj. "Supermocarstwo supermocarstwem, ale trzeba coś zrobić", mruknęła pod nosem Meir i rozkazała, żeby Izrael zrewanżował się Rosjanom, jak na to zasługują.

Hod postanowił opracować operację skierowaną przeciwko Rosjanom: powietrzną zasadzkę z rodzaju tych, które jego piloci zastawiali już w tym regionie wiele razy. Do zaplanowania czegoś specjalnego wybrano Dawida Porata, który przygotowywał te zasadzki w przeszłości. Ale jak można urządzić zasadzkę na przejrzystym niebie? Hod zebrał zespół najlepszych pilotów izraelskich sił powietrznych i, 30 lipca 1970 roku, rozkazał im zastawić pułapkę obmyśloną przez Porata.

Pułapka

Obszar, który wybrano na teren bitwy, znajdował się w jednej trzeciej drogi między Kairem a miastem Suez, blisko bazy Katameja, gdzie stacjonowały samoloty rosyjskich eskadr. Izraelskim otwarciem w tej operacji - o kryptonimie "Rimon 20" - był start czterech phantomów, prowadzonych przez Bena Elijahu, z bazy Ramat Dawid. Samoloty przeleciały nad Zatoką Sueską i zaczęły atakować egipskie pozycje pod Adabiją. Phantomy udawały myśliwce Skyhawk, które miały ograniczone możliwości i nie dorównywały sowieckim migom. Zataczały koła nad celem - naśladując amerykańskich Indian krążących konno wokół kowbojów - przy czym za każdym razem jeden z nich nurkował, zrzucał bomby na egipskie stanowiska, a następnie wracał do formacji.

Była to klasyczna taktyka skyhawków. Na ekranach swoich radarów Egipcjanie i Rosjanie widzieli cztery kropki krążące nad Adabiją i dla kontrolerów naziemnych było jasne, że są to skyhawki. Jednocześnie na tych samych ekranach pojawiła się kropka przesuwająca się z północy na południe na wysokości 6 tysięcy metrów. Kontrolerzy zidentyfikowali ją jako samotnego mirage’a, wykonującego najpewniej zadanie rozpoznawcze.

Tutaj Izraelczycy także wprowadzili ich w błąd. Samotna kropka była w rzeczywistości kluczem czterech mirage’y, lecących w bardzo zwartej formacji, dzięki czemu wyglądały na ekranach radarów jak pojedynczy samolot. Izraelscy piloci meldowali nawet przez radio o postępach rozpoznania. Razem te wszystkie samoloty tworzyły przynętę - wyglądały na nie uzbrojony samolot zwiadowczy i cztery przestarzałe skyhawki.

Dowódca rosyjskich eskadr dał się nabrać i postanowił wypuścić swoich pilotów na łatwą zdobycz. Rosjanie nie wiedzieli, że z Ramat Dawid wystartowała jeszcze jedna czwórka mirage’y, które leciały właśnie nad Synajem na małej wysokości, poniżej szczytów wzgórz, przez co nie były widziane przez ich radary. W tym samym czasie cztery kolejne myśliwce Mirage czekały z włączonymi silnikami na pasach startowych lotniska Bir Dżifdżafa na Synaju.

Jak w swojej książce "No Margin for Error: The Making of the Israeli Air Force" napisał Ehud Jonaj, Poratowi udało się dzięki podstępowi "ukryć na błękitnym niebie cztery mirage’e i cztery phantomy, a w pobliżu jeszcze osiem mirage’y".

Polowanie

Rosjanie poderwali cztery czwórki migów z baz lotniczych Bani Suwajf oraz Kom Oszajm. Pierwsza, dowodzona przez kapitana Kamieniewa, leciała na północ, w kierunku pojedynczego mirage’a, który prowadził rozpoznanie. Druga, pod komendą dowódcy eskadry, kapitana Nikołaja Jurczenki, miała się zbliżyć do tego mirage’a manewrem kleszczowym z południa. Trzecia czwórka pod dowództwem kapitana Saranina miała zaatakować izraelski samolot od zachodu. Kolejne cztery migi skręciły w kierunku "skyhawków"; kilka minut później w powietrze wzbiły się jeszcze cztery migi.

W centrum operacyjnym izraelskich sił powietrznych Hod wcisnął przycisk stopera i rozkazał swoim pilotom atakować.Rosjanie osłupieli. "Samotny" mirage nagle stał się czterema, które odrzuciły zapasowe zbiorniki paliwa i skręciły w stronę migów. Cztery "skyhawki" niespodziewanie wzbiły się wysoko w niebo i okazały się supernowoczesnymi phantomami, które spadały z góry na migi.

Następnie na scenę wpadły jeszcze cztery mirage’e, które leciały nisko nad Synajem, a zaraz za nimi cztery czekające na pasach startowych w Bir Dżifdżafa. Głosy sowieckich kontrolerów naziemnych nagle ucichły, gdy elektroniczni czarodzieje izraelskich sił powietrznych zagłuszyli ich kanały radiowe. Rosyjscy piloci, przyzwyczajeni do stałego strumienia poleceń swoich kontrolerów, pogubili się, nie wiedząc, co robić.

Pierwszego miga strącił pilot mirage’a Aszer Snir. Pilot zestrzelonej maszyny katapultował się i czasza jego spadochronu rozkwitła na niebie będącym polem powietrznej bitwy, w której starło się trzydzieścisześć samolotów. Awihu Ben Nun i Awiem Sela także strącili dwa samoloty, a Awraham Salmon i Jiftach Spektor dodali do tego jeszczem dwa.

Rosyjscy piloci nie byli przyzwyczajeni do bitew powietrznych, w których ich typowa formacja się rozpada i nie ma kontroli naziemnej, która by nimi kierowała. Początkowo ich głosy były spokojne, ale z czasem zaczął w nich pobrzmiewać coraz większy strach, a niektórzy krzyczeli nawet: "Przerwać walkę!".

Rosyjscy kontrolerzy naziemni także stracili opanowanie, bezowocnie próbując nawiązać kontakt z pilotami i wywołując ich po imieniu. Niektórzy z rosyjskich pilotów wycofali się z walki i uciekli do swoich baz; inni także próbowali oderwać się od Izraelczyków, ci jednak ścigali ich nieustępliwie. Po ponad dwóch minutach walki Hod zerknął na swój stoper i wydał rozkaz zaprzestania działań.

Z odbiorników radiowych popłynął głos izraelskiego kontrolera naziemnego: "Do wszystkich, przerwać łączność. Natychmiast się rozłączyć i wynosić się stamtąd!".

Niebo rzeczywiście natychmiast opustoszało i izraelskie odrzutowce skierowały się w stronę swoich baz. Pozostawiły za sobą pięć migów płonących na egipskiej pustyni; trzech sowieckich pilotów zdołało wylądować na spadochronach, dwóch zginęło.

Moskwa była w szoku. Następnego dnia marszałek Pawieł Stiepanowicz Kutachow, naczelny dowódca Wojsk Lotniczych Związku Radzieckiego, przyleciał do Egiptu, żeby dokonać oceny przyczyn niepowodzenia swoich pilotów. (...)

Strzelają szampany

Podczas gdy w Egipcie toczyły się nieprzyjemne w skutkach dochodzenia, w izraelskich bazach lotniczych wydawano skromne przyjęcia. Dowódcy sił powietrznych nie zapomnieli o "Greczkach" (oficerach wywiadu - przyp. Red.) i wysłali im pewną liczbę butelek szampana. Po kryjomu świętowali też piloci egipscy, którym sowieccy koledzy nie szczędzili zniewag - drwili z ich niezdolności do stawienia czoła izraelskiemu lotnictwu.

Dla upokarzanych Egipcjan był to słodki odwet na sojusznikach. Po kilku dniach wieści przeciekły do zagranicznej prasy i historia operacji "Rimon 20" eksplodowała dramatycznymi nagłówkami w gazetach na całym świecie.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy