Walcz albo zgiń – innowacyjny browar w czasach pandemii

Rok 2020 miał być dla branży gastronomicznej w Krakowie kolejnym rekordem. Setki tysięcy turystów, wydarzenia biznesowe organizowane na ogromną skalę i huczne przyjęcia weselne. Wiele dużych obiektów restauracyjno-eventowych planowało swoje budżety w oparciu o wzrost obrotów w poprzednich latach, aktualne dane ekonomiczne i informacje od klientów, związane z cyklicznymi wydarzeniami. Ale kiedy w marcu, ze względu na pandemię, konieczne stało się zamknięcie wszystkich restauracji, z planów nie zostało nic. Kryzys w branży restauracyjnej nastąpił natychmiast – dla większości firm oznaczało to całkowity brak dochodów dosłownie z dnia na dzień.


(Uwaga, dla czytelników Interii niespodzianka na końcu artykułu)

Czy w tym czasie możliwe było w ogóle utrzymanie biznesu? Co trzeba było zmienić, aby nie tylko przetrwać, ale i mieć perspektywę na przyszłość? I to przyszłość, którą wyjątkowo trudno przewidzieć. O tych trudnościach rozmawiamy z Łukaszem Klimasińskm, prezesem zarządu Browaru Lubicz w Krakowie. Firmy, która w kryzysie związanym z koronawirusem dokonała rewolucyjnej zmiany w swojej działalności.

- Jak branża gastronomiczna zareagowała na mocne obostrzenia związane z pandemią?

- Łukasz Klimasiński: Te restauracje, których oferta przystosowana była do dostaw, od samego początku walczyły o każdego klienta. Skończyły się wyjścia na kolację czy piwo i spotkania ze znajomymi w restauracjach i barach. Ludzie zaczęli sami gotować w domu, zamawiać jedzenie do domu i pić też w domu. Restauracje prześcigały się w dostępności dań na wynos i w dostawie. Niestety, nie każde danie w dostawie utrzymuje odpowiednią jakość i prezentację. Dlatego nie każda restauracja zdecydowała się na taką zmianę oferty. My również podjęliśmy decyzję o niewprowadzaniu jedzenia w dostawie.

- Ale, jak każda firma, Browar Lubicz walczył o przetrwanie?

- ŁK: Przed pandemią w weekendy w Browarze Lubicz pojawiało się kilkuset gości, co wtedy oznaczało pracę dla kilkudziesięciu osób: kucharzy, kelnerów, managerów czy piwowarów. Z dnia na dzień firma została bez dochodów, z wizją zwolnienia całego zespołu. W restauracji nie można było przyjmować gości, serwować jedzenia i piwa leżakującego w tankach. Hektolitry piwa, którego nikt w najbliższym czasie nie wypije, a które za kilka tygodni trzeba będzie wylać. Podjęliśmy decyzję o dalszej walce o firmę i pracowników. Uznaliśmy, że skoro goście nie dotrą do Browaru Lubicz, to zrobimy wszystko, żeby Browar Lubicz dotarł do gości.

- W jaki sposób tego dokonaliście?

- ŁK: Piwo na wynos w butelkach i stosowną do tego koncesję mieliśmy w naszej ofercie od samego początku, ale ta forma sprzedaży stanowiła jedynie niewielki ułamek naszych obrotów. Klienci kupowali po kilka, kilkanaście butelek na miejscu w restauracji, często na prezent albo na pamiątkę jakiegoś wydarzenia. W lokalu sprzedawaliśmy wyłącznie piwo lane prosto z tanków. Mimo, że prowadziliśmy stałą sprzedaż piwa w butelkach, to przed pandemią skupialiśmy się raczej na mocnym rozwoju oferty stacjonarnej - zmianie menu, rozbudowaniu oferty konferencyjnej i przyciągnięciu gości indywidualnych do naszych wyjątkowych wnętrz. Jednak w marcu wszystkie plany zostały anulowane. Mając jednak znakomity produkt, jakim jest piwo warzone na miejscu, podjęliśmy decyzję o postawieniu wszystkiego na jedną kartę. Sprzedaży naszego piwa na wynos. Zwróciliśmy się do naszych stałych klientów, ale także innych mieszkańców Krakowa z informacją, że zrobimy wszystko, aby utrzymać miejsca pracy w naszym browarze. Poprosiliśmy o wsparcie i pomoc.  

- Czy taka zmiana wpłynęła, a jeśli tak, to w jaki sposób, na przeformatowanie profilu firmy?

- ŁK: Zamówienie piwa prosto z browaru, możliwość pomocy lokalnemu biznesowi przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Zamówienia zaczęły spływać na nasze telefony, komunikatory, maile w ilościach, które sprawiły, że przez pierwsze tygodnie byliśmy w browarze praktycznie całą dobę. Proces produkcji naszego piwa nie zakładał nigdy masowej sprzedaży na wynos, Browar Lubicz był browarem restauracyjnym, a to nie oznacza kapslowania i etykietowania kilkuset butelek piwa dziennie. To piwo rzemieślnicze, cały proces odbywa się ręcznie. Wymaga to czasu, uwagi i doświadczenia. Przywróciliśmy do pracy sporą część zespołu, przywróciliśmy też wiarę w to, że utrzymanie biznesu w tym ogromnie trudnym czasie będzie możliwe. Nie obyło się bez błędów, konieczne było oczywiście dopracowanie poszczególnych etapów procesu. Poszukiwanie odpowiednio wytrzymałych kartonów, sposób pakowania, logistyka, jednoczesne budowanie sklepu internetowego. Uczyliśmy się na błędach, ale informacje, które otrzymywaliśmy od naszych klientów były niezmiernie budujące. Wiedzieliśmy, że ten model biznesu się sprawdza. Naszym celem było, aby  zamówienie zostało zrealizowane błyskawicznie i świeże piwo trafiło do klientów na drugi dzień po zabutelkowaniu. Klienci na nasze piwo czekali jak kania dżdżu. Tak, jak klienci pomogli nam przetrwać pandemię, tak i my prawdopodobnie pomogliśmy wielu z nich - przetrwać trudne chwile z dobrym piwem.  

- Jak zmieniła się sytuacja po poluzowaniu obostrzeń?

- ŁK: w czerwcu mogliśmy ponownie otworzyć restaurację przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa. Jednak goście początkowo byli ostrożni, zresztą wiele dużych imprez firmowych czy przyjęć weselnych nie odbyło się, wiele zaplanowanych na lato czy jesień zostało odwołanych. To dla wielu firm z branży gastronomicznej nadal ekstremalnie trudny czas. Dlatego w dalszym ciągu skupiamy się na rozwoju produktu, jakim jest piwo w butelce. W pełni działa nasz sklep internetowy www.sklep.browar-lubicz.com.pl , w którym można dokonać rezerwacji preferowanych rodzajów butelkowanego produktu. Jest to usługa dostępna na terenie całej Polski. W Krakowie mamy wyrobioną markę, ale klientów spoza naszego miasta musimy zdobywać krok po kroku. Konkurencja w branży piwnej jest ogromna, rewolucja w polskim browarnictwie sprawiła, że klienci mogą wybierać spośród wielu stylów i marek. Browary przemysłowe warzą piwo rzemieślnicze, a małe, kraftowe browary mają coraz większe zasięgi. A i konsumenci są coraz bardziej wymagający.

- Dlaczego poleciłby Pan produkty z Browaru Lubicz?

- ŁK: od początku działalności stawiamy na nasze sprawdzone pewniaki: Leżaka, Pszeniczne, Marcowe i American Pale Ale. Zależy nam, aby nasze piwo było wysokiej jakości, ale przede wszystkim po prostu pijalne i smaczne. Chcemy, żeby klient wybierał Browar Lubicz myśląc o spotkaniu ze znajomymi, grillu czy oglądaniu filmu w zaciszu domowym. Style piwa, które proponujemy tworzą komplet, w którym każdy znajdzie coś dla siebie: orzeźwiające Pszeniczne, klasyczny Leżak, biszkoptowe Marcowe czy nowofalowe American Pale Ale. Mamy klientów, którzy po pierwszym zamówieniu wybrali swój ulubiony gatunek i zamawiają tylko jeden rodzaj piwa. Browar Lubicz to piwo z Krakowa i jest właśnie jak Kraków. Jednocześnie tradycyjne i nowoczesne.

Do produkcji naszych piw wykorzystujemy składniki wyłącznie najwyższej jakości. Nasze piwa są warzone tylko z naturalnych składników, a nasi piwowarzy czuwają nieustannie nad jego jakością. Naszym celem jest, aby znakomite, rzemieślnicze piwo trafiło do klienta w możliwie krótkim czasie od zabutelkowania. I to niezależnie od tego, w którym miejscu w Polsce nasz klient aktualnie się znajduje.

Mamy w tym momencie rabat specjalny dla czytelników Interii: w naszym sklepie internetowym www.sklep.browar-lubicz.com.pl po wpisaniu kodu INTERIA można otrzymać 10% zniżkę na zakupy w naszym sklepie online. Rabat ważny jest do 30.09.2020. Serdecznie zapraszamy!

.
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy