​Mroźne piekło: Najgorsze zimy w Polsce

Zimy w Polsce potrafiły być naprawdę ciężkie. Być może w XXI wieku też czeka nas "Zima Stulecia" /Wikimedia Commons /East News
Reklama

Potrafiły skutecznie sparaliżować kraj i spowodować gigantyczne straty. Zamarznięty Bałtyk, -40 stopni, brak bieżącej wody i prądu, czołgi zrywające lód... Wydaje wam się, że obecne zimy są nieprzyjemne? Pogoda pokazała Polakom kilka razy, że może być o wiele gorzej.

Kiedyś to były zimy. Ile razy słyszeliście już to zdanie? Choć większość zapewne ma go dosyć, to jest w nim sporo prawdy. I należy się z tego cieszyć, a nie narzekać, bo bywało naprawdę ciężko. 

Bałtyk skuty lodem

Półtora tysiąca lat temu klimat w naszym rejonie był ponoć o wiele łagodniejszy. Niektórzy eksperci twierdzą nawet, że to właśnie zachęciło Słowian do osiedlania się na ziemiach, na których powstała później między innymi Polska. Gdyby wtedy panowały takie zimy, jakich doświadczamy teraz, nikt nie chciałby tu mieszkać. Poważne ochłodzenie przyszło dopiero około XIII wieku, spowodowane prawdopodobnie przez potężną erupcję wulkanu Samalas w Indonezji, w 1257 r.

Reklama

W późniejszych latach często zdarzało się, że na czas zimy zamarzał Bałtyk. Według historyków pomiędzy Danią, Lubeką i Gdańskiem wytyczane były zimowe szlaki handlowe. Na skutej lodem tafli morza organizowano targi i stawiano gospody. Znane są też przypadki przemarszu wojsk z jednej strony Morza Bałtyckiego na drugą.

1928-1929

Luty roku 1929 do dzisiaj pozostaje najzimniejszym miesiącem w historii (od kiedy zaczęto robić pomiary). To wtedy padło wiele rekordów zimna, które nie zostały pobite do dziś. Średnia temperatura wynosiła około 14,5 st. poniżej zera, oficjalnie najniższą zarejestrowaną temperaturą było -40,6 st. w Żywcu, ale lokalne media donosiły o wskazaniach -44 st. w Kolbuszowej, -45 st. w Rabce czy nawet -48 st. w Grybowie.

Infrastruktura kolejowa i wodociągowa nie wytrzymała takich ekstremalnych warunków. Pękały zarówno szyny, jak i rury. Spowodowało to przerwy w dostawach bieżącej wody, materiałów opałowych i energii elektrycznej. Przypomniał o sobie również Bałtyk, który uwięził w lodzie kilka statków i zamroził port w Gdańsku.

Niskim temperaturom towarzyszyły czasami obfite opady śniegu. Tarnopol został kompletnie odcięty od świata przez "zaspy sięgające czterech metrów". W Warszawie pokrywa śnieżna sięgała 74 cm. Donoszono także o atakach dzikich zwierząt wyciągniętych przez mróz i śnieg ze swoich naturalnych siedlisk. Pod Bydgoszczą pojawiła się wataha wilków licząca 60 osobników, która przez jakiś czas nawiedzała okoliczne gospodarstwa.

1962-1963

Dla niektórych to właśnie wtedy nastąpiła zima XX stulecia. Władze Polski Ludowej po raz pierwszy musiały zmierzyć się z taką klęską żywiołową. Dała się ona we znaki na całym świecie: ujemne temperatury i śnieg w Madrycie, w Barcelonie i nawet na Florydzie.

U nas zaś w Nowy Rok 1963 r. przez kraj przetoczyła się fala opadów śniegu, paraliżując kompletnie ruch na drogach i transport kolejowy. Ówczesne media relacjonowały "styczniową bitwę o szyny".

W największych miastach podejmowano próby odblokowania najważniejszych dróg do innych ośrodków. W Poznaniu ludzie poruszali się po ulicach tunelami wykopanymi w zaspach. Z Krakowa można było po kilku dniach dostać się do Warszawy czy Katowic, ale mieszkańcy okolicznych miejscowości mogli zapomnieć o innym środku lokomocji niż sanie.

Brak dostaw oznaczał brak paliwa, a w konsekwencji energii elektrycznej i ogrzewania. W domach panował mróz, a władze podejmowały decyzje o wyłączaniu prądu na kilka godzin. Wielu pracowników nie mogło dotrzeć do pracy, więc zakłady pozbawione zasilania i siły roboczej musiały ograniczać lub nawet przerywać produkcję. Zamknięto szkoły i ośrodki kultury. 

(Materiał o walce ze skutkami zimy '63 od 1:27)

W pewnym momencie zaczęło nawet brakować jedzenia i opału - zarówno w domowych zapasach jak i w sklepach, przed którymi gromadziły się zmarznięte tłumy ludzi chcących zdobyć jakikolwiek opał. Niskie temperatury panowały prawie przez dwa miesiące, nawet pod koniec lutego termometry wskazywały do -35 st.

1978-1979

Określenie "Zima Stulecia" nie wzięło się znikąd. Co prawda front atmosferyczny napłynął do Polski już kilka dni wcześniej, ale to w sylwestrową noc 1978 r. pogoda zaatakowała z największą siłą. Kraj został dosłownie przykryty grubą warstwą białego puchu, a temperatura gwałtownie spadła.

W wielu rejonach Polski ogłoszono stan klęski żywiołowej. Powtórzyła się historia sprzed 16 lat: problemy z zaopatrzeniem elektrowni i fabryk, przerwanie dostaw prądu i brak ogrzewania.

Już 2 stycznia władze zaapelowały do Polaków, żeby nie ruszali w podróż. Oficjalne komunikaty podawały, że wyłączonych zostało 18 tys. kilometrów dróg, a zaspy na trasach sięgały 3,5 m. Ciężką sytuację na drogach próbowano opanować z pomocą wojska. Wykorzystywano nawet czołgi do zrywania pokryw lodu z asfaltu.

Starano się jednak nie siać paniki. Z fabryk oddelegowano pracowników do "walki z zimą", którzy odśnieżali miasta. W mediach apelowano o solidarność społeczną.

Skutki i koszty Zimy Stulecia były ogromne. Wstrzymana praca przemysłu, który stanowił główną gałąź gospodarki, zachwiała sytuacją Polski. Są tacy, którzy twierdzą, że zima 1978/79 była początkiem upadku rządu Edwarda Gierka, a nawet całej Polski Ludowej.

1995-1996

Co prawda ta zima nie miała tak dramatycznego przebiegu, jak wspomniane powyżej, ale na pewno może pretendować do pierwszego miejsca w swojej kategorii.

Była to bowiem najdłuższa zima XX wieku. We znaki wdał się wtedy Polakom nie ekstremalny mróz, a wyjątkowo długie i silne opady śniegu. Biała pokrywa utrzymywała się według oficjalnych statystyk aż przez 137 dni, od połowy listopada 1995 r. do połowy kwietnia 1996 r.

2005-2006 i 2009-2010

Jak dotychczas dwie najcięższy zimy w XXI wieku. 30-stopniowe mrozy po raz kolejny w niektórych częściach kraju wymusiły zamknięcie szkół, zakłóciły działanie komunikacji publicznej i uszkodziły systemy energetyczne oraz wodociągowe.

Najniższą temperaturę w obecnym stuleciu zanotowano w 2006 roku w Sulejowie. Było to -32,1 st. 

(Materiał o zimie 2005 od 6:30)

2018-2019

Przed każdą zimą zawsze pojawiają się rewelacje mówiące, że czeka nas kolejny kataklizm. Póki co nie ma co siać paniki, bo styczeń przywitał nas trochę łagodniej niż chociażby ten w 1979 r. Choć trzeba z drugiej strony przyznać, że nas nie rozpieszcza. Na początku roku w kilku schroniskach turyści musieli zostać kilka dni dłużej, a 2 stycznia trasa pomiędzy Zakopanem a Krakowem zajęła kierowcom osiem godzin. 

Zablokowane drogi, wypadki na autostradach i utrudnienia w ruchu to codzienność początku 2019 roku. Nadal są to problemy spowodowane głównie przez człowieka, a nie bezpośrednio przez pogodę. Nie wszyscy prowadząc samochód zdają sobie sprawę z tego, że jadą kilkutonowym pojazdem po warstwie zamarzniętej wody i kończy się to czasem tragicznie. Służby ratunkowe w górach także mają pełne ręce roboty. Po raz kolejny to raczej kwestia braku rozwagi turystów. Warunki są ciężkie i nie wygląda na to, żeby ta sytuacja miała się poprawić.  Czyżbyśmy mieli doświadczyć kolejnej zimy, która przejdzie do historii jak Zima Stulecia?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy