​Jelonek z dekady Gierka: Symbol PRL, który trwa do dziś

Strażacki "jelonek" w akcji /Krakowskie Muzeum Ratownictwa /INTERIA.PL
Reklama

Pod koniec lat 60. opracowano ciężarówkę, która stała się jednym z symboli motoryzacji okresu PRL, a czasy jej świetności przypadły na "złotą" dekadę Gierka. I choć w następnych latach konstrukcja mocno odbiegała już od nowoczesności, po dziś dzień jest lubiana i używana w różnych branżach. Opracowany na jego bazie ciężki pojazd gaśniczy jelcz 004 trafił na wyposażenie wielu jednostek straży pożarnej i jest w służbie do dziś.

Jelonka produkowano prawie ćwierć wieku co może budzić podziw szczególnie, że w międzyczasie opracowano szereg jego następców. Nadal jednak miał wielu klientów zarówno cywilnych jak i wojskowych. Wszedł do produkcji w 1968 roku, jako następca modelu żubr a80, a właściwie był jego mocno zmodyfikowaną i udoskonaloną wersją.

Potrzebny był rodzimy pojazd ciężarowy o wysokiej ładowności, który mógłby uzupełnić ofertę produktów ze Starachowic. Co więcej wiele wersji i zabudów specjalnych wymagało odpowiedniej platformy. To co różniło 315 od a80 wizualnie to modernizacja kabina, np. poprzez zamianę zawiasów drzwi z tzw. "kurołapa" do powszechnie stosowanych na przednim słupku, poprawił się też komfort pracy przez zastosowane wyciszenia, oraz nowy typ wentylacji i ogrzewania. Z tyłu pojawiły się dwa dodatkowe miejsca, co było np. ważne do zastosowania w straży pożarnej (4 osoby załogi zamiast 2).

Reklama

W zależności od modelu były to pojazdy o ładowności 8-12 ton, a wersja 317 czyli po prostu ciągnik siodłowy mogła holować naczepy o ciężarze od 30-36 ton! Jelcz napędzany był 200 konnym silnikiem wysokoprężnym sw680 produkowanym w WSK Mielec na licencji leylanda, ale występowały też mocniejsze wersje turbo. Poza modelem 315 i wspomnianym ciągnikiem 317 w produkcji były też wersje wydłużone czyli 316 i 318, a w latach 80. do produkcji wprowadzono model 325.

Ciężarówki były oczywiście eksportowane do innych krajów, ale swoistą ciekawostką może być współpraca z węgierską firmą Csepel, dostarczającą do jelczy min. przekładnie kierownicze. W zamian, do ciężarówek tego producenta, stosowano nowoczesne i cenione kabiny... jelcza. Jest to znany zabieg i dziś, kiedy nowoczesne kabiny stosuje się na zmodernizowanych starszych podwoziach. Użytkownicy jelczy bardzo je chwalili, w porównaniu np. ze starem była to nieco wyższa półka, a na pewno wagowo.  

 

Jak jelonek został strażakiem

Wraz z wprowadzenie nowego ciężkiego samochodu pojawiła się szanse na opracowanie rodzimego pojazdu pożarniczego typu GCBA. Zaprojektowaniem zabudowy zajęły się oczywiście doświadczone w produkcji tego typu pojazdów... Jelczańskie Zakłady Samochodowe, w tym przypadku producent również platformy. Pierwsza seria 004 powstała w 1973 roku, głównie w celu ich przebadania i sprawdzenia przydatności w jednostkach liniowych. Dopiero rok później podjęto produkcję seryjną nowego strażaka. Załogę stanowiło 4 ludzi, a sercem pojazdu był zbiornik aż 6000 litrów i autopompa a32 o wydajności 3200 litrów/minutę.

Na platformie umieszczono działko do podawania środka gaśniczego, a w niektórych wersjach aż dwa, produkcji austriackiego Rosenbauera. W 1979 roku wprowadzono do produkcji zmodernizowaną wersję 004m, w której zastosowano  już tylko jedno działko rodzimej produkcji - dwp24. Do 1982 roku produkowano na podwoziu 315, później na 325 aż do 1992 roku. Jeden z nich trafił do zbiorów Muzeum Ratownictwa w Krakowie.

Jak wspomina strażak Przemysław Pryk, obecnie dyrektor tego muzeum, to dobre auto pożarnicze.

- Jelcze bardzo dobrze wspominam zarówno wersję typowo pożarniczą 004, jak i "proszka". Tym ostatnim bardzo rzadko wyjeżdżaliśmy, głównie do pożarów transformatorów i oczywiście do... zabezpieczenia lądowisk śmigłowców. Przeglądając archiwalne filmy i zdjęcia z lądowisk papieskiej maszyny widać go dokładnie. Charakterystyczny garb czyli zbiornik na proszek - nie sposób pomylić z innym autem. Był na Błoniach, w Solvayu, raz mi się zdarzyło nim pojechać też do Oświęcimia, do zabezpieczenia lądowiska nieopodal obozu Auschwitz. Jeśli chodzi o 004 to super konstrukcja, dobrze wyważona, nie wywracało go. Miał duży 6000 litrowy zbiornik ale trzeba było uważać żeby nie porozlewać za dużo wody, bezpośrednio pod niego. Jego wada to na pewno słaba przyczepność na mokrym i zdecydowanie nie nadawał się w teren.

Ważnym zastosowaniem jelczy do celów pożarnictwa była zabudowa na nich wyspecjalizowanych agregatów, np. proszkowych. Jako pierwszy na podwoziu 315 powstał pojazd zabudowany przez niemiecką firmę total już w 1971 roku - Total PLF 3000. 4 osobowa załoga obsługiwała pojazd wedle potrzeb. Zastosowano centralnie umieszczony zbiornik na proszek 3000 kg, a na dole butle z azotem.

Gaszenie proszkiem

W 1972 roku Total zaprezentował nieco zmodernizowaną wersję "proszka" na bazie 315M, a rok później kolejną wersję. Swoją wizję adaptacji jelonka przedstawił też austriacki Rosenbauer, który w 1974 roku zaprezentował swój modułowy pojazd gaśniczy. Prawdopodobnie powstało tylko 15 sztuk takich pojazdów, oczywiście na polski rynek. Samochód gaśniczy proszkowy na bazie 315m został opracowany również w Katowickich Zakładach Wyrobów Metalowych w Siemianowicach Śląskich. W 1979 roku powstało tam kilka egzemplarzy w kooperacji z firmą total, która dostarczyła agregaty, a w 1985 roku na bazie 325 powstał całkowicie polski pojazd proszkowy, tym razem w kooperacji z zakładem "Osiny".

Oprócz gaszenia proszkiem podwozie 315 wykorzystała norweska firma skuteng do opracowania pojazdu wodno-pianowego, ze zbiornikiem łącznie na 6000 lit środków gaśniczych. Podobny pojazd w 1973 roku wykonał austriacki Rosenbauer, tylko w jednym egzemplarzu. Warto też wspomnieć o wersji jelcza nazwanej roboczo Ciężki samochód gaśniczy... śniegowy! W 1984 roku Fabryka rządzeń Okrętowych techmet z Pruszcza Gdańskiego opracowała takiego rodzynka wykorzystującego do gaszenia dwutlenek węgla. Powstało w sumie seria tylko 10 egzemplarzy.

Straż wykorzystywała jelonki także do innych zadań np. kwatermistrzowskich. Pojazdy wspierające tego typu przewoziły np. przy dużych akcjach sprzęt , a wersje samowyładowcze produkowane przez kielecki SHL do transportu piasku przy dużych powodziach. W 1975 roku Fabryka Maszyn Budowlanych "Famaba" w Głowie podjęła na potrzeby straży produkcję specjalnej wersji 10 tonowego dźwigu na podwoziu 315m. Natomiast model 317 wykorzystano do holowania cysterny-naczepy cn18 o/n jako ciężki zestaw do transportu środków gaśniczych. Naczepa mieściła aż 18000 litrów wody lub środka gaśniczego.

Na koniec warto wspomnieć o typowo pożarniczym zastosowaniu jelcza, czyli pożarniczej drabinie o długości 30 metrów. Pojazd taki opracowała wschodnioniemiecka firma IFA VEB w połowie lat 80, ale nie spełnił on wymogów polskich strażaków. Problemem była zbyt słaba konstrukcja i brak możliwości zastosowania kosza ratowniczego przystosowanego do transportu dwóch osób.        

Muzealne 315

W zbiorach Muzeum Ratownictwa w Krakowie są dwa pojazdy pożarnicze na bazie Jelcza 315. Pierwszy to oczywiście najbardziej popularny 004, wyprodukowany w 1977 roku, a przekazany do zbiorów przez Jastrzębską Spółkę Węglową. Drugi to nazywany "papieskim" tzw. "proszek" od 1972 roku służący krakowskim strażakom. Można go zobaczyć na wystawie pojazdów w krakowskim Hangarze Czyżyny.

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczął serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiać będą się w serwisie Menway.interia.pl.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy